Rozdział 5. "Przeprosiny"

2.3K 137 47
                                    

A p o l o g i e s

James ruszył w dół schodów, wierząc w zdolności swoich przyjaciół do rozwiązania tego samemu. Albo przyznają się do swoich uczuć - albo zdecydują się pozostać przyjaciółmi. Albo oboje się zabiją w wannie pełnej krwi i wrócą jako duchy, żeby mnie nawiedzać.

Nie zwracał uwagi na to, gdzie się kieruje, jego myśli wciąż były w dormitorium razem z jego przyjaciółmi.

- James Potter.

James podskoczył, słysząc ten głos i obrócił się, by stanąć twarzą w twarz z...

- Lily.

- Witaj, James - wycedziła surowo Lily, celując różdżką pomiędzy jego oczy. Jej rude włosy przy tym świetle sprawiały, że wyglądała, jakby jej głowa płonęła. Ten obraz przypomniał mu czasy, gdy grał w Magiczne Karty ze swoimi mugolskimi sąsiadami - każda z kart miała ilustracje jakiegoś "magicznego stworzenia" i ulubioną kartą Jamesa była ta z ognistym bożkiem.

Zaskoczył sam siebie, gdy tylko uświadomił sobie, o czym właśnie pomyślał.

- Um... witaj, Lily - powiedział, krzywiąc się w chwili, gdy jego głos załamał się, wymawiając jej imię. - Mogę ci w czymś pomóc?

- Jak miło, że pytasz, James - butelkowo-zielone oczy Lily błysnęły niebezpiecznie. Dźgnęła jego nos końcówką swojej różdżki, wciskając ją w jego twarz. - Antidotum. Teraz.

- Co? - James zorientował się, że wycofuje się do ściany, mając już jedną nogę na schodach. Jego serce biło tak mocno, jakby zaraz miało się wydostać z jego klatki piersiowej. Lily przybliżyła się do niego.

- Chcę antidotum do tego zaklęcia lub eliksiru, czy czegokolwiek tam użyliście, przy grze w Potajemny Pocałunek.

- Ale...

- Nie każ mi używać magii, Potter - ponownie dźgnęła go różdżką w nos, wyglądając groźnie.

- Ale...

- Jeśli nie dasz mi tego antidotum teraz, nawet się nie zawacham przed rzuceniem klątwy na twoje przepraszam - nawet słysząc chłód w jej głosie, James myślał, że dostrzegł figlarny błysk w jej oczach. Piękne...

- Co? - spytała zaskoczona Lily.

- Co?

- Właśnie powiedziałeś-- Co jest piękne?

Kurczę. Nie mogę uwierzyć, że powiedziałem to na głos. James czuł krew napływającą do jego twarzy, ale utrzymywał głos w zwyczajnej nonszalancji.

- Nic, Evans.

Lily przymrużyła oczy, które na powrót były chłodne.

- Więc, co z tym antidotum?

- Nie mam go.

- Czy mógłbyś powtórzyć?

- Nie mam antidotum - powtórzył James, tym razem powolnym, dobrze wyważonym głosem, tak jakby mówił to do dziecka.

- Nie wierzę ci.

- Naprawdę, Lily. Nie ma antidotum.

- A więc znajdź je - wysyczała przez zęby.

- Czemu?

- To nie twój interes - odpowiedziała chłodno.

- Może gdybym wiedział, o co chodzi, mógłbym pomóc - pstryknął palcami, a jego głos przybrał łagodniejszy ton - Co się stało? Nie lubisz osoby, którą wylosowałaś?

Potajemny PocałunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz