Drogi Nieznajomy
Jak trwoga, to do Boga
Czasem czuję, że jestem nikim. Czasem... Czasem to po prostu wiem. Kiedyś bywały jednak też takie dni, kiedy moja samoocena gwałtownie wzrastała. A były to dni, w których on był przy mnie. Bo wszystko co kochałem, kocham i kochać będę, jest zamknięte w jednej osobie. Często przekonywał mnie, że jestem idealny. Perfekcyjny dla niego. Odciążał moje myśli pocałunkiem i delikatnym dotykiem dłoni, a ja czułem się lepszy z każdym oddechem branym przy jego boku. Panie Boże, ciągle mam wrażenie, że to było tylko złudzenie, a Louis był, tylko lub aż, wysłanym przez Ciebie aniołem. Moim osobistym stróżem, który ratował mój świat, gdy upadałem. A to wszystko za sprawą jednego uśmiechu. Ale gdyby naprawdę tak było, czy odszedłby tak szybko...? To on, Panie, przekonał mnie, że mnie nie znienawidziłeś. To on zaprowadził mnie do Ciebie, gdy widział, że nikt inny mi nie pomoże. Wskazał mi drogę, o ironio, prowadzącą przez potępiający nas kościół. Na początku nie wierzyłem. Nie wierzyłem w niego, nie wierzyłem w Ciebie, nie wierzyłem, że to może się kiedykolwiek udać. A dziś jestem tu, pisząc do Ciebie w nadziei, że otworzysz przede mną ramiona, bo, będąc szczerym, nikt inny mi nie pozostał.
CZYTASZ
Larry Stylinson: Fanfiction - 13 Letters to God
FanfictionO tym jak było, jak jest i jak będzie.