Rozdział 5

58 5 0
                                    

[Perspektywa Noah]
Już kiedy Lauren zaczęła walczyć z magią Seta można było wyczuć bijącą od niej moc. Wiedziałem już wcześniej, że moja towarzyszka ma jakieś zdolności magiczne, ale kiedy otoczyła ją niebieska poświata po prostu mnie zamurowało. Błogosławieństwo Nero. Lauren jest jednym z Dzieci Wody. To by tłumaczyło jej umiejętności. Jak mogłem być tak głupi by wcześniej nie wpaść na tak oczywistą rzecz?
Potem wszystko stało się szybko. Rzeka wróciła. Lauren odwróciła się do nas, była wykończona, ale dumna z siebie. Potem upadła na ziemie z wyczerpania. Nie minęły dwie sekundy, a ja już klęczałem przy niej. W miejscu gdzie upadła wytworzyła się kałuża wody. Słyszałem opowieści o ludziach, którzy posiadali podobną moc do Lauren i pewnego dnia przesadzili a później... została z nich tylko kałuża lub mały staw. Dziewczyna patrzyła na mnie półprzytomnymi oczami. Jeśli naprawdę jest Dzieckiem Wody to mogę jej pomóc. Księżyc i woda to od zawsze było dobre połączenie. Złapałem ją za ramiona. Na obu stronach moich dłoni pojawiły się srebrne półksiężyce, a oczy rozbłysły mi srebrzystym blaskiem. Diano, błagam cię, niech to jej pomoże. Zacząłem mamrotać pod nosem słowa zaklęcia. Lauren zamknęła oczy, co wzbudziło we mnie niepokój, ale kiedy jej oddech się wyrównał trochę się uspokoiłem.
-Noah, ta dziewczyna...
-Wiem, wiem mamo, byłem głupi wciągając ją w to.
Spojrzałem na moją mamę. Jej mina mówiła jedno: Kto tu kogo wciągnął?.
-Chodzi mi o to, że może ci pomóc, ale o tym będziemy dyskutować później.
Miała rację. Teraz musimy trzymać się planu i wydostać się z Sol.
[Perspektywa Lauren]
Kiedy straciłam przytomność zdarzyło się coś dziwnego, jakby sen, ale nie do końca. Widziałam Megan w swojej czarnej zbroi idącą przez pustynię, towarzyszył jej sporych rozmiarów pies o srebrnych kłach i szarej sierści, po plecach przeszły mi ciarki kiedy zobaczyłam, że zwierzę nie ma jednego oka, a drugie, wściekle czerwone co kilka sekund mruga na żółto. Pies przytknął nos do ziemi, jakby tropił. Po chwili węszenia wbił wzrok w horyzont i zawarczał.
-Wyczuwasz ich, Fobos.- odezwała się Megan.
Pies zaczął ujadać. Wyglądał, jakby zaraz miał rzucić się na niewidzialną ofiarę i rozerwać ją na strzępy.
-Kiedy już ich znajdziemy- Megan zakręciła jeden ze swoich czarnych kosmyków wokół palca- będziesz mógł zrobić, co ci się podoba, ale jest jeden warunek.
Fobos, jakby rozumiejąc spojrzał na Megan wyczekująco.
-Chłopak jest mój.- powiedziała.
Potem wizja się zmieniła. Znajdowałam się pośrodku niczego, a na przeciwko mnie stała kobieta. Nie mogłam dobrze określić jej wieku, mogła mieć z 15, ale równie dobrze 30 lat. Jej włosy były srebrzyste, tak samo, jak oczy. Skóra miała mleczną barwę. Ubrana była w długą, ciemnoszarą suknię bez rękawów. Uśmiechnęła się do mnie:
-Niespotykane. Po tylu latach moi zwolennicy i Dzieci Wody znowu walczą ramię w ramię.
O co jej chodzi u licha? Dobra, Dzieci Wody rozumiem (jestem jednym z nich i było mi to mówione od urodzenia), ale zwolennicy... kimkolwiek ona jest? Właśnie kim ona jest, że nawiedza mnie w mojej nicości? To moja nicość!
-Oj, oj, ależ ty mało pojętna.
-Pani słyszy moje myśli?! To już nawet tego nie mogę mieć dla siebie.
Złapała się za głowę i wtedy jej dłoń dotknęła opaski, na której widniał sierpowaty księżyc. Chwila, ona tam wcześniej była? Nagle mnie olśniło.
-Diana.
Na twarzy bogini malowało się sarkastyczne: brawo.
-Sekunda!- zawołałam- Skoro ty jesteś... i, że twoi zwolennicy... to znaczy, że Noah...
-Zrozumiałaś?
I wszystko składa się w logiczną całość. Rodzina Noah jest silnie powiązana z Dianą. Set wmówił ludziom, że to bogini księżyca odpowiada za katastrofę w Sol. No i Święto Księżyca, którego świętem chyba nazwać nie można. Stworzone oczywiście na cześć Diany, wiadomo dziękowano jej składano dary, teraz mieszkańcy Sol też składają dary... tyle, że bardziej krwawe... ze zwolenników i kapłanów (gdy jeszcze takowi byli) bogini księżyca.
-O bogowie...- tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.- Jeśli Megan nas złapie, Noah i jego mama...- nie dokończyłam, nie byłam w stanie.
-Właśnie.- bogini jakby trochę posmutniała- Musisz do nich wracać i proszę cię,- spojrzałam bogini w oczy- chroń ich, córko Nero.
Wszystko zamigotało i się zamazało.
Poczułam, że leżę na czymś miękkim i jest mi przyjemnie chłodno. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam nocne niebo nad sobą. Wydawało mi się, że księżyc, którego teraz zaczyna ubywać, uśmecha się do mnie.
-Będę ich chronić, obiecuję.- szepnęłam.
Usłyszałam czyjeś kroki na piasku, a w następnej chwili klęczał obok mnie Noah i zaczął zasypywać mnie pytaniami:
-Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Kręci ci się w głowie? Przynieść ci wody, a może czegoś do jedzenia? Czy...
-Zwolnij trochę, chłopie! Mój mózg nie ogranie tylu informacji jednocześnie! A jedzenie możesz przynieść.- uśmiechnęłam się.
Ach, jak dobrze być pośród żywych.

[Od autorki]
Mam nadzieję, że się podobało i, że wasze mózgi ogarną tyle informacji jednocześnie. :)
Na koniec mała prośba. Otóż moja wspaniała autokorekta nie spełnia swojego zadania, a czasem nawet zmienia wyrazy, więc jeżli zobaczycie jakiś błąd, proszę napiszcie. Z góry dziękuję. :)

Żywioły: Dzieci wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz