Rozdział 4

247 25 5
                                    

- Muszę ją mieć... Hik!
W  pokoju dało się słyszeć donośny, męski baryton, przerywany pijackimi czknięciami .
-Ona musi być moja... Hik... Będzie mi posłuszna... Hik!
Ciemna postać była niewidoczna. Opatulona czarną peleryną wpatrywała się w gwiazdy, widoczne przez przeszkloną ścianę. Nagle rozległ się ostry huk tłuczonego szkła. To kryształowy kieliszek upadł na ciemną posadzkę, rozlewając przy tym swoją bursztynową zawartość.

Han :

Jak mogłem nie być zazdrosny? Kobieta, w której byłem poważnie zauroczony, była podrywana przez mojego najlepszego kumpla. Spędziłem kilka lat z Nevrą i wiedziałem jak ten gość działa na kobiety. Dawno temu, gdy tylko lądowaliśmy, aby uzupełnić zapasy żywności lub wskoczyć do pubu, kobiety dosłownie  wieszały się na brunecie. Nie powiem, że wtedy mu zazdrościłem, gdyż sam miałem niezłe branie, jednak teraz sytuacja była inna. Nevra podrywał Księżniczkę na moich oczach. Jeszcze te dwuznaczne wypowiedzi skierowane do Lei. Jedyne co przynosiło mi pewnego rodzaju ulgę, to to, że kobieta nie reagowała na jego zaczepki. Właściwie, podczas naszej wspólnej rozmowy wydawała się nieobecna. Nie zabierała głosu, co rzadko się zdarzało.

Leia :

Obudziłam się na wygodnym łóżku. Do pokoju, przez wielkie okno wpadały ciepłe promyki słońca. Czując nagłą chęć odświeżenia się, szybko zabrałam szaty i poszłam pod prysznic. Dopiero w łazience przypomniałam sobie dziwaczne słowa Nevry.
- Może to taki typ - mruknęłam do siebie, gdy gorąca woda spływała po moich długich włosach. Moje myśli szybko oddaliły się od bruneta.
Taak, prysznic był tym, czego potrzebowałam. Umyłam ciało jaśminowym żelem, a następnie spłukałam pianę. Po kilkunastu, męczących minutach suszenia włosów, ubrałam się w beżową suknię i przewiązałam ją w pasie brązowym rzemieniem. Brązowe pukle zaplotłam w warkocz, który następnie spięłam w zgrabnego koka.
Wyszłam z łazienki i poszłam do szafy, aby odłożyć moją koszulę nocną. Gdy sięgałam do półki, poczułam jak czyjeś dłonie zasłaniają mi oczy. Zamarłam, wciąż trzymając ubranie w rękach.
- Pomóc Ci w czymś, droga Leio? - blisko mojego ucha rozległ się aksamitny baryton.
Już wiedziałam kto to był.
- Możesz mnie zostawić? - zapytałam z nutą zniecierpliwienia w głosie.
- Naturalnie, księżniczko - dobiegła mnie odpowiedź, a następnie poczułam jak jego ręce zsuwają się z mojej twarzy.
- Dlaczego to zrobiłeś? I jak wszedłeś do mojej kwatery? - poczułam się niepewnie, co objawiło się lekkim drżeniem w wymawianych pytaniach
- Dzień dobry, Leio - przywitał się Nevra grzecznie, o czym ja zapomniałam - chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku i jako gospodarz zaprowadzić cię na śniadanie - odparł pewnie, świdrując mnie wzrokiem.
- Dlatego musiałeś zakrywać mi oczy? - spytałam po raz kolejny podejrzliwie.
- Tak, miał to być taki... miły gest - na jego ustach pojawił się dziwny uśmieszek - po za tym, widzę, że sobie nie radzisz - wskazał na piżamę w moich rękach.
Otworzyłam usta z oburzenia. Jak można być tak śmiałym?!
Nevra odebrał mi strój i bez problemu położył go na półce, po czym spojrzał na mnie, wyraźnie oczekując podziękowania.
-O nie, niech sobie nie myśli, że to zrobię! - powiedziałam w głowie.
- Świetnie, idziemy na to śniadanie czy nie? - spytałam niezbyt grzecznie.
- Oczywiście - odparł krótko i złapał mnie w talii, po czym ruszył przed siebie.
Gdy wyszliśmy na korytarz, uścisk jego dłoni wzmógł się.
- Możesz mnie puścić?! - wykrzyknęłam zdenerwowana.
- Nie musisz się tak wydzierać - odpowiedział mi Nevra.
Nagle usłyszeliśmy stukot kroków.
- Radził bym ci ją puścić, to niezła zgrywuska - rozległ się głos Hana.
- Kolejny się znalazł - pomyślałam - będzie mi dogryzał od samego rana.
Nevra jak na zawołanie uśmiechnął się do swojego dawnego przyjaciela i natychmiast mnie puścił.
Han zatrzymał się przy nas. Mimo, że za sobą nie przepadaliśmy, to i tak byłam mu teraz wdzięczna.
- Ty także idziesz na śniadanie? - zapytał brunet.
- Oczywiście, zgłodniałem,a drogę do jadalni nadal pamiętam - rzekł Solo i uśmiechnął się nieco sztucznie.
- W takim razie, chodźmy tam razem - odezwałam się.
Nie miałam ochoty, na przebywanie z Nevrą sam na sam.
- Zgoda - odrzekł mój dręczyciel i ruszył przodem, mierząc mnie jeszcze ostrym spojrzeniem.
Odwróciłam od niego wzrok i usłyszałam ciche mruknięcie.
-Dzień dobry, księżniczko - Han patrzył na mnie jakoś inaczej. W jego spojrzeniu wyłapałam coś na kształt... troski?
Nie miałam czasu się lepiej przyjrzeć, bo mężczyzna także odszedł w ślad za Nevrą.
- Witaj, Han - zawołałam za nim - dzięki za ocalenie - burknęłam cicho.
Poszłam za nimi do jadalni. W obecnej sytuacji tylko jedzenie było w stanie poprawić mi humor.

"Światło galaktyki" - Han i Leia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz