Adrien po raz ostatni tego dnia wygiął wargi w szerokim uśmiechu i usłyszał trzask flesza. Błysk lampy sprawił, że przed oczami pojawiły mu się mroczki.
- Wspaniale, Adrien! - do jego uszu dobiegł nieprzyjemny stukot wysokich obcasów, a po chwili w pole widzenia weszła Judy - kobieta sukcesu, o zabójczo długich nogach i irytującym zwyczaju wściubiania idealnie prostego nosa w nie swoje sprawy. Jednym słowem, jego macocha. - Jesteś coraz lepszy!
- Dziękuję, Judy. - Mimo, że znał kobietę odkąd skończył cztery lata nie mógł się przemóc by mówić do niej "mamo". Wspomnienia o jego prawdziwej matce znacznie utrudniały proces akceptacji Judy w swoim środowisku, aż w końcu wspólnie ustalili, że lepiej będzie dla nich obu, gdy będą mówić do siebie na "ty".
- Masz jakieś plany na wieczór, Adrien? Pomyślałam, że mogłabym zabrać ciebie i Alison do restauracji na rodzinną kolację - podeszła do niego tanecznym krokiem i złapała pod ramię, prowadząc w kierunku limuzyny. Musiało wyglądać to komicznie gdyż kobieta nawet bez niebotycznych obcasów przewyższała go o kilkanaście centymetrów.
Chłopak uciekł myślami do dachu katedry Notre Dame i pewnej fiołkowookiej damy, która śmiertelnie się na niego obrazi jeśli nie pojawi się tam na czas.
- Umówiłem się z kimś.
- Adrien ma dziewczynę, Adrien ma dziewczynę! - drobne dłonie objęły jego szyję, a granatowe kosmyki zasłoniły mu widoczność. Stłumił westchnięcie irytacji i zrzucił z siebie swoją siostrę przyrodnią.
- Nie mam, Alison. - spojrzał na dziewczynę, która skocznym krokiem znalazła się obok niego. Kilka dni temu stwierdziła ona, że ciemny brąz jest nudny i przefarbowała się na ciemny granat. Gdyby swoje długie do ramion włosy spięła w dwa kucyki, mógłby łatwo pomylić ją z Biedronką. Gdyby nie oczy. Fioletowe kontakty, które nosiła, nie oddawały w pełni głębi koloru pięknych tęczówek Biedronki, a o tańczących w nich niebieskich iskierkach nawet nie wspominał.
- To chodź z nami na kolacje - nastolatka wyszczerzyła białe zęby w szerokim uśmiechu. Ten uśmiech to, jedyne, co ich łączyło. Alison bardziej wdała się w matkę, odziedziczając po niej również natarczywą osobowość. - Pokażę Ci nowe kolczyki, które tatko mi obiecał. Ma dać mi je dzisiaj wieczorem.
Myśli Adriena krążyły jednak wokół innych kolczyków i ich niezwykle urodziwej właścicielki.
- Tak, tak Alison. Pokażesz mi je innym razem. Dzisiaj jestem zajęty.
____________________- Cholera jasna świętej Matrioszki, gdzie ja to dałam? - jękneła Marinette, zrywając kołdrę z ramy okiennej i przetrząsając całą pościel.
- To tylko jeden wieczór, Marinette - z gardła Alyi wyrwał się cichy śmiech - zdejmij te kolczyki, nic się z nimi nie stanie. Do tej sukienki bardziej pasują te.
Przesunęła opuszkami palców po pokaźnych, sztucznych perłach znajdujących się teraz w jej uszach. Nadal ich nie zdjęła, bez kolczyków czuła się nago. Zwłaszcza bez tych jednych, szczególnych, które karygodnie zgubiła.
- Tikki? - zawołała, chociaż wiedziała, że to nic nie da. Mała kwami nie mogła odpowiedzieć.
Spojrzała na zegarek i usiadła na łóżku zrezygnowana. Ich patrol właśnie się zaczął, a kolczyków jak nie było, tak nie ma.
___________________Wciągnął w płuca chłodne, wrześniowe powietrze i uśmiechnął się sam do siebie. Z dachu katedry Notre Dame miał doskonały widok na rzekę Sekwanę, otuloną żółtymi światłami ulicznych latarni.
CZYTASZ
Oneshots || miraculous
FanfictionZbiór jednostrzałowców w tematyce Miraculum. Niektóre będą moje autorskie, a inne zapożyczone z komiksów, czy fanartów. Zgadujcie w komentarzach, które to które! Tutaj nie będziemy się skupiać w pełni na głównych bohaterach. Pojawi się także panna...