Rozdział XVII Zawieszenie i młodziki

105 4 1
                                    

Zostałam wezwana do sali rady. Jeszcze nie wiem z jakiego powodu. Cały czas miażdżyłam sobie palec ze stresu. Miałam nadzieję, że nie dowiedzieli się o mojim wczorajszym ,, porannym wypadzie". Przed salą odetchnęłam. ,,Uspokój się"-pomyślałam w duchu. Otworzyłam drzwi. I nagle całe moje ,,Uspokój się" legło w gruzach. Kiedy weszłam do sali, zobaczyłam Anakina biegającego po całej sali. Kiedy ten maluch wyszedł z pokoju? Stanęłam na środku sali. Bałam się, co on nawyrabiał.
-Czy poznajesz te broń?- Mace Windu wyjął moje dwa pistolety. Zamarłam.
-T...tak...-
-Należy do ciebie?-
-T...tak jak..by- jąkałam się.
-Jakby to znaczy?.-
Nie miałam się zamiaru z nikim dzielić moimi rewelacjami rodzinnymi, jednak jak widać nic nie może trwać wiecznie. Opowiedziałam radzie o moim wymknięciu się. Jednak trochę zmieniłam bieg wydarzeń, tak żeby uniknąć wkopania w to dno Marc'a i Cod'iego w to .
-Zostajesz zawieszona na dwa tygodnie- powiedział Mace Windu. -Będziesz pomagać w archiwach
Spuściłam głowę.
-Mace, nie uważasz, że ta kara...- chciała coś powiedzieć Adi Gallia jednak Windu jej przerwał.
-Będzie tak jak powiedziałem. Pod nieobecność Yody, ja tu dowodzę. Powiedziałem. Dwa tygodnie w zawieszeniu- powiedział sztywno. -Czy ktoś jeszcze w tym uczestniczył? Jak tak, to podzielisz z nim karę-
-Nie. Nikt- powiedziałam tym razem tak samo sztywno jak on.
-Możesz iść- powiedział. Wtedy odwróciłam się napięcie i wyszłam. Przyciągnęłam mocą do siebie pistolety.
-Hej! Nie pozwoliłem ci tego wziąć!- krzyknął Mace jednak nie zwróciłam na niego uwagi. Skierowałam się w kierunku archiwum, w którym miałam spędzić kolejne 2 tygodnie.

Kiedy chciał iść, żeby zabrać Shmi jej broń zatrzymałam go ruchem dłoni.
-Mace, zostaw już to dziecko. Dopiero co zwierzyła nam się a ty ją zawiesiłeś-
-Nie wtrącaj się, Gallia!- krzyknął. Ostatnio był jakiś nerwowy. Te nerwy go dopadły, jak Yoda wyleciał na misję dwa dni temu i Mace przejął obowiązek ,,dyrygowania" zakonem. Jednak miałam w nosie, z jakiego powodu był nerwowy. Wstałam.
-Słuchaj Windu. Mam prawo do własnej wypowiedzi, jako członkini Rady oraz zakonu Jedi. Każdy z nas ma prawo. Nie ważne, kto tu dowodzi. Ty czy Yoda. Tylko, że Yoda dałby coś powiedzieć innym członkom, z ty teraz zachowujesz się jak pępek wszechświata!-
-Ale Yody teraz tutaj nie ma!-
-I wielka szkoda- powiedziałam i wyszłam.

Doszłam do archiwum. Tam przyjęła mnie bibliotekarka. Zaczęła mi pokazywać, gdzie co jest. Potem dała mi wolną rękę. Postanowiłam poszukać czegoś o sobie. Jednak okazało się, że do tego dostęp mają tylko członkowie Rady. Wtedy do archiwów wszedł Marco.
-Cześć- przywitał się.
-Cześć- odpowiedziałam zamykając przeglądarkę.
-Słyszałem, że zostałaś zawieszona...-
-Dobrze słyszałeś- wstałam od monitora.
-Mam do ciebie pytanie. Mam uciekać przed radą zanim ze mną zrobią to samo czy jakoś uszło mi to płazem?-
-Możesz chodzić spokojnie -wymusiłam u siebie uśmiech -Nie wydałam ani ciebie ani Cod'iego.-
Marco zamilkł. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. Wtedy nagle odezwał się jego komunikator.
-Marco, zbieraj się lecimy na misję- usłyszałam głos mistrza Mundi.
-Muszę lecieć. Pa- powiedział i wyszedł. Ja wzięłam się za ponowne przeglądanie archiwów.

Dwie godziny potem zaczęłam się bardzo nudzić. Chodziłam w te i we wte i nic. Jeżeli ja mam tu wysiedzieć 2 tygodnie, to chyba tu zwariuję. Kiedy poszłam na obiad z jednej z sali wychylił się jeden z rycerzy.
-Hej, masz coś konkretnego do roboty?- spytał. Odwróciłam się.
-Nie...-
-To świetnie. Przypilnujesz chwilę młodzików?- zanim zdążyłam odpowiedzieć ten wybiegł z sali.
-Ale co ja mam z nimi zrobić?- spytałam z pretensją. Kompletnie nie znałam się na dzieciach.
-Nie wiem! Same powinny się sobą zająć! Ty masz tylko przypilnować, żeby się niepozabijany!- krzyknął i zniknął za rogiem. Westchnęłam. Weszłam do sali. Tam kilkoro 10-letnich dzieci walczyło ze sobą na kije. Usiadłam i zaczęłam przyglądać się ich walce. Mój wzrok pozostał chwilę na jednym z  chłopców. Powalał na podłogę swoich kolegów dwoma ruchami. Kiedy pokonał już wszystkich swoich kolegów i koleżanki podniósł kij do góry.
-Nikt mi nie dorówna!- krzyknął.
-Hej, to może zmierz się z nią?- jakaś dziewczynka pokazała na mnie palcem czym wyrwała mnie z zamyślenia.
-Co?-
-Z nią? Dobra. Jak ją pokonam, już nikt nie nazwie mnie dzieciakiem- powiedział i ustawił kij w pozycji bojowej -Chyba, że nasza padawanka się boi-
-Ja?- zrobiłam głupi uśmiech -Dziecko, nie wywyższaj swoich możliwości-
-Nie wywyższam- powiedział to z taką dumą na twarzy, że miałam ochotę się roześmiać -Możesz się dziewczynko przekonać. Gramy do 5-
Wstałam i sięgnęłam po jeden z kiji.
-Pokaż, co potrafisz, młody-
Wtedy chłopak pobiegł na mnie. Zrobił kilka szybkich ruchów kijem i spróbował podkosić jak innych adeptów, jednak w porę tego uniknęłam, przeskakując nad nim i wykorzystując jego własną technikę. Podkaszając go.
-1:0- powiedziałam przystawiając mu kij do gardła. Ten wstał i znowu rzucił się do ataku. Tym razem postanowił polegać tylko na szybkich ruchach. W pewnym momencie podbiłam mu ręce kijem i końcówka mojego zatrzymała się tuż przy jego brzuchu. Wtedy poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś właśnie wbijał mi miecz świetlny w brzuch. Postanowiłam nie mówić o tym młodzikom. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęła się kolejna walka. Chłopiec wykorzystał moje rozkojarzenie i mnie podkosił. Dopiero wtedy odzyskałam świadomość tego, co się dzieje.
-2:1- powiedział. Kolejne walki poszły szybko. Skończyło się na 5:2.
-Nauczysz nas tak walczyć?- jakaś dziewczynka podeszła do mnie.
-W sumie? I tak nie mam nic lepszego więc okej. Zgoda- powiedziałam. Dzieci się ucieszyły. Kazałam im stanąć w 3 równych rzędach. Zaczęłam od tych najprostszych ruchów aż doszliśmy do bardziej profesjonalnego ,,wymachiwania" kijem. Wszyscy bardzo się zmęczyliśmy. Usiedliśmy na podłodze i momentalnie pozasypialiśmy. Ja zasnęłam z jedną z dziewczynką przytuloną do mnie i chłopcem opartym o moje ramię.

Poszedłem sprawdzić coś do archiwów. Kiedy przeszedłem koło jednej z sal usłyszałem dziwną ciszę. To jest sala grupy 064 a oni zawsze robią mnóstwo hałasu. Postanowiłem zajrzeć do środka. A może w końcu Calen ogarnął te dzieciaki? Otworzyłem salę. To co ujrzałem bardzo mnie zdziwiło. Młodziki spały oparte o ścianę. Wtedy przyszedł Calen.
-Gdzie ty byłeś?-spytałem. Dopiero wtedy mnie zauważył.
-O mistrzu Windu... ja poszłem na obiad i  zagadałem się z kolegami a co się stało?-
-Jak ci się udało uśpić młodziki? Ich się nie da ogarnąć-
-Ja ich nie uśpiłem-
-Dobra, a skoro ty właśnie wróciłeś z obiadu, to kto ich pilnował?-
-Ona-
Spojrzałem w stronę w którą pokazał. Dopiero wtedy spostrzegłem Shmi śpiącą razem z młodzikami.
-Przecież ją zawiesiłem- powiedziałem i chciałem wejść do sali jednak Calen mnie zatrzymał.
-Mistrzu, czy mógłbym prosić, żeby mistrz ich nie budził? Ona dopiero co ogarnęła grupę, której ja nie mogłem ogarnąć dwa lata.-
-Dobrze, już. Niech ci będzie- warknąłem i poszedłem dalej do archiwów. Cały czas myślałem o tej sytuacji.

Obudziłam się kilka godzin później. Zobaczyłam kilka młodzików, które już nie spały i rycerza który wcześniej mnie z nimi zostawił. Zauważył, że się obudziłam.
-Dzień dobry. Wyspaliśmy się?- spytał z uśmiechem.
-Która godzina?- spytałam wstając.
-17:30-
-Pomyśleć, że szłam na obiad, wejdę na kolację- też się uśmiechnęłam i rozprostowałam zesztywniałe kości.
-To leć, bo zaraz się okaże, że ktoś też cię weźmie do młodzików i na śniadanie wejdziesz-
Uśmiechnęłam się i wyszłam. Skierowałam się w kierunku stołówki. Po drodze spotkałam mistrza Windu.
-Czy my się nie zrozumieliśmy?- spytał złowrogo -Zostałaś zawieszona. Jedne gdzie masz teraz wstęp, to archiwum, stołówka i twój pokój, a ty to zignorowałaś! Jeszcze jeden taki wybryk, i zawieszenie przedłuży się do miesiąca!-
-Oj, przepraszam, że pomogłam jednemu z kolegów z Zakonu, pilnując mu chwilę młodziki!- dałam upust emocjom -Może mnie mistrz jeszcze za to wyrzuci z Zakonu?-
-Uwierz mi, z miłą chęcią bym to zrobił, ale niestety taką decyzję musiała by podjąć większa część Rady.- Kiedy coś chciał powiedzieć, wtrąciłam mu się.
-Przepraszam, ale idę na kolację. Przecież mogę być tylko na stołówce, w pokoju lub archiwach, więc korytarz chyba też mi jest zabroniony, a więc idę przenieść się do miejsca mi wyznaczonego, zanim zostanę zawieszona na wstęp tlenu do moich płuc- powiedziałam i poszłam szybko na stołówkę. Denerwował mnie Windu. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, zastanowiłabym się dwa razy, zanim bym go wyjęła z tego statku. Chociaż... wtedy mogłabym nie zostać Jedi. Eh... pomyśleć, że praktycznie jestem w Zakonie przez niego, ale w tym samym czasie, on jest tu przezemnie. Postanowiłam już tyle o tym nie myśleć, i zjeść kolację. Dzisiaj na szczęście jedzenie wyglądało normalnie. Do teraz pamiętam uczucie po zdjedzeniu tamtej papki. Zaczęłam mieszać widelcem w jedzeniu. Zastanawiałam się też, co to było za uczucie podczas walki z młodzikami. Ten... miecz świetlny w brzuchu. Co to mogło oznaczać? Nawet nie zauważyłam, jak przysiadł się do mnie Marco.
-Hej, wszystko dobrze?- spytał.
-A, tak, tak- odpowiedziałam szybko i wzięłam się za jedzenie. Marco nie drążył tematu. Chwilę jadłam aż zobaczyłam przed sobą zamazaną scenę walki. Widziałam postać z czerwono-czarną twarzą z podwójnym, czerwonym mieczem świetlnym i człowieka z długimi włosami i zielonym mieczem świetlnym. Oboje walczyli ze sobą. Nagle ten pierwszy podbił ręce drugiemu, tak jak ja to zrobiłam tamtemu młodzikowi i wbił mu miecz świetlny w brzuch. W tym momencie też poczułam, jakby mi ktoś wbijał miecz. To strasznie bolało. Puściłam widelec i złapałam się za brzuch. Z oczu poleciały mi łzy.
-Shmi? Shmi, co ci jest. Znowu jest coś w jedzeniu?- Marco też odłożył widelec.
-Ni..e. Mu... muszę odpocząć- powiedziałam i skierowałam się w stronę pokoju. Marco tylko popatrzył za mną. Po drodze oczywiście musiałam spotkać to wkużające rodzeństwo.
-Co tam, księżniczko?- spytał Kaicho z tym swojim głupim uśmieszkiem. On chyba naprawdę nie umiał ocenić, jak ktoś się czuje.
-Z-zostaw mnie-e -powiedziałam i poszłam dalej do pokoju. Oboje popatrzyli za mną.
-A jej co?- sputała Keilira brata.
-Nie wiem- wzruszył ramionami. Poszli sobie dalej. Ja weszłam do pokoju. Tam na podłodze siedział sobie Anakin i czymś się bawił. Ja położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Z bólu i nerwów.
-O co tu chodzi?- spytałam sama siebie szeptem.

Hej wszystkim!
Ostatni mój pomysł z robieniem rozdziałów na wasze teorie nie wypalił, więc od teraz, będę zawsze na końcu rozdziału pytać was, jak myślicie np. Co coś znaczy itp.
Dzisiejsze pytanie to:
Jak myślicie, czym była lub co oznaczała wizja Shmi na stołówce i kogo przedstawiała?
Piszcie swoje pomysły albo inne teorie dotyczące książki.
Do zobaczenia, i niech moc będzie z wami!

Wojny Klonów || Inna Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz