Muzyka moim życiem

33 10 7
                                    

Kiedy miałem siedem lat po raz pierwszy usłyszałem dźwięk fortepianu na żywo. Właśnie wtedy zakochałem się w tym instrumencie. Bardzo chciałem nauczyć się na nim grać, ale moi zawsze zapracowani rodzice się nie zgodzili. Twierdzili, że zapewne za chwilę mi się to znudzi jak większość moich zabawek. Po za tym, jeśli chce się grać trzeba ćwiczyć. A nikt nie będzie słuchał mojego ,,rzępolenia". Ostatni argument był zabawny, bo moich rodziców praktycznie nigdy nie było w domu. Przez cały dzień pracowali, a potem albo wracali o północy, albo nawet się nie pojawiali.
Mną opiekowała się babcia, która nie miała nic nic przeciwko temu, abym uczył się grać. Pomimo to mama z tatą trzymali się swoich racji i nigdy nie wysłali mnie na lekcje fortepianu. Jedyne co mogłem zrobić to słuchać muzyki fortepianowej. I choć potrafiłem godzinami słuchać tych utworów to jednak nie było to samo co materialna gra na żywo na tym instrumencie...

------------------------------

~Kacper~

-Kacper! Z chodź natychmiast na dół, bo się spóźnimy! -krzyczała mama. Moi rodzice postanowili zabrać mnie na przyjęcie rocznicowe swoich starych dobrych znajomych. Było czymś nowym, bo nigdy za bardzo się mną nie przejmowali i nigdy nigdzie mnie nie zabierali. Tym razem jednak powiedzieli mi, że wszyscy ich znajomi, który tam będą, będą z dziećmi. Zastanawiałem się czy te ,,dzieci" są naprawdę dziećmi, czy też może są w moim wieku. Bo ja dzieckiem już nie jestem. Mam siedemnaście lat.

-Kacper!

-No już idę! - krzyknąłem, poprawiłem jeszcze raz mój kołnierzyk od koszuli i zbiegłem na dół.

-Ileż można na Ciebie czekać? -powiedział zdenerwowany ojciec, gdy wsiadałem do samochodu - Przez Ciebie się spóźnimy.

-To trzeba było mnie nie zabierać. Nie mielibyście problemu -powiedziałem zły. Wcale nie miałem ochoty tam z nimi jechać.

-Masz rację! Tak trzeba było zrobić! -wciąż był zdenerwowany- Jak my cię wychowaliśmy?

-Wy mnie nie wychowaliście, tylko babcia.

-Jeszcze pyskuje!

-Kochanie uspokój się. Skup się na drodze -powiedziała mama -A ty masz nas szanować! Całe życie pracowaliśmy, żebyś miał szczęśliwe dzieciństwo. Miałeś wszytko! Więc teraz nie mów, że cię nie wychowaliśmy, bo miałeś wszytko czego ci było trzeba!

Chciałem to jeszcze skomentować, ale uznałem, że nie warto. Do końca drogi siedziałem już cicho.

Na miejsce dotarliśmy oczywiście spóźnieni.

-No wreszcie jesteście- powiedziała ładna kobieta o brązowych włosach i niebieskich oczach. Była wyrazie ucieszona, że przyjechaliśmy. Ubrana była w żółto-kremową spódnicę, białą bluzkę i buty na obcasie.

-Przepraszamy za spóźnienie droga Izabello, ale nasz syn - tu tata położył nacisk na ,,nasz syn"- Nie potrafił się sprawnie ubrać. Nie jest przyzwyczajony, że należy się szybko szykować. Przeważnie nie jeździ z nami na takie imprezy.

-Och nic nie szkodzi- uśmiechnęła się pani Izabella - Cieszę się, że jesteście. Robercie chodź tutaj! Wiklińscy przyjechali.

Pan Robert, który najprawdopodobniej był mężem znajomej rodziców podszedł do nas.

-Witam was! Jak miło, że przyjechaliście. To wasz syn?

Miłość od pierwszego dźwięku Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz