07 - To pułapka!

5K 354 112
                                    

- Kocie? Wszystko w porządku? – spytała cicho Biedronka.

- Ykhm... - odchrząknął. – Tak.

- Wydajesz się... Dziwnie poruszony. – Przyjrzała mu się uważnie.

Na chwilę zamilkła, jakby jej przyszła jakaś myśl do głowy, ale po chwili potrząsnęła głową nieznacznie i uśmiechnęła się do niego pocieszająco.

- Musimy się dowiedzieć – szepnął z lekką chrypką.

- Ale jak chcesz to sprawdzić?

- Trzeba się przyjrzeć z bliska domowi Gabriela Agreste'a.

- Przydałyby się plany ich domu. Może udałoby się poprosić Adriena o pomoc w ich zdobyciu? – zastanawiała się głośno Biedronka.

- Wątpię, żeby te plany były jakoś ogólnodostępne – mruknął Czarny Kot w odpowiedzi.

- Dlatego powiedziałam, żeby poprosić Adriena o pomoc.

- Czy ty naprawdę myślisz, że on jest w stanie cokolwiek wydostać z gabinetu swojego ojca? Tam wszędzie są kamery.

- Skąd wiesz?

- Eee... Przecież byliśmy tam już kiedyś, nie pamiętasz?

- Hmmm... No tak. Ale nie zwróciłam jakoś uwagi na kamery.

- Nieważne. Chodźmy lepiej przyjrzeć się temu z bliska. Jeśli będziemy mieć trochę szczęścia, może wypuści na kogoś akumę.

- Nie liczyłabym na szczęście... - mruknęła Biedronka.

Po chwili byli na miejscu. Posiadłość Agreste'ów spowijała ciemność. Jedno z okien było otwarte.

- No patrz, Adrien ma otwarte okno! – Ucieszyła się Biedronka.

Czarny Kot westchnął. No pewnie, że ma. Zawsze zostawia otwarte okno, kiedy wychodzi.

- Może potrzebuje się przewietrzyć.

Biedronka spojrzała na niego rozbawiona. Zupełnie jakby wiedziała, że co jak co, ale dzisiaj Adrien porządnie się przewietrzył na balkonie Marinette.

- Może... - mruknęła w odpowiedzi. – No to lecimy w odwiedziny!

Kiedy pojawili się w pokoju Adriena, nikogo tam nie było. Czarny Kot wspiął się na wyżyny aktorstwa, żeby odegrać zdumienie tym faktem.

- I co teraz? – spytała bezradnie Biedronka.

- Namierzmy gabinet Gabriela Agreste'a – zaproponował Czarny Kot.

- Masz może pojęcie, gdzie on się może znajdować?

Tak się składało, że miał doskonałe pojęcie, gdzie powinni iść. Ale trzeba było naprowadzić Biedronkę na lokalizację biura Gabriela, bez wzbudzania podejrzeń skąd ją zna.

- Może odtwórzmy wszystkie nasze dotychczasowe wizyty tutaj? – zaproponował nieśmiało.

Biedronka spojrzała na niego z uznaniem. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu to spojrzenie wprawiłoby go w euforię.

Po chwili wyskoczyli przez okno i skierowali się do okien, gdzie wedle ich obliczeń znajdował się gabinet właściciela domu. Okno było uchylone, więc wślizgnęli się do środka.

Pokój był pusty.

Na przeciwległej ścianie znajdował się ogromny obraz Pani Agreste, teraz lekko podświetlony, co w otaczającym półmroku robiło dodatkowe wrażenie. Zupełnie, jakby był to jakiś ołtarz. Podeszli do obrazu z nabożnym zachwytem, lekko onieśmieleni.

- Kocie, spójrz... - szepnęła Biedronka i zerknęła na partnera. Ale on stał wpatrzony w oczy Emilie Agreste i jakby jej w ogóle nie słyszał. – Kocie?

- Yhm? – mruknął i oderwał wzrok od twarzy mamy.

- Spójrz tutaj. – Wskazała na suknię Emilie Agreste. – Nie masz wrażenia, że kilka tych ozdób nosi ślady palców?

- Hm... Rzeczywiście. – Przyjrzał się uważniej. Zanim pomyślał, przyłożył palce w wyznaczonych miejscach.

- Nie podoba mi się to – mruknęła Biedronka. – Idzie nam za łatwo.

Nagle rozbłysło czerwone światło.

- To pułapka! – krzyknęła ostrzegawczo Biedronka, ale było już za późno.

Ziemia usunęła im się spod nóg. Biedronka w ostatniej chwili objęła mocno Czarnego Kota i osunęli się w dół. Zjeżdżali jak po wielkiej czarnej zjeżdżalni, wciąż w dół i w dół i nagle... Zupełnie bez ostrzegawczego pikania, oboje przeszli gwałtowną detransformację.

Marinette spojrzała z przerażeniem na swoje ręce, z których znikał magiczny kostium Biedronki. Kątem oka widziała znikające uszy Czarnego Kota. Obejmowała mocno kogoś, kto wydawał jej się niepokojąco znajomy.

Zjechali na sam dół. Cokolwiek to było, miało swoje dno i oni właśnie na nim wylądowali. Bez słowa. Czarny Kot – teraz w swojej cywilnej postaci – także mocno ją obejmował i nie odrywał głowy. Jakby też nie chciał poznać jej tożsamości. Ale przecież musieli się stąd jakoś uratować!

- Tikki? – szepnęła Marinette, ale kwami nie odpowiedziało.

- Tikki! – powtórzyła spanikowana.

- Nie liczyłbym na to – odezwał się zimny głos nad nimi.

Tamten DzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz