Trójka absolwentów z Gryffindoru jak zawsze została odebrana z dworca przez Molly i Artura Weasley'ów, ale tym razem towarzyszyli im również Percy, Charlie oraz bliźniacy. Ojciec Rona wytłumaczył się tym, że rzadko kiedy jego syn zostaje uhonorowany za specjalne zasługi dla szkoły, zamiast za jej demolowanie. Wszyscy parsknęli śmiechem i powoli ruszyli do mugolskiej części świata, by bezpiecznie teleportować się do Nory.
Nora - jedyny stały element w ich życiu, znany jak własna kieszeń, jak znoszona para butów, wygodna, wełniana czapka. Zarówno Harry jak i Hermiona tak myśleli o tym miejscu. Jak o czymś do czego zawsze warto wrócić. Jak o domu.
Szczęśliwi, choć lekko zmęczeni powoli wgramolili się na stopnie piętra by opaść bezwładnie na posłania z błogimi westchnieniami. Chłopcy od lat dzielili tę samą sypialnie, a Hermiona od lat spała w pokoju najmłodszej latorośli Weasley'ów - Ginny. Nikomu nie chciało się rozmawiać. Wszystko co było do omówienia, już omówili. Harry i Ginny, choć nikt nie mówił tego głośno, wręcz palili się do wkroczenia w dorosłość. Razem. Ta myśl wciąż nie dawała spokoju Hermionie. Czy ona kiedyś znajdzie kogoś takiego ? Kto będzie cenił jej życie i szczęście ponad własne ? Z Ronem zgodzili się, że ich małżeństwo z rozsądku rozpadłoby się prędzej czy później wprowadzając niepotrzebne zgrzyty w ich przyjaźń. Pozostała dwójka musiałaby wybierać strony i już nie mogliby stanowić Drużyny Marzeń - jak zwykło się ich nazywać w kręgach medialnych. Najbardziej z nich wszystkich rozdarty byłby Harry. Siostrzana, platoniczna miłość, na przeciw braterstwa silniejszego niż śmierć. Zgodnie więc orzekli, że już więcej nie będą "próbować", pozostaną przy przyjaźni i wzajemnym dogryzaniu, ale równoczesnym wsparciu nie mogącym się równać z niczym innym. Gdy do pokoju chłopców zapukali bliźniacy, dostali tylko poduszką po głowie i zostali przepędzeni. Jednak gdy w drzwiach stanęły Hermiona i Ginny, chłopcy od razu przysiedli na łóżkach zdezorientowani. Pytające spojrzenia kazały dziewczynom w końcu się odezwać.
- Snape i Dumbledore. Są na dole, rozmawiają z Panem Weasley'em. Pomyśleć, że praktycznie wygraliśmy tę wojnę, a nie pozwolą nam nawet posłuchać o sprawach Zakonu i Ministerstwa. -Hermiona prychnęła z pogardą. W nią ten zakaz uderzał najbardziej, była najstarsza z towarzystwa i to ona miała teoretycznie objąć posadę w Hogwarcie. Tego oczywiście pozostali nie wiedzieli, ale z jej marsowej miny domyślali się, że coś ją niepokoi. Harry zrobił miejsce na swoim łóżku i gestem polecił aby dziewczyny usiadły. Ściszonym, konspiracyjnym tonem tak dobrze im znanym, obwieścił że chyba w Ministerstwie szykuje się bunt i dlatego tak nagle zjawili się Dyrektor i Mistrz Eliksirów. Pozostali z dziwnym skupieniem wpatrywali się w Wybrańca, oczekując jego dalszych słów. Był to już wystudiowany rytuał. Potter dobrze się czuł jako lider, a inny akceptowali to bez zbędnych sprzeciwów. Tak było dobrze, tak musiało być. Gdy jednak czarnowłosy nie kwapił się z dalszą wypowiedzią, odezwała się Ginny. Jego Ginny. Ognisto ruda, smukła, posiadająca grację wili, której nie bała się wykorzystywać, nie tylko w walce, ale i w zwykłym życiu. Była również przebiegła i sprytna. Podczas walki nieraz ją to ratowało i za to również ją podziwiał. Adorował ją najszczerszą miłością, ich uczucie przetrwało liczne kryzysy i teraz rozkwitało mocniejsze i pełniejsze niż kiedykolwiek. Nikt ze zgromadzonych nie wiedział, a pewnie nawet nie podejrzewał, ale Harry planował, że podczas jutrzejszej kolacji - Uroczystej Uczty na Cześć Złotej Trójcy, oświadczy się wybrance, przysięgając przed przyjaciółmi, jej rodziną i głowami świata magicznego. Popatrzył roziskrzonymi oczami w jej stronę i delikatnie się uśmiechnął. Ginny miała jakieś cenne informacje, lub chociaż zwykłe plotki, jej twarz przybierała ten wyraz tylko jeśli wiedziała więcej niż inni.
- Dumbledore boi się, że jeden z elementów jego planu może nie wyjść. Nie powiedział jaki, ani o co chodzi, ale po minie taty i Nietoperza poznałam, że wiedzą o co chodzi. Potem naradzali się, jakie środki użyją jeśli tajna broń zawiedzie. Jak myślicie co to za " tajna broń ", chyba nie znowu Harry ? - Jej spojrzenie spoczęło po kolei na każdym obecnym, ale dłużej zatrzymało się na przyjaciółce. Zmierzyła ją badawczym spojrzeniem i spuściła wzrok.
- Hermiona....ty miałaś dobry kontakt ze Snape'em w tym roku, nic ci nie mówił ? - Jej słowa nie były złośliwe i dziewczyna ich tak nie odebrała, w końcu nikt nie znał prawdy.
- Jeśli przez dobry kontakt rozumiesz warczenie, wyzwiska, plucie, kopanie i czasami rękoczyny, to tak,
ja i Snape jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. - Po tych słowach w pokoju zrobiło się wesoło, wszyscy przekrzykiwali się wymyślając coraz to nowe epitety i czynności, którym mieli się oddawać Snape i Hermiona podczas ich współpracy. Wszystkie były równocześnie obrzydliwe jak i śmieszne więc wymyślanie ich sprawiło wszystkim frajdę tak dużą, że zapomnieli o tajemniczej naradzie odbywającej się w kuchni. Gdy w końcu wyczerpały im się propozycje i stanęło na tym, że Nietoperz dawał Gryfonce lekcje pilatesu oraz jogi bardzo ją przy tym rozciągając, a ona jodłując recytowała recepturę na wywar żywej śmierci, wszyscy ocierali łzy radości z oczu, trzymając się za obolałe ze śmiechu brzuchy. Starsza dziewczyna wstała z zamiarem pójścia do łazienki, lecz jak tylko otworzyła drzwi i wyszła na korytarz to tego pożałowała. Natknęła się na Mistrza Eliksirów i już po jego minie poznała, że nie będzie to miła rozmowa. Uśmiech od razu zszedł jej z twarzy a zastąpił go grymas niepewności. Odsunęła się z zamiarem przepuszczenia byłego nauczyciela i zejścia na dół, ale mężczyzna pociągnął ją do sąsiedniego pokoju. Jeśli była zaskoczona, lub oburzona, to nie miała nawet czasu by to wyrazić. Od razu po zamknięciu za nimi drzwi rzucił zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu i zatkał dziewczynie usta dłonią, dając znak aby się uspokoiła. Hermionie przemknęła przez głowę głupia myśl, że skoro rzucił czar, to po co zatyka jej usta skoro i tak nikt jej nie usłyszy ? Nie miała jednak czasu na dalsze rozmyślania gdyż mężczyzna zabrał rękę z jej twarzy i przemówił.
- Nie wiem co dokładnie najmłodsza Weasley wam naopowiadała, ale większość z tego to prawda. - Nie zwrócił uwagi na jej skonsternowaną minę.
- Skąd Pan wie, że podsłuchiwała ?
- Czy ty się nigdy nie nauczysz ? Przez pół życia byłem szpiegiem, nie daje się podejść byle smarkuli, chciałem żeby przekazała wam te informacje i abyś ty wyciągnęła wnioski.
- Jakie wnioski ? - Wlepiła w niego wzrok i co ją zdziwiło, odwzajemnił spojrzenie.
- Miałem nadzieje, że wreszcie pojmiesz, że nie chcemy cię w szkole i w Ministerstwie tylko dlatego, że takie jest widzimisię, a ja mam ochotę cię gnębić. Musisz przyjąć te pracę, aby Zakon mógł dalej wdrażać swój plan w życie. Możemy się naradzać dniami, godzinami, ale ja i tak wiem,że jesteś jedyną skuteczną bronią.- Złożył dłonie jak do modlitwy, ale poziomo i wbił spojrzenie w dywan, po chwili kontynuował. -Widziałem cię przy pracy, jesteś doskonała, masz wyczucie, grację i wiedzę. Ale nie tylko to. Jedno twoje spojrzenie wystarczy, aby byle dureń wpadł po uszy, więc nakłonienie tego czy tamtego do delikatnych dywersji nie będzie problemem.Ty w Ministerstwie na początek jako referentka, to ogromna szansa dla nas wszystkich.Sama wiesz jakie głupoty opowiadają Skeeter i jej służki. " Potter - co miesiąc inna kochanka w Hogwarcie czy poza nim. Ty - wieczna dziewica i Ronald - gej." Na to też mogłabyś mieć wpływ. Nie tylko polityka jest ważna. Prasa też. Nie robiłabyś niczego niezgodnego z prawem i własnym sumieniem. PROSZĘ CIĘ. Zastanów się jeszcze raz. Dobrze ? - Gdy skończył przemowę spojrzał w górę i napotkał jej dziwnie błyszczące oczy.
- Na prawdę uważa Pan, że każdy dureń może się we mnie zakochać ? - Powiedziała to piskliwym tonem, na wydechu, tak że druga część zdania była praktycznie jednym wielkim piskiem.
- Na Merlina Granger ! Z całej tej dennej rozmowy o odpowiedzialności i koniecznościach, ty zapamiętałaś tylko to, że powiedziałem ci wątpliwy komplement tak ? - Odpowiedź przyszła natychmiast.
- Bo tylko to miało dla mnie znaczenie. - Złapała się za usta,orientując się, że powiedziała za dużo, niewłaściwej osobie. Zaczerwieniła się i odwróciła od profesora w stronę okna. - Warunkiem, że w ogóle wezmę tę propozycje pod uwagę, będzie pańska obecność na jutrzejszej kolacji. - Powiedziała to twardym tonem, a z chwilą gdy się do niego odwróciła, ujrzał w jej oczach księżyc i zatonął w tym spojrzeniu. Podszedł bliżej, bezszelestnie jak zawsze. Ona również nie przerwała kontaktu wzrokowego, ale delikatnie zacisnęła dłonie na rękawach brzydkiego kasztanowego swetra. Gdy był już pół metra od niej, usłyszała:
- Nie ma takiej opcji.
- Skoro tak, to żegnam. - Odwróciła się do drzwi i złapała za klamkę.
- O której ?
- Punkt 18 profesorze. - Uśmiech w jej głosie był aż nadto wyczuwalny.
- Czemu ? - Jego głos zdradzał zniecierpliwienie.
- Chętnie zrobię z Pana durnia.
*
Po relaksującym prysznicu Hermiona planowała poczytać, ale jej założenie jak zwykle napotkało przeszkodę w postaci Wybrańca, który chwycił ją za rękę i nie zważając na jej skąpy szlafrok pociągnął ją do pokoju.
- Co wy macie z tym skradaniem się ? - Dziewczyna na wpół śmiejąc się,zmierzyła przyjaciela ciekawskim spojrzeniem.
- O czym ty mówisz ?
- Nic nic, słucham, na co ta cała konspira ?
- Kocham Ginny .
- Wiem, wszyscy to wiedzą. - Przewróciła oczami wciąż rozbawiona.
- Nie rozumiesz, oświadczę jej się.
- Och Harry to cudownie ! - Rzuciła się aby go uściskać,ale chłopak szybko się odsunął,jego oczy zaszły mgłą.
- O co chodzi ?
- Co zrobię jeśli się nie zgodzi ? - Nie wytrzymała i walnęła go w ramię.
- Harry Jamesie Potterze, skąd te czarne myśli? Ginny cię kocha od kiedy tylko nauczyła się trzymać różdżkę w ręku, oczywiście że się zgodzi!
- Herm...a jeśli się spieszę? Może ona nie jest gotowa?
- Nie wygłupiaj się, oczywiście że jest gotowa. Myśl, że kiedyś zostanie twoją żoną pomogła jej przetrwać najgorsze chwile i nie sądzę by cokolwiek stało wam na przeszkodzie. Dlatego przestań się zadręczać
i wyśpij się przed wielkim dniem.Bo to jutro prawda?
- Tak.
- Wiedziałam!
- Tylko się nie wygadaj. - Spiorunowała go wzrokiem, dając do zrozumienia, że jego tajemnica jest z nią bezpieczna.
- Ok ok, wiem że nic nie powiesz, ale chce żeby naprawdę dobrze wyszło, żeby to był najpiękniejszy dzień jej życia.
- Może się nie udać.
- Co ?!
- Najpiękniejszy dzień jej życia był wtedy, gdy pierwszy raz powiedziałeś jej że ją kochasz.
- Skąd wiesz ?
- Powiedziała mi to.
- W takim razie będę jej to mówił codziennie do końca moich dni.
*
Następnego dnia Hermionę powitał gwar i rozgardiasz nie tak rzadki w Norze, a jednak szczególny.
Schodząc do kuchni natknęła się na Molly która z różdżką w ręce wykonywała ruchy raz koliste potem znów ostre i jakby nieskoordynowane, a miotła, mop i patelnia jej wtórowały. Zawsze to lubiła. Mimo, że znała miliony zaklęć nie tylko obronnych, w kuchni nie mogła równać się z matką Rona. Kolacja dla dwudziestu czy nawet pięćdziesięciu osób nie była dla niej niewykonalna, tylko lekko pracochłonna.
Nie chcąc przeszkadzać Gryfonka wymknęła się na werandę by na świeżym powietrzu dokończyć śniadanie. Posiłek przygotowany przez panią Weasley w przerwie między "odkurzaniem" a "myciem okien" był jak zwykle wyśmienity, dlatego dziewczyna z chęcią rozsiadła się na ławce i pozwoliła blademu słońcu ogrzać jej nagie ramiona. Nie ubierała na siebie nic poza zwykłym podkoszulkiem na ramiączkach i krótkimi spodenkami, gdyż lato w Norze zawsze było ciepłe. Z uśmiechem obserwowała Billa, Charliego i Fleur krzątających się w oddali. Dziewczyna zbierała polne kwiaty a chłopcy, właściwie mężczyźni ustawiali stoły, krzesła i baldachimy nad nimi.Używali oczywiście magii, dlatego ten widok tak fascynował Hermionę.
Była czarownicą, ale mugolką. Wiedziała do czego służy sekator, telewizor, mikrofalówka i wszystkie inne urządzenia gospodarstwa domowego.W przeciwieństwie do niej pozostali przyjaciele mieli do czynienia
z magią od kołyski. Poza Harrym. On jako sierota, aż do samych wakacji przed pierwszym rokiem w Hogwarcie nie wiedział kto to jest czarodziej i że sam też nim będzie. Mimo tych różnic zaprzyjaźnili się,
a wspólne przeżycia, jak i wojna utworzyły między nimi więź, której nic nie było w stanie przerwać.
Po skończonym posiłku kasztanowłosa ruszyła do ogrodu, aby trochę się porozciągać i poćwiczyć. Aktywność fizyczna zawsze ją odprężała, dzięki niej również miała szczupłe, nie chude ale zgrabne ciało i całkiem niezłą kondycję, która nieraz uratowała ją z opresji. Już miała zacząć robić wymachy i wykopy, gdy na trawniku pojawił się Snape.
- Czemu zaczęłaś bez swojego osobistego trenera jogi i pilatesu Ganger? - Z dumą obserwował jak była uczennica upada na trawę i klnie siarczyście, czerwieniąc się. Zaśmiał się tubalnie i jak zauważyła dziewczyna - szczerze. Spojrzała na niego uważnie i również wybuchnęła śmiechem.
- Nie mógł Pan sobie odpuścić podsłuchiwania pod drzwiami prawda?
- Nie musiałem. Śmialiście się w niebo głosy, a żadne z was nie pomyślało, żeby się zabezpieczyć przed niechcianymi uszami. Chodź tu.- Przywołał ją ręką.
- Wolałabym nie.
- Nie bądź głupia, pomogę ci. - Niechętnie podeszła w jego stronę. Szybkim ruchem obrócił ją tyłem do siebie, chwycił jej szyję tuż nad obojczykiem i wyciągnął przed siebie dłoń tak by ją ujęła. Gdy ich dłonie się spotkały, oboje poczuli dreszcz, ale żadne się nie cofnęło. Mężczyzna odchylił głowę Gryfonki maksymalnie do tyłu i zorientował się, że ma ona zamknięte oczy. Gdy je rozchyliła ich spojrzenia znów się spotkały. Zastygli w bezruchu, cały świat przestał istnieć. Dziewczyna widziała swoje odbicie w tęczówkach czarnych jak węgiel i podobało jej się to. Jakby stanowiła cały jego świat, jakby tylko ją widział. Uczucie to tak ja obezwładniło, że zakręciło jej się w głowie i szarpnęła ręką aby nie stracić równowagi. Severus w porę jednak zorientował się co się święci i mocno przygarnął ją do siebie prostując jej plecy. Gdy podniosła na niego zawstydzony wzrok, coś w jego spojrzeniu zapaliło ostrzegawczą lampkę.Nie daj mu się przekabacić. Jest miły bo jesteś mu potrzebna. Szybko wyszarpnęła się z jego objęć i spojrzała w dół na ich splecione dłonie. Snape momentalnie się napiął, ale nie spuszczał z niej wzroku.
- Przybyłem tylko sprawdzić, czy przypadkiem nie podjęłaś już decyzji, żebym nie musiał przychodzić na to durne przyjęcie.Wiedziałam.
- Jesteś durniem Snape, do zobaczenia o 18. - Ruszyła kocim krokiem w stronę domu, machając mu.
Mężczyzna jeszcze chwilę stał i odprowadzał ją wzrokiem.Wszystko szło nie tak jak powinno. Ma zachęcić Granger, a nie zakopać wszelkie możliwości pracy z nią. Nie powinien się zachowywać jak młokos, tylko jak doświadczony strateg. Tylko, że z nią wszystko było inne, nie takie jakie znał. Każda chwila ich pracy była wyzwaniem, ciągłym, ale też pociągającym. Nie przyznałby tego nigdy, ale lubił pracę z nią. Sam fakt, że była pyskata i przemądrzała nie bardzo pomagał, ale też nie szkodził mu aż tak bardzo jak jej to okazywał. Nauczyłby się ją szanować, nie od razu by ją polubił, ale mogli stanowić dobrze dobrany zespół gdyby tylko się postarała. Ale oczywiście nie. Musiał pokazać jej siebie od najgorszej możliwej strony i to tak, że nie raz uciekała z jego pracowni z krzykiem lub płaczem. Robił to co prawda z zupełnie innych pobudek niż ona myślała, ale koniec końców i tak uważała go za dupka, więc...
Teleportował się do swoich kwater, wysączył kilka szklaneczek ognistej i wciąż na lekkim rauszu wrócił do Nory z kwiatami w ręku i sztucznym uśmiechem na ustach. Molly gdy go zobaczyła aż krzyknęła.
- Severusie! Ty się uśmiechasz! Co się stało?
- Nic Molly puść mnie, tak kwiaty są dla ciebie, zejdź mi z drogi.- Nie zważając na jej próby przytulenia, przekroczył próg gdzie wymienił uściski dłoni z przynajmniej tuzinem czarodziejów nim dotarł do kuchni, gdzie zastał Złote Trio. Hermiona siedziała na stole, a jej nogi dyndały wesoło w złotych butach na niebotycznych szpilkach. Z konsternacją zauważył, że ruchy jej nóg bez rajstop były...kuszące. Beżowa suknia opinała jej biodra, kokarda pod biustem tylko go uwydatniała, a wydęte usta i róż na policzkach tylko uzupełniały wizję, która burzyła jego światopogląd. GRANGER TO KOBIETA!
- Profesorze! Ma Pan mdłości? Jakoś tak Pan zzieleniał.
- Granger! Tylko dlatego że wiesz co, nie znaczy,że możesz mnie obrażać na każdym kroku.
- Przez te wszystkie lata jakoś to Panu nie przeszkadzało. - Wstała i przystąpiła krok w jego stronę.
- Nie jestem durniem!
- A ja trzpiotką, którą można manipulować wedle życzenia! - Hermiona tupiąca nogą, to była nowość zarówno dla Harrego jak i dla Rona, dlatego w ciszy z otwartymi ustami przyglądali się tej scenie, a ich spojrzenia wędrowały od profesora do przyjaciółki niczym piłeczki do ping-ponga.
- To się zobaczy Hermiono. - Posłał jej dziwne spojrzenie, zignorował pozostałych i wyszedł do ogrodu.
- UGHH nienawidzę go!
- A tak właściwie to dlaczego? I co to za tajemnice?
- Nie chce mi się o tym gadać Ron naprawdę. Oszczędźcie mnie dziś, pogadamy niedługo, obiecuje.
Gdy wyszła, Harry jedynie wzruszył ramionami i nalał sobie i kumplowi kolejną szklaneczkę ognistej.
Godzinę później, gdy pojawili się już wszyscy goście, gospodyni zagoniła ich do ogrodu aby każdy znalazł swoje miejsce. Oczywiście Złote Trio siedziało koło siebie w centralnej części stołu, dalej Ginny i pozostałe latorośle Weasley'ów, u szczytu stołu ich rodzice, a po drugiej stronie członkowie Ministerstwa, sam Dyrektor, Profesor McGonagall, Profesor Trelawney i oczywiście Snape naprzeciwko Hermiony!
Chcąc nie chcąc pogrążyła się rozmowie z Ronem, byle tylko nie patrzeć na wprost. Na szczęście jej przyjaciel opowiadał jak mama denerwowała się przyjmowaniem tak ważnych osobistości pod swoim dachem. Jego słowa rozczuliły Gryfonkę do reszty. Zawsze uważała Molly Weasley za drugą matkę, za opokę, więc myśl, że mogłaby ona czegoś się wstydzić, albo nie być pewną, czyniła to spotkanie jeszcze bardziej szczególnym i cudownym. Po chwili głos zabrał Pan domu. Artur wygłosił ckliwą mówkę (ach ta Ognista) na temat bohaterstwa, przyjaźni i zaufania. Mówił o tym jak cudownie jest wiedzieć, że jego dzieci odnalazły się w wirze walki (tu spojrzał na Ginny i Harrego), po czym wzniósł swój puchar i potoczył wzrokiem po zgromadzonych.
- Abyśmy wszyscy byli szczęśliwi i zawsze razem! Zdrowie naszych bohaterów! - Rozległo się chóralne "zdrowie", wszyscy pociągnęli ze swoich pucharów, a na stołach pojawiły się pyszności mogące konkurować ze szkolnym jedzeniem. Choć Hermiona nie była zbyt głodna,
ochoczo zabrała się za kurczaka z tłuczonymi kartoflami,byle tylko nie musieć skupiać się na towarzystwie. Zmusiła Snape'a do przyjścia,tyle musi mu wystarczyć, przecież nie będzie jeszcze z nim gadać nie?
Po kilku pierwszych daniach, prowizoryczny parkiet zapełnił się tańczącymi parami dalszej i bliższej rodziny Rona, oraz kołem pedagogicznym. Hermiona wirowała z Harrym,który dosłownie nie mógł usiedzieć w miejscu, tak był zdenerwowany. W końcu jednak, jego partnerka została odbita i to nie przez byle kogo. Sam Dyrektor Albus Dumbledore, poprosił ją o taniec. Przeczuwała, że nie będzie to zwykły walczyk, tylko kolejna podstępna gra. Uśmiechnęła się słodko do Profesora i podała mu dłoń, gdy prowadził ją na środek parkietu.
- Muszę przyznać Panno Granger,że Severus miał rację.
- Nie rozumiem?
- Nie może się ciebie nachwalić za kawał dobrej roboty jaki wykonałaś podczas ostatnich tygodni i bardzo ubolewa, że nie przelejesz swojej wiedzy do mózgów młodych czarodziejów. Wspominał też, że masz precyzję właściwą tylko jemu, a twa gracja i rozwaga są godne pozazdroszczenia. - Uśmiechnął się do niej dobrotliwie, przeszywając spojrzeniem na wylot.
- Chyba coś się Panu pomyliło, Snape nigdy nie powiedział o mnie nic miłego, przez wszystkie lata w Hogwarcie tylko mnie obrażał, dlaczego nagle miałby chwalić? - W jej oczach błysnęło zrozumienie.-Rozumiem, to kolejny etap przekabacania mnie tak? Proszę sobie darować, nic Pan nie wskóra, a tym bardziej kłamiąc.
- Ależ Hermiono, to prawda! Możesz sama zapytać Severusa, właśnie idzie. Severusie, Panna Granger chciałaby z tobą zatańczyć.- Nie zważając na ich protesty, Starzec praktycznie wepchnął dziewczynę w objęcia czarnowłosego. Spojrzał na nich rozbawiony i szybko się oddalił, zapewne nie chcąc być świadkiem kolejnego wybuchu tej dwójki.
- Na Merlina Granger, nie wiem co musiało cię pchnąć w moje ramiona, ale oby powód był dobry.
- Noo przecież sam Pan widział, Dyrektor mnie Panu przehandlował.- Parsknęła śmiechem, a on leciutko uniósł kąciki ust i spojrzał jej w oczy.
- Jeśli chodzi o mój powód bycia tutaj..
- Chce coś Panu powiedzieć..
Ich słowa zlały się w jedno dlatego spojrzeli na siebie zdziwieni. Mężczyzna skinieniem polecił jej milczenie.
- Ja pierwszy. Wiem że to nieelegancko, ale zapewniam, że moje jest ważniejsze.- Gdy nie protestowała, obrócił ją delikatnie i przechylił przez ramię tak, że jej długie loki prawie dotykały podłogi. Gdy się wyprostowała i poczuła na sobie jego wzrok, aż się zaczerwieniła. Po chwili Mistrz Eliksirów podjął swoim zwykłym zrzędliwym tonem.
- Próbowałem cię zmusić do czegoś, co właściwie sam uważam za bzdurę i głupotę. Przepraszam. Nie będę cię więcej naciskał, jakoś sobie sam poradzę. Na nauczycielkę przyjmę kogoś z Ministerstwa i też będzie dobrze. Cieszę się,że się postawiłaś i nie dałaś za wygraną, mam nadzieję, że mimo wszystko twoja kariera nie stanie w miejscu. Życzę miłego wieczoru Panno Granger i powodzenia, prawdopodobnie to nasze ostatnie spotkanie.- Obrócił ją ostatni raz, ukłonił się,szarmancko całując jej wyciągniętą dłoń i nie zważając na jej wilgotne oczy, ruszył przez parkiet do wejścia do domu. Zaraz jednak zniknął dziewczynie z oczu, gdyż do tańca porwał ją Bill. Nieobecnym wzrokiem wodziła po tłumie, mając nadzieje,że jeszcze gdzieś mignie jej kurtyna czarnych włosów, ale rozczarowała się. Przetańczyła jeszcze jakiś czas, aż wreszcie muzyka zmieniła się diametralnie. Dźwięki harfy i skrzypiec zwróciły uwagę wszystkich. Na środku parkietu stał Harry Potter, ramieniem obejmując Ginny, gorączkowo szukał czegoś w kieszeniach. Gdy w końcu wydobył pudełeczko, uklęknął na jedno kolano i chwycił swoją dziewczynę za rękę. Oniemiała dziewczyna tylko stała i patrzyła na niego nie mogąc wydusić z siebie słowa. Wybraniec szybko nałożył na siebie zaklęcie sonorius i przemówił pewnym,męskim głosem.
- Ginny...chciałbym..rozjaśnić twój świat, tak jak ty rozjaśniasz mój od kiedy cię poznałem. Na początku cię nie dostrzegałem, ale ty zawsze byłaś przy mnie, dopełniasz mnie. Chciałbym, móc być przy tobie każdego dnia, patrzeć jak upadasz i podnosić cię, dodawać otuchy, śmiać się z tobą, płakać, a pewnego dnia powiększyć rodzinę. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Popatrzył na nią z nadzieją a gdy się nie odzywała lekko się zmieszał. Ginny, z łzami w oczach podniosła go z klęczek i rzuciła mu się na ręce całując. Tłum zaczął klaskach i krzyczeć słowa gratulacji, narzeczeni zostali ciasno opleceni przez gości, dzięki czemu Hermiona dostrzegła Severusa Snape'a bezczelnie opartego o drzwi domu. Nawet z tej odległości widziała jak mierzy ją nieprzeniknionym wzrokiem. Nie zwlekając ruszyła koło stołów, aby odciąć mu drogę ucieczki. Gdy jednak dotarła do drzwi spostrzegła, że już go nie ma. Rozczarowana weszła do domu z zamiarem położenia się na chwilę. Szampan zaczął szumieć jej w głowie. Gdy wyszła po schodach, w swoim pokoju zastała profesora...
CZYTASZ
You deserve better
FanfictionNie moje opowiadania. Ale było świetne więc go tu postanowiłam wstawić.