Rozdział 7

281 21 8
                                    

Dotarłem do portu w ostatniej chwili. Mimo, że ogromnie się starałem udawać wyluzowanego, gdy tylko nadarzyła się okazja zjawiła się przy mnie Rose i objęła najmocniej jak umiała. Nie potrafiłem się przy niej otworzyć. Chyba już nigdy nie będę potrafił tego zrobić przed nikim. Czułem, że zamykam się za wielkim murem, który ukrywa kłębiący się wewnątrz mnie ból, cierpienie, tęsknotę, smutek i utraconą miłość. Jedyne co trzymało mnie przy życiu i pozwalało utrzymać nerwy na wodzy to fakt, że Bella dała mi słowo, że będzie na siebie uważać i nie będzie robić żadnych głupstw, a nikomu nigdy tak nie ufałem jak jej.

Na wyspie czas zdawał się nie płynąć. Całymi dniami siedziałem przy fortepianie i grałem napisaną dla Isabelli kołysankę. Kochała ją, a ja nie potrafiłem pozbyć się z głowy jej wyrazu twarzy z dnia w którym z nią zerwałem. Porzuciłem ją jak perłę w oceanie. Mimo, że się zarzekałem, wciąż nie byłem pewny czy moja decyzja okaże się słuszna. W końcu nikt tak jak Bella nie przyciągał do siebie zagrożenia. Ufałem jednak, iż postąpi mądrze.

Kochała mnie tak mocno. Tak bardzo szalała na mój widok, że bałem się jednego. Tego, że nigdy mi nie wybaczy tego co zrobiłem. Miałem ochotę napisać do niej list, ale za każdym razem, gdy wkładałem go do koperty lądowała w ogniu kominka. Nie mogłem tak siedzieć w zawieszeniu. Rosalie nie zostawiała mnie choćby na minutę, Esme i Carlisle dbali, bym nie zapomniał o pożywianiu się, a Emmett wciąż usilnie próbował poprawić mi humor. Bolało ich to, że cierpię. Nic jednak nie mogłem na to poradzić.

Alice i Jasper nie wracali. Nie wiedziałem czy jeszcze kiedyś będę w stanie pogodzić się z moim bratem. Nigdy go nie obwiniłem, ale on to tak odebrał. Może w nerwach i własnym rozżaleniu dałem mu to źle do zrozumienia, a teraz czułem się przez to podle. Rozmowy przez skype kończyły się, gdy tylko zbliżałem się do komputera. Od czasu do czasu dzwoniła do mnie Alice, ale Jasper nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Wszystko było bez sensu. Na dodatek Rosalie powoli puszczały nerwy.

-Możesz wreszcie przestać być taki...taki ponury?!!!-krzyknęła

-Rose daj mu spokój- odparł Emmett stając już po raz kolejny w mojej obronie.

-Spokój? Spokój to coś co mi także przysługuje, a nie mam go przez to jego rzępolenie !!!-wrzeszczała.

-Rose- nagle ostrzegawczo odezwała się mama.

-Co? Jak on zaraz nie przestanie, to jeszcze dzisiaj wrócę do Forks i powieszę te jego niedorozwiniętą dziewuchę na drzewie przed kościołem, żeby ekspresowo trafiła do nieba!!-krzyknęła, a ja straciłem nad sobą kontrolę i uderzyłem pięścią w klawisze fortepianu.
Potem zerwałem się z miejsca i podbiegłem do niej z impetem uderzając pięścią w ścianę obok niej. Spojrzała na mnie zszokowana, a ja ruszyłem do swojego pokoju. Na szybko pakowałem rzeczy, które zdążyłem wyjąć z walizek. Nawet cieszyłem się, że jeszcze się nie rozpakowałem. Chwyciłem swoje torby i ruszyłem do wyjścia. Rosalie znów patrzyła na mnie z niedowierzaniem, tak jak rodzice.

-Edward? Synku, co chcesz zrobić?- na mojej drodze stanęła pełna przerażenia. Zatrzymałem się przy niej i pocałowałem w policzek.

-Będę dzwonił co dwa tygodnie, ale nie mogę tu zostać- odparłem i spojrzałem przelotnie na siostrę- Z resztą chyba i tak tylko tu przeszkadzam-odparłem i całując mamę w policzek wyszedłem z domu natychmiast wsiadając do samochodu i kierując się na najbliższy port. Chciałem z początku udać się na Alaskę, ale nie chciałem denerwować Jaspera, więc zdecydowałem się na Rio de Jeneiro. Dawno tam nie byłem, a i zostać nie planowałem na więcej niż dwa tygodnie. Nikogo tam nie znałem i nikt raczej nie znał mnie. To dobre, jeśli chce się gdzieś zaszyć i zatopić ból w alkoholu.

Właściwie nie zamierzałem robić niczego innego. Alkohol pozwala uśmierzyć ból, mimo, że właściwie na długo mnie nie upije. Nie zamierzałem robić niczego głupiego. Nie mógłbym zrobić tego mojej mamie, a i też nie mogłem zrobić tego Belli. Obiecała mi, że będzie na siebie uważać, więc ja także powinienem zrobić to samo. Bella...Moja śliczna Bella. Jadąc samochodem z nieludzką prędkością wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na ekran komórki. Na tapecie miałem ustawione jej zdjęcie, gdy spała. Taka niewinna i piękna. Moja mała Bella. Smutek zapanował nad moim sercem. Odrzuciłem telefon na siedzenie pasażera i jeszcze mocniej nacisnąłem pedał gazu.

Dotarcie do Rio nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Z resztą odkąd porzuciłem Bellę właściwie przestał dla mnie płynąć. Zaszyłem się w tanim motelu na peryferiach miasta i do zachodu słońca piłem w osamotnieniu. Po zmroku zaś udałem się najbardziej ponurej knajpy jaką napotkałem i tam miałem zamiar pić do upadłego w towarzystwie nieco brutalnych kompanów. Kiedy ledwo stałem na nogach po opróżnieniu tysiecznej butelki najdroższej whyski postanowiłem udać się do siebie i znów zaczekać na kolejną noc. Jednak nie było mi to dane. Zaraz po tym jak opuściłem lokal ktoś pchnął mnie o mur budynku stojącego na przeciw z taką siłą, iż omal jej nie przebiłem na wylot. Jęcząc podniosłem się niezdarnie, a wtedy usłyszałem kroki i stanęła przede mną ona. Moje złamane serce stanęło na moment, a alkohol od razu przestał działać.

-Elena?-wciąż nie wiedziałem czy mam halucynacje czy to naprawdę ona stoi właśnie przede mną.

-Witaj Edwardzie, kope lat jak to mówią- odparła swoim równie uwodzicielskim jak dawniej głosem.- Mamy do pogadania maleńki- dodała i ciągnąc mnie za nogę wtaszczyła na najbliższy dach.

___________________________________________________________

Kolejny rozdział. Co wy na to? Zaskoczeni? Przyznam, że sama jeszcze nie mogę uwierzyć w to co się dzieje w tej historii. Jednak to nie ja dyktuję warunki tylko Edward, który o ironio zawsze nawiedza mnie we śnie, kiedy akcja ma się potoczyć ciekawiej. Czasem czuję się jak podczas wywiadu z wampirem.

Tylko, że z tego co pamiętam na końcu reporter ginie, więc niech opowieść trwa jak długo się da. Mam jeszcze parę lat do przeżycia, parę marzeń do spełnienia i parę butelek wina do wypicia, a poza tym wokół jest pełno pięknych miejsc, kultur i muzyki i to wszystko jeszcze czeka na mnie i na to, bym to poznała.

Wiem, że ta moja wypowiedź może wam się wydać nieco wybujała i przesadzona, ale zważywszy, że gdy to piszę jest godzina 00:40 uznajmy po prostu, że miejscami mój umysł już śpi.

Poza tym polecam posłuchać pięknej piosenki z cudownej bajki coco, którą umieściłam w multimedialnych.

Dawajcie gwiazdki i komentarze, bo coś czuję, że ciąg dalszy będzie was jeszcze ciekawił

Pozdrawiam

Roxi

W blasku księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz