24

1.9K 70 12
                                    

Obudziłam się i zmarszczyłam brwi, gdy obok nie było Rick'a. Przez okna wdzierało się światło słoneczne, uświadamiając, że pogoda dzisiaj dopisuje. Kątem oka dostrzegłam kartkę leżącą na szafce nocnej. Uniosłam ją i przeczytałam treść.


Dzwonili ze szpitala. Zadzwoń, gdy się obudzisz albo najlepiej przyjedź, proszę...

Zmarszczyłam brwi i wstałam z łóżka, kierując się do moich rzeczy. Zarzuciłam na siebie ubrania, rozczesałam włosy i ruszyłam do kuchni. Powitała mnie Beth zaskoczonym spojrzeniem.

- Oh, Megan. Nie wiedziałam... - zaczęła, ale machnęłam ręką.


- Spokojnie i tak już idę do szpitala. - poinformowałam ją.

- A śniadanie? - zapytała, ale tylko machnęłam ręką, biorąc jabłko z miski. Pokręciła karcąco głową, a ja posłałam jej uśmiech.

Przypomniało mi się, że swój samochód mam pod szpitalem. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. W trakcie drogi postanowiłam zadzwonić do mamy. Opowiedziałam jej o wszystkim co się dzieje i była na prawdę zmartwiona.

Po 30 minutach byłam już na miejscu. Weszłam do budynku i po raz kolejny powitał mnie typowy dla szpitali zapach. Nienawidzę go, tak cholernie go nie cierpię. Skierowałam się do właściwego oddziałui i ruszyłam w stronę sali. Weszłam do środka i automatycznie zastygłam. Łóżko było puste, nie było tam Carl"a. Poczułam, że moje oczy robią się szklane. Usłyszałam za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Rick'a, który miał czerwone oczy.

- Rick... - szepnęłam, a on mnie przytulił.

- Obudził się, Megan. On żyje, obudził się. - zaczął płakać, a ja otworzyłam szerzej oczy i odsunęłam się od niego.

- J-jak to? Ja myślałam, ż-że on...

- Jest na badaniach. Lekarze powiedzieli, że to cud. Spodziewali się długiej śpiączki, a on obudził się już dzisiaj. - przetarł twarz rękoma, a ja się radośnie uśmiechnęłam. Nie mogłam w to uwierzyć..

- A czy wszystko z nim w porządku? - zapytałam ciekawa.

- Tak. Rzecz jasna, będzie przez miesiąc przyjmować leki. Może być w domu, ale musi odpoczywać. Jeszcze dzisiaj zostanie na obserwacji, a jutro go zabieram. - przytulił mnie ponownie, a ja entuzjastycznie odwzajemniłam gest.


- Tak strasznie się cieszę... - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

- Szybciej! - usłyszałam krzyk Carl'a, poganiającego doktora. Zaśmiałam się na ten widok.

- Meeeeegan! - krzyknął i zszedł z wózka, mocno mnie tuląc.

- Hej mały. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś cały i zdrowa.

- Nie mam pojęcia jak to możliwe, że jest taki pełny życia. Muszę zapytać pielęgniarek czy na pewno dali mu leki, a nie napój energetyczny. - zaśmiał się.

- I jak badania panie doktorze? - zapytał Rick, trzymając swojego syna za rękę.

- Wszystko wskazuje na to, że jego zdrowie nie jest zagrożone. Moim zdaniem to cud. Najważniejsze, że małemu nic groźnego już nie dolega. Myślę, że możecie państwo iść do domu, bo przed nami jeszcze masa badań. Później mamy teatrzyk dla maluchów, więc Carl nie ma dzisiaj na państwa czasu. - zaśmiał się, ale Rick nie wyglądał na zadowolonego.

- Chcę zostać, nie zostawię go. - sprzeciwił się.

- Tatusiu, idź do domku z Megan. Zabierz ją na watę cukrową albo lody! - powiedział Carl, a ja spojrzałam uspokajająco na Rick'a.


- Jest w dobrych rękach. - pocieszyłam go, a on westchnął.

- No dobrze, ale idziemy na lody. - wyczułam podtekst w jego zdaniu, a on doskonale o tym wiedział. Zarumieniłam się i wywróciłam oczami. Mam nadzieję, że lekarz nie zwrócił na to uwagi. Spiorunowałam wzrokiem Rick'a, na co poruszył zabawnie brwiami. Pożegnaliśmy się z małym i ruszyliśmy do wyjścia.


- Uważasz, że mój samochód będzie tu stał całe życie? - zapytałam, bo zastanawiało mnie kiedy go stąd wezmę.

- Zadzwonię do Daryl'a. Gdzie masz kluczyki? - zapytał, a ja musiałam chwilę się zastanowić.

- U ciebie w domu. Komoda. - odparłam, a on wykonał telefon. Jednak fajnie jest mieć ludzi, którzy na ciebie pracują. Lubię w Rick'u to, że nie wykorzystuje tego w każdej możliwej chwili. Prosi o pomoc swoich wspólników, jeśli na prawdę jej potrzebuje.

Wsiedliśmy do auta Rick'a i ruszyliśmy w stronę miasta. Zatrzymał się na jakimś rynku, a ja skierowałam na niego pytające spojrzenie. Nic nie odpowiedział, a po prostu wyszedł z samochodu. Pokierowałam się za nim, a on złapał mnie za rękę, na co się spięłam, a w środku skakałam z radości jak mała dziewczynka.


Zmarszczyłam brwi, gdy stanęliśmy pod budką z lodami.

- Co my robimy w lodziarni? - zapytałam.

- Kupujemy ziemniaki. - odpowiedział, a ja wywróciłam oczami. - Mówiłem, że zabieram cię na lody. Nie wiem jakie ty miałaś lody na myśli. - widziałam, że ma rozbawienie wypisane na twarzy i miałam ochotę go walnąć tak, że tańczyłby trzy dni bez muzyki.

- Oh, zamknij się. - warknęłam i zaczęłam wybierać smak.

- Wiesz, możemy też skoczyć na inne. - zaczął, ale posłałam mu mordercze spojrzenie i uniósł ręce w geście kapitulacji.

Kupiliśmy lody truskawkowe i szliśmy wzdłuż pięknego rynku. Było tu wszystko. Od pamiątek, przez jedzenie, do ubrań. Pogoda też była piękna. Ten dzień był idealny.

- Kocham dzisiejszy dzień. - powiedziałam, a wzamian dostałam mój ulubiony uśmiech, który był najpiękniejszy na świecie.

- Ja także. Carl się obudził, a ja beztrosko spaceruję z najwspanialszą kobietą pod słońcem. - za jego słowa moje serce zabiło milion razy szybciej i jestem pewna, że spaliłam buraka. - Na dodatek zawsze rumienisz się, gdy powiem ci coś miłego, lub chociażby cię dotknę.

***

Wieczorem byliśmy już w domu Rick'a. Przed powrotem odwiedziliśmy jeszcze Carl'a, który bardzo spieszył się na teatrzyk, więc posiedzieliśmy z nim tylko chwilę.

Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy "Incepcję". Ręka Rick'a obejmowała mnie, a moje nogi leżały na jego kolanach. Wyglądaliśmy jak zwykła para, która jest ze sobą długo, mieszka razem i po prostu spędzają razem wieczór. Kochałam się tak czuć.


- Po filmie wracam do domu, muszę posprzątać, bo nie wiem kiedy ostatnio to robiłam. - powiadomiłam go, jedząc popcorn.

- Dlaczego nie zostaniesz? - zapytał zdziwony, jakby to co powiedziałam, było wzięte z kosmosu.

- Rick, nie mieszkam tu, a wygląda jakby tak było. - zaśmiałam się, a on spoważniał.

- Może powinnaś. - zastygłam, gdy usłyszałam te dwa słowa. Patrzył się na mnie, a ja na niego, jakbym przetwarzała to, co właśnie dpowiedział.

kochaj mnie tak, jak jeszcze nigdy nie kochałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz