Rozdział 1

840 27 9
                                    

Kiedy zaczęło wschodzić słońce wiedziałem jaki piękny będzie ten dzień. W końcu moja Bella miała mieć właśnie osiemnaste urodziny. Wiedziałem, że Alice nie odpuści sobie takiej okazji i coś zorganizuje, mimo, że Bella kategorycznie tego zakazała. Przecież dla Alice zakazy były po to by je łamać. Po wszystkich strasznych wydarzeniach wreszcie byłem spokojniejszy. Jak dotąd Bella była cała i zdrowa. Miałem tyle planów i nadziei. Nigdy nie czułem się za kogoś tak odpowiedzialny. Nigdy tak bardzo się o kogoś nie troszczyłem.

Teraz nie mogłem się doczekać, aż będę mógł dać prezent mojej małej kruchej dziewczynie. Wiedziałem, że ciężko będzie mi zmusić ją, by go przyjęła. Miałem jednak nadzieję, że skusi ją mój urok osobisty. Wiedziałem, że przez ostatnie wydarzenia jej ojciec nie pozwoli wsiąść jej do mojego samochodu, dlatego nie chcąc gp denerwować Bella przez jakiś czas miała jeździć sama. Pojechałem więc do szkoły tak jak zawsze swoim volvo, a moje kochane rodzeństwo nie zrezygnowało tym razem z porshe kochanej Rosalie. O tak. Po ostatnich wydarzeniach była dużo bardziej nieznośna. Choć myślałem, że jest to wręcz nie możliwe.

Gdy Bella wjechała na parking już czekałem oparty o swój samochód jak zwykle rano. Choć nie do końca, bo dziś był wyjątkowo ważny dzień. Były jej urodziny, a obok mnie stała mocno podekscytowana Alice. Uśmiech sam pojawił mi się na twarzy, gdy tylko z wiatrem dobiegł mnie cudownie kwiatowy zapach Belli. Byliśmy razem pół roku. Nigdy nie sądziłem, że będę mógł być z kimś tak długo. Wszystkie kobiety które poznawałem odchodziły zbyt szybko. Niektóre oczywiście żyły. Dwie nawet były wampirami, ale Bella...Bella była od nich całkowicie różną. Była nadwyraz krucha. Nadwrażliwa. Emocjonalnie zbyt czuła.

Alice była bardzo podekscytowana, a w ręku trzymała już swój jak to twierdziła prezent idealny. Nie musiałem patrzeć na Bellę, by wiedzieć, że się wkurzy. Wystarczyło mi to donośne trzaśnięcie drzwiami od samochodu. To cud, że się od tego nie rozleciał. Naprawdę nie rozumiem co ona widzi w tym starym szrocie? Czy mówiąc duszę ma na myśli korozję?

Kiedy solenizantka ruszyła w naszą stronę Alice wybiegła jej naprzeciw zupełnie nie przejęta jej ponurą miną i jak zawsze cała w uśmiechach.

-Wszystkiego najlepszego, Bello! -zawołała z radością.

- Cii! - syknęła natychmiast Bella, rozglądając się niespokojnie, by upewnić się czy any nikt tego nie usłyszał. Alice zupełnie nie przejęła się jej reakcją.

- Otworzysz swój prezent teraz czy później? - spytała z autentycznym zaciekawieniem, zawracając w moją Edwarda. Wiedziałem, że aż się pali, by zobaczyć minę mojej ukochanej.

- Żadnych prezentów - wymamrotała gniewnie Bella.

- Dobra, wrócimy do tego później. I co, podoba ci się ten album, który przysłała ci mama? A aparat fotograficzny od Charliego? Fajny, prawda? -Alice zasypała Bellę pytaniami, a ta tylko westchnęła. Nie mogła nic poradzić na to, iż Al posiadała dar, niestety...

- Tak, świetny. Album też- odparła Bella bez energii.

- Moim zdaniem to bardzo trafiony pomysł. W końcu tylko raz w życiu kończy się liceum. Warto wszystko starannie udokumentować- poparła to od razu Alice.

- I kto to mówi? Przyznaj się, ile razy byłaś w czwartej klasie?-zapytała z lekkim rozbawieniem w głosie Bella.

- Ja to, co innego. -Odparła Al jak zwykle uważając, iż tylko ona może mieć w czymś rację, a reszta po prostu się myli. W tym momencie podeszły do mnie, a ja wyciągnąłem rękę w stronę Belli, by ująć jej dłoń. Ścisnąłem delikatnie jej palce. Spojrzała na mnie swoimi karmelowymi oczami, a jej drobne serce gwałtownie załomotało. Nie uszło to mojej uwadze.Uśmiechnąłem się do niej czule.

W blasku księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz