Dark Side of the Moon

501 42 106
                                    

Jack Frost przechadzał się po płocie z kijem zarzuconym na plecy i rękoma zwieszonymi na obu jego końcach. Rozmawiał z Księżycem, tak jak zwykle to robił gdy wydarzyło się coś ważnego, chociaż rozmawiał to za dużo powiedziane. On mówił, a Księżyc nigdy nie odpowiadał, ale Frost miał przeczucie, że mimo uporczywego milczenia jego głos dociera do Opiekuna Strażników.

- I wiesz, pokonaliśmy Mroka. - Zakołysał nogą utrzymując równowagę na nieco już spróchniałych deskach ogrodzenia.

Każdy krok chłopaka znaczyły szronowe wzory, przez co praktycznie cały płot był pokryty lodowymi zawijasami.

- Nie było łatwo ale daliśmy radę. - Zadarł głowę i z zacięciem wpatrywał się w świecącą kulę na nocnym niebie. Ściągnął usta w wąską linię czekając, ale nie usłyszał nic poza dźwiękiem ciszy i wiatru wirującego pomiędzy drzewami. Po chwili zrezygnowany westchną i odwrócił wzrok. - Chciałbym chociaż raz porozmawiać z tobą naprawdę.

Zeskoczył z płotu, lecz zamiast wylądować na miękkim śniegu zapadł się w ciemność.

Ciemność, ciemność, światło. Robiło się coraz zimniej. Miliony punktów zalśniły blaskiem w jednym monecie. Czy to gwiazdy? Ciemna ciemność, a w niej złote smugi.

Ciemność.

Światło.

Ostra, złota jasność wciskała się we wciąż zamknięte oczy Ducha Zimy. Spróbował poruszyć ręką. Czuł ją czyli nie było tak źle, ważne, że mu jej nie urwało, tak jak w którejś z opowieści Northa o nieudanej próbie teleportacji i kończynach porozrzucanych we wszystkie stronach świata. Bo co do tego, że wpadł do jakiegoś rodzaju portalu nie miał wątpliwości.

Nieco zdrętwiały policzek miał rozpłaszczony na chłodnej posadzce. Ostrożnie otworzył oczy, blask wlał się w nie bez ostrzeżenia, powodując dyskomfort. Musiał odczekać chwilę, aż jego wzrok przyzwyczai się do dużej ilości światła.

Miejsce gdzie wylądował było całe złote... dosłownie. Wszystko błyszczało się żółtą metaliczną barwą. Frost zdziwiony tak niecodziennym i kontrastującym do czarnych podziemi Mroka widokiem podniósł głowę, która z głuchym mlask odkleiła się od podłogi.

„Gdzie ja jestem?" - przeleciało mu przez myśl. - „To na pewno kolejny głupi żart Astera. I dlaczego do cholery wszystko wygląda tu jakby było zrobione z Sandyego?!"

Postawił do pionu resztę ciała, podpierając się na lasce, którą o dziwo wciąż trzymał w zaciśniętej dłoni. Rozejrzał się z ciekawością dookoła, chciał zrobić krok ale świat niebezpiecznie zawirował, szybko więc zrezygnował z tego pomysłu zadowalając się samym oglądaniem wielkiego i dziwacznego pomieszczenia.

- Zaraz ci przejdzie. - Usłyszał i dopiero wtedy zorientował się, że nie jest tutaj sam. - To chwilowe zaburzenia poteleportacyjne. Nic wielkiego, nie musisz się martwić.

Jack spojrzał w stronę źródła dźwięku, czyli praktycznie pod swoje nogi. Zobaczył tam pyzatą buźkę z wymalowanym na niej przyjaznym uśmiechem. Owe lico należało do okrągłej istoty, w sumie wyglądającej jak dziecko, ale dzieckiem nie będącej. Był ubrany - Frost założył, że jest to bardzo niski... i gruby mężczyzna obcej rasy - w złoty smoking i odpowiednio dobrane do niego spodnie, które były, kto by się spodziewał, w takim samym kolorze jak wszystko wokół, czyli również złotym. Jego skóra zdawała się być przesiąknięta tym blaskiem. Na głowie zamiast włosów miał jeden pojedynczy blond kosmyk wyrastający z jej czubka, który układał się w znak zapytania.

- Tyyy... Co to...? Znaczy ja... przypadkiem... - zająkał się Duch Zimy próbując złożyć zdanie w sensowną całość. - Dobra Aster wyłaź wiem, że to ty! Słabe to i jeśli chcesz mnie naprawdę zdziwić... - przerwał widząc uniesione brwi niewysokiego mężczyzny. - Jednak nie Aster?

Dark Side of the Moon - Rise of the Guardians one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz