Urodziny - dzień wyczekiwany przez wszystkich, ale ja zawsze czekałam na niego szczególnie. Kiedy tego ranka Noah otworzył drzwi i zaczęła się moja poranna rutyna zauważyłam, że ma do pasa przypięty krótki miecz i jakąś małą sakiewkę.
-Co tam masz?- wskazałam na sakiewkę.
-Pieniądze. Przydadzą się.- odpowiedział.
-W sumie...
Drzwi były otwarte przez cały czas, zrobię co do mnie należy i będę wolna! Oby ta próba ucieczki nie skończyła się tak, jak tamta 3 lata temu, oj w tedy to mi się dopiero dostało, ale teraz mam plan dużo lepszy niż biegnięcie w stronę słońca i krzyczenie: ,,Jestem wolna, jestem wolna, jej!". Skończyłam napełniać wiadra, już niedługo nie będę musiała tego robić. Teraz mogę nareszcie wyjść ze swojego więzienia. Kiedy tylko przekroczyłam próg poczułam się, jakby ktoś zdejmował mi niewidzialne kajdany. Uśmiechnęłam się szeroko. Żółtawy korytarz ozdobiony przy podłodze czerwonymi kafelkami wyglądał tak samo, jak zwykle. Z początku szłam powoli, ale z czasem przyśpieszyłam kroku. Chcę zobaczyć niebo, rośliny, owady, mieszkańców Sol. Dotarliśmy do innej części posiadłości. Z prawej strony był salon, za to z lewej nie było praktycznie ściany, tylko kolumny podtrzymujące sufit, ta strona wychodziła na dziedziniec, gdzie stała piękna, okazała fontanna otoczona roślinami w donicach, obecnie jedyna działająca fontanna.
-No, proszę, proszę. -na dźwięk jej głosu, aż podskoczyłam.
Odwróciłam się. Siedziała na jednej z wielu, dużych, czerwonych poduszek i ostrzyła swój sztylet. Czarne loki sięgały jej do połowy szyi, oczy miała w kolorze brązu zmieszanego z czerwienią, wykrzywiła usta w drwiącym uśmieszku.
-Megan Castellan.- powiedziałam cicho- Dawno się nie widziałyśmy.- dodałam głośniej.
Zanim pojawił się Noah to Megan pomagała Setowi w "zajmowaniu"się mną. Zwykle widywałam ją chociaż po części ubraną w zbroję, teraz była ubrana w długą do ziemi śliwkową suknię. Schowała sztylet za brązowy pas, na jej biodrach i podeszła do nas.
-Stęskniłaś się za mną, dziewczynko?- powiedziała sarkastycznie.
Mimo tylko dwóch lat różnicy między nami zawsze traktowała mnie, jak głupie dziecko.
-Ani trochę,- odparłam. Głupia flądro. -dodałam w myślach.
Zdaję sobie sprawę, że nazwanie jej flądrą to obraza dla tych stworzeń, dlatego nigdy nie powiem tego na głos.
-A to co? Ten nieudacznik ma cię pilnować?- zaśmiała się.
Noah spuścił wzrok. O nie, ja tego tak nie zostawię.
-Nie obrażaj go!- stanęłam z nią twarzą w twarz- Jest 1000 razy lepszy od ciebie, ty zarozumiały pasożycie!- no to jej ppowiedziałaś, brawo Lauren! *ironiczne brawa*.
-Jak mnie nazwałaś smarkulo?
-Pasożyt.- uśmiechnęłam się widząc, że poczuła się dotknięta- Cały czas żyjesz na łasce Seta i wykorzystujesz go, jak pasożyt swojego żywiciela. W zamian nie dajesz nic. N-I-C!
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że trafiłam w czuły punkt Megan. Widziałam już sztylet na moim gardle i w tedy...
-Jak?!
Noah zatrzymał Megan i wyrwał jej sztylet z ręki.
-To zaszło za daleko, a poza tym nie ma najmniejszego sensu.- powiedział- Chodź Lauren, mamy lepsze rzeczy do roboty.- dodał po czym oddał sztylet Megan, ale zanim go puścił:- Przysięgam, Castellan, jeśli jeszcze raz spróbujesz coś zrobić Lauren, ten sztylet wróci do ciebie inaczej niż byś sobie tego życzyła.
-Policzymy się jescze, Midnight.- syknęła, wzięła sztylet i poszła w swoją stronę.
Ja i Noah szliśmy teraz w milczeniu kierując się do tylnego wyjścia, które znajdowało się w ogrodach. Cały czas patrzyłam na coś innego przypominając sobie, jak to wyglądało kiedy widziałam to po raz ostatni.
-Dzięki.- powiedziałam w końcu.
-Hm?
-Uratowałeś mi skórę i byłeś przy tym niesamowity.
Na policzkach Noah zagościł delikatny rumieniec.
-To ty najpierw stanęłaś w mojej obronie. Odzyskałem dzięki temu wiarę w siebie.
-I swoje niesamowite umiejętności.- dodałam- Mówię serio. Pierwszy raz widzę kogoś, kto byłby w stanie powstrzymać Megan, znaczy bez pomocy magii, bo z pomocą zaklęć Set powstrzymywał ją nie raz.
-Lauren, słuchaj...
-Jak tu pięknie...- weszłam mu w pół zdania, gdy dotarliśmy do ogrodu.
Stałam pod gołym niebem i rozglądałam się wokół chcąc zapamiętać każdy szczegół. Zielona trawa łaskotała mnie w stopy, na powykręcanych gałęziach niskich drzew siedziały kolorowe ptaki, wszędzie było pełno kwiatów. Moją uwagę przykuła marmurowa fontanna w środku ogrodu. Przedstawiała ona młodą kobietę o długich włosach ubraną w suknię sięgającą do kostek, na głowie miała opaskę ze sporych rozmiarów półksiężycem. Postać miała lekkl rozłożone ręce, a z jej dłoni płynęła woda. Podeszłam bliżej i dostrzegłam, że rzeźba ma w uszach kolczyki łudząco podobne do kolczyka Noah. Z twarzy sparawiała wrażenie zimnej i okrutnej.
-Diana.- powiedział Noah.
-Bogini księżyca, co?- odparłam- Macie podobne kolczyki.
Usiadłam na ławce przed fonatanną i napawałam oczy widokiem ogrodu. Mój przyjaciel, bo myślę, że mogę go tak nazwać, usiadł obok mnie.
-Lauren.
-Tak?
Spojrzałam na niego.
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne, pytaj o co chcesz.- uśmiechnęłam się.
-Słuchaj w twoim, em, "pokoju" były jeszcze jedne drzwi i...
Strzeliłam facepalma w myślach. Wiem o co chce zapytać.
-Łazienka.- odpowiedziałam- Tak, mam łazienkę. Dobra, teraz moja kolej na zadawanie pytań.
Może mi się wydawało, ale dostrzegłam niepokój w jego piaskowych oczach.
-Jaka jest twoja mama?-zapytałam- Opowiedz mi o niej, proszę.
-Ma na imię Sara. Do niedawna pracowała w zakładzie krawieckim, szyła ubrania itd. Ale...cóż...wylali ją.
-Za co?
Noah milczał
-Za nic praktycznie.- odpowiedział w końcu, ale czułam, że nie jest ze mną w 100% szczery.
-A z charakteru jaka jest?
-Cudowna.- uśmiechnął się- Opiekuńcza, dobra i miła, nigdy by mnie nie zostawiła, ale jest też zdecydowana w tym co robi.
-Musi być naprawdę wspaniałą matką.
-Tak...
Próbowałam sobie przypominać moją mamę. Twarz pamiętałam, jak przez mgłę, ale wiem, że jestem do niej podobna, z pewnością mamy podobny kolor włsów i oczu. A mój tata? Cóż... jego prawie w ogóle nie pamiętam. Nie widziałam ich 8 lat. To możliwe żebym przez ten czas zapomniała własnych rodziców?
-Hej,- Noah położył mi rękę na ramieniu- wszystko w porządku?
-Um, tak. Zamyśliłam się. Powinniśmy już iść. Wiesz o co chodzi.- mrugnęłam.
Przytaknął.
-Zanim pójdziemy, chciałbym ci coś dać.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Noah wyjął z kieszeni małe zawiniątko i mi je podał.
-Wszystkiego najlepszego.
Czułam, że za chwilę się popłaczę. Nie dostałam prezentu urodzinowego od... odkąd pamiętam. Odwinęłam biały papier. Moim oczom ukazała się ręcznie robiny wisiorek. Niebieski, gładki kamyk przewleczony przez brązowy sznurek.
-Jest...piękny! Dziękuję!
Założyłam wisiorek na szyję.
-Jeju, Noah, nie musiałeś.
-To nic takiego...
-Jak to nic takiego? To najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek dostałam.
Spojrzałam prosto w jego piaskowe oczy. Będę mu chyba dziękować do końca życia. Nie dość, że pomaga mi w ucieczce to jeszcze dał mi prezent na urodziny.
-Dobra, zanim pójdziemy, ostatnie pytanie.- oznajmiłam- Kiedy masz urodziny?
-W Święto Księżyca.
Starałam się nie wyglądać na zaniepokojoną. ,,Chłopak nie przeżyje kolejnego Święta Księżyca".
-Będę pamiętać.- powiedziałam- Teraz chodźmy. Twoja mama pewnie już czeka.
CZYTASZ
Żywioły: Dzieci wody
FantasyLauren w dniu narodzin została obdarowana mocą kontrolowania wody, jak inni jej podobni. Niestety, dziewczyna w wieku 5 lat zostaje porwana z rodzinnej wyspy Ame przez mężczyznę imieniem Set w wyniku czego trafia do miasta Sol w sercu pustyni. Jak p...