Sun is going Down | Dazushi

43 9 3
                                    

Słońce powoli opadało, jakby chciało jak najszybciej zanurzyć się w przyjemnej, zimnej wodzie. Zmieniło kolor na ostry róż, barwiąc przy okazji chmury i taflę wody. Było ogromne i ciepłe. Rozświetlało szarą Yokohamę, nadając jej przyjemniejszego wyglądu.

Atsushi nie dostrzegał jego piękna. Pośpiesznie próbował wydostać się z portu, w którym aktualnie się znajdował. Krew lała się z jego ran, zaznaczając czerwoną ścieżkę na brudnym asfalcie. Stary port śmierdział rybami, przyprawiając go o zawroty głowy. W końcu zatkał nos, nie chcąc czuć tego zapachu.

Był wzburzony jak ocean podczas sztormu. Jego szare włosy i brudne myśli były w nieładzie, kotląc się na i w jego głowie. Nie wiedział, czy chce krzyczeć przez to, czy przez ból, jaki odczuwał.

Niepowodzenie misji nie było przewidziane. Tym razem niesamowite umysły Agencji zawiodły. Atsushi doskonale wiedział, co zawiniło. Nikt nie przewidział takiej zmiany zachowania wroga. Nikt nie spodziewał się, że to wszystko może wyglądać właśnie tak. Jednak te najgorsze scenariusze się sprawdziły. Mimo decyzji o wycofaniu straty były ogromne.

Dokuśtykał do skrzynek porozrzucanych za wielkim, blaszanym kontenerem. Wolał nie wiedzieć, co w nich przetrzymywano. Po prostu usiadł, odtykając wreszcie nos. Nie miał ochoty dłużej tu przebywać, ale miał wrażenie, że widzi coraz gorzej, a zawroty głowy stają się coraz silniejsze.

Powstrzymując wymioty, ściągnął koszulę. Rozerwał ją na strzępy, by zatamować krwotok z rany na ramieniu.

Bolało jak cholera, ale krzyk ugrzęzł mu w gardle. Wątpił, by ktokolwiek się nim zainteresował, nawet jeśli zacząłby wrzeszczeć, jednak strach nadal czaił się z tyłu jego głowy.

Strzępy koszuli były cholernie brudne i na pewno tamowanie nimi ran groziło zakażeniem, ale groźba wykrwawienia się była gorsza. Zacisnął je na ranie naprawdę mocno.

Po wszystkim opadł z sił, opierają się o kontener. Ten zadudnił, niezadowolony ciężarem, jaki na niego spadł.

Atsushi oddychał ciężko. Skręcona kostka pulsowała tępym bólem, a różne części ciała bolały, jakby ktoś wbijał w nie długie igły.

Nie wiedział, kto przeżył, a kto nie. Kazano mu uciekać, a on postąpił zgodnie z rozkazami. Teraz pozostało mu umrzeć tutaj, wykrwawiając się, albo umierając z powodu innych obrażeń, jakie odniósł. Miał nadzieję, że ktoś go jednak odnajdzie albo że opatrunek coś da, jednak rzeczywistość była bardziej drastyczna.

Słońce nie przejmowało się nim, powoli tonąc w bezkresie morza. To był naprawdę piękny zachód słońca.

Uśmiechnął się. Był zmęczony i bardzo chciało mu się pić. Odwrócił głowę w stronę złotego okręgu.

Siedział tam długo, naprawdę długo, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Widział różne rzeczy. Czasem miał wrażenie, że znajdował się całkiem gdzie indziej. Słyszał rozmowy i szepty, świat rozmywał mu się przed oczami. Kilka razy jacyś ludzie podchodzili do niego. Pytali o różne rzeczy. Wszyscy byli dziwnie jaśni, jakby ktoś pozbawił ich wszystkich kolorów, by zastąpić je bielą.

Czyżby jego towarzysze o nim zapomnieli? A może wszyscy zginęli?

Te pytania nie wybrzmiały głośno w jego głowie. Były jak delikatny wiatr. Przeleciały mu przez myśli, nie zostawiając po sobie gorzkiego smaku lęku. Były dziwnie przyjemne.

Nie miał już siły, by się podnieść. Bezwładnie zsuwał się coraz niżej, prawie leżąc na skrzynkach. Powieki powoli opadały jak kurtyna po skończonym przedstawieniu.

Uśmiech na jego ustach rozmył się, zmieniając się na wyraz obojętności. Jego twarz pobladła jeszcze bardziej, a oczy pokryła gęsta mgła.

Wtem znowu coś usłyszał. Jakby kroki, bardzo odległe, i krzyki ludzi.

Miał wrażenie, że to kolejna wizja, więc nie przejął się tym. Postarał się jednak, żeby powieki jeszcze przez chwilę pozostały niezamknięte.

Głosy stały się bliższe. Krzyki głośniejsze. Grupa ludzi prowadzących poszukiwania nareszcie znalazła to, czego szukała. Zgromadzili się naokoło mdlejącego chłopaka. Szatyn przepchnął się przez wszystkich, nie zwracając na pełne niezadowolenia głosy i przewróconych ludzi. Dopadł do nieprzytomnego Atsushiego, łapiąc go w swoje ramiona. Patrząsał nim, rozpaczliwie krzycząc jego imię. Pozostali próbowali go opanować, jednak ten nie słuchał, wciąż i wciąż powtarzając te same czynności.

Słońce prawie zniknęło za horyzontem, zabierając ze sobą cudowne barwy i przyjemne ciepło. Noc wkroczyła na nieboskłon z ponurą zapowiedzią przyszłości. 


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 12, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nonsense. | BSDWhere stories live. Discover now