To wcale nie tak, że on zabiegał o ten numer. Po prostu raz zapytał zarządcy kamienicy, czy gdyby - czysto hipotetycznie - chciał numer do jednego z lokatorów w ramach, oczywiście, lepszej współpracy i poprawy stosunków sąsiedzkich, to czy zarządca by mu go wręczył. Zarządca nie tylko powiedział, że to żaden problem, ale dosłownie, na papierku, udostępnił mu ten numer. Michael był bardziej, niż trochę, wdzięczny temu mężczyźnie. Biednemu, umęczonemu przez życie... i tego freaka z drugiego.
Z dumą szedł w górę schodów do swojej klitki na pierwszym piętrze, ściskając w dłoni świstek papieru z nagryzmolonym nań numerem tego debila z piętra drugiego. Może, gdyby go trochę nastraszyć, to koleś by się wyprowadził.
Ja:
wypierdalaj z ka--
Okej, trochę za ostro, Mike, zwolnij ogierze.
Ja:
jak się nie wyprowadzisz to--
M-I-C-H-A-E-L, stop. To trzeba z finezją.
Ja:
hej
Uderzył się telefonem w czoło. No nic, wysłano, teraz trzeba czekać.
Gnój z drugiego:
kto pisze?
Ja:
twoj stalker
Gnój z drugiego:
Michael, wiem, że to ty
Jak on...? Czy ten człowiek...? Zdecydował, że musi odbyć poważną rozmowę z zarządcą budynku. Chociaż, chwila. Czy on w ten sposób nie okazywał się być wyjątkowo durnym hipokrytą? Ta, możliwe. Nieważne.
Ja:
ucisz sie
Gnój z drugiego:
jestem cicho
Ja:
nie, grasz na gitarze
Gnój z drugiego:
nie podoba ci się moja muzyka?
Ja:
ty caly mi sie nie podobasz
Gnój z drugiego:
ups
Ja:
nie ups, ucisz sie
Gnój z drugiego:
zobaczę
CZYTASZ
może | MUKE
Romancegdzie michael ma irytującego sąsiada, a jego numer całkiem przypadkiem znalazł się w jego telefonie