Rozdział 1

117 9 1
                                    

Promienie porannego słońca wpadły przez małe okienko do mojego pokoju oświetlając go, a przy okazji mnie budząc. Chociaż słowo "pokój" to za dużo powiedziane, lepszym określeniem jest zdecydowanie cela. Chciałabym móc powiedzieć, że wstałam z łóżka, ale to na czym śpię raczej go nie przypomina. Trudno, żeby sterta siana była uznana za szczególnie wygodne posłanie, ale ma też swoje plusy, bo dzięki niej mam przyjaciół, czyli siedmio osobową mysią rodzinę. Przetarłam oczy i ziewnęłam głęboko. Siedzenie wczoraj do północy nie było zbyt rozsądne. Lauren, a obiecałaś sobie, że skończysz z zaczepianiem nietoperzy.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk - otwieranie klapki na dole drzwi. Super, pewnie Set znowu dał mi kaszę. Właśnie, Set. Ile on mnie już tu trzyma? Osiem lat? Chwila wczoraj był... to zaczy, że dzisiaj jest... to znaczy, że za dwa dni są moje 13. urodziny! Jej! Dwa razy w roku - w moje urodziny i Święto Księżyca, Set pozwala mi pochodzić samopas po mieście, jednak na wszelki wypadek cały czas ma mnie na oku, żeby przez przypadek nie uciekła mu kura znosząca złote jajka. I choć czasami o tym marzę to nie, nie jestem kurą. Jestem raczej niska, mam oczy w kolorze morza, długie, proste brązowe włosy i dosyć bladą, jak na te strony cerę. Zajadałam się właśnie kaszą, gdy jakaś ręka, która na pewno do Seta nie należała, podała mi przez klapkę w drzwiach...jabłko.
-Em...dziękuję?-wydukałam w końcu.
Zawsze jakieś miłe urozmaicenie. Minęło...nie wiem ile, ale dłuuużyło mi się niemiłosiernie. Nudziło mi się do tego stopnia, że wyrwałam wszystkie odstające nitki z mojej niebieskiej tuniki, a potem siedząc oparta o zimną, kamienną ścianę zaczęłam bawić się z myszami. Nagle drzwi otworzyły się. Myszy schowały się z powrotem w sianie. Otworzyłam usta zaskoczona. W drzwiach zamiast wysokiej, chudej postaci Seta w czerwonej szacie zobaczyłam chłopaka o czarnych, zmierzwionych włosach, oczach w kolorze piasku i ładnej opalonej cerze. W prawym uchu miał złoty kolczyk w kształcie księżca. Ubrany był w beżową bluzkę i krótkie spodenki. Na oko miał 13 lat i był dosyć ładny. W rękach trzymał pięć wiader, za nim stało jeszcze ponad dwadzieścia. Kiedy tylko mnie dostrzegł na jego twarz wstąpiło zdziwienie.
-...Pan Set prosi, żebyś napełniła te wiadra!- powiedział szybko pokazując mi trzymanie w dłoniach drewniane przedmioty, które napełniałam dzień w dzień.
-Jak mniemam tamte też?- wskazałam na wiadra, które stały za nim.
Pokiwał tylko głową na potwierdzenie.
-Daj je tu wszystkie.
Widać było po jego twarzy, że próbuje sobie coś wyjaśnić i był tym tak pochłonięty, że gdy przenosił ostatnie trzy wiadra potknął się, ale szybko złapał równowagę. Stłumiłam śmiech w sobie. Uklęknęłam przed wiadrami. Nieznajomy chłopak nie wyszedł jednak, tylko stał i patrzył na mnie. Nie zamierzałam się nim za bardzo przejmować. Utworzyłam kulę wody tak dużą, że bez problemu zmieściłby się w niej dorosły człowiek (dobrze, suficie, że jesteś tak wysoko), po czym całą zmieściłam do wiadra, która wyglądało na 10 razy mniejsze. Wiadra są zaczarowane, jedno pełne wystarczy cztero osobowej rodzinie na dwa dni, poza tym pełne wiadra nie ważą ani grama więcej niż puste. Napełniałam kolejne wiadra i postanowiłam, że zerknę na nieznajomego chłopaka. Ten stał zszokowany.
-Jak ty...?
-Magia.- odpowiedziałam z uśmiechem- Ale kontrola wody to jedyne co potrafię.
Wróciłam do swojego zajęcia.
-Więc to ty jesteś źródłem, dzięki któremu życie w Sol nadal istnieje. Dlaczego siedzisz w tym...?!- zapewne powstrzymał się by nie użyć słowa "więzienie".
-Myślisz, że siedzę tu z własnej woli? A tak zmieniając temat, jak masz na imię?
-Noah.- odpowiedział po chwili ciszy- A ty?
-Lauren.- odpowiedziałam- Serio? Jeszcze drugie tyle?!- westchnęłam zerkając na Noah kątem oka- Jak trafiłeś do posiadłości Seta? Długo tu jesteś? Jakoś nigdy cię nie widziałam.
-Pracuję tu od trzech dni, by zarobić trochę grosza. Warunki całkiem niezłe, no i stały dostęp do wody.
Zapewne chodzi mu o fontannę na dziedzińcu, którą notabene ja zasiliłam. To ja stworzyłam system kanalizacji w tym domu. Set to najpodlejsza osoba jaką spotkałam. Jest magiem, co nie zdarza się często jeśli nie jesteś z magicznego rodu, użył swoich mocy do odcięcia Sol od wody i wykorzystując mnie stał się bogaczem, codziennie rozdaje około 30 pełnych takich wiader za darmo, kto się nie załapie może, za drobną opłatą oczywiście, nabrać wody z fontanny.
-Lauren,- zaczął powoli i nieśmiało Noah- nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Dlaczego tu siedzisz?
Chciałam już go poprosić, żeby nikomu nie mówił, ale z drugiej strony to może być moja szansa na wolność.
-Dobra powiem ci. Set porwał mnie z wyspy Ame, gdy miałam 5 lat. Teraz więzi mnie tu i wykorzystuje, aby się wzbogacić. To nie bogini księżyca spowodowała, że rzeka wyschła, tylko on. Okłamał was.
Noah stał przez chwilę w osłupieniu. Skończyłam napełnić ostatnie wiadro.
-Nie...to nie może...
-Noah, co ty tam na praprzodków robisz?- po korytarzu podniósł się głos Seta- Migusiem zanieś te wiadra na górę! Chyba, że już ci nie zależy na mamusi.- zaśmiał się chytrze.
Noah chwycił tyle wiader ile tylko zdołał zmieścić w rękach i wybiegł nawet nie zamykając drzwi, w których chwilę później pojawiła się wysoka postać Seta, jak zwykle dumnie patrzącego na świat oczami czarnymi, jak węgiel. W ciągu ostatnich kilku lat przybyło mu trochę zmarszczek i siwych włosów na brodzie, na głowie nosił ciemnoczerwony turban, a szkarłatna szata, którą miał na sobie ozdobiona była złotymi nićmi.
-Już nie próbujesz uciekać, Kropelko?- powiedział jadowitym głosem.
Nie odpowiedziałam, patrzyłam tylko na niego.
-To dobrze.- machnął ręką, a wiadra uniosły się w powietrze i wyleciały na korytarz- Ten niedołęga Noah będzie miał za zadanie cię pilnować za dwa dni, żeby nie przyszło ci do głowy nic głupiego wiedz, że jeśli uciekniesz- zaśmiał się- biedny Noah zostanie sierotą.- wyszedł i zakluczył drzwi.

Żywioły: Dzieci wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz