Witom. Najzwyklejszy pod słońcem rozdział \(0*0)/
______
- Vicia... - rozległ się chrypliwy głos Yuriego.
Victor, brutalnie oderwany od telewizora, odwrócił głowę w stronę głosu, wciąż jednak patrząc w ekran. Pingwiny są fascynujące. Jasne?
- Hm? Tak, kochanie?
- Chyba coś mi jest...
Co mogło być znów jego słodkiemu chłopakowi? Od pamiętnego fatum ze zwichniętą kostką i portfelem...co mogło się stać jego cukiereczkowi?
- Co się stało? - Nikiforov podniósł zacne cztery litery z kanapy i poszedł w stronę kaszlu. Chyba nigdy nie słyszał jak Katsuki kaszle...
Chciał poznawać swojego kochanka na nowo. Codziennie. Był dumny z tego, że wie o nim tyle rzeczy.
Bo czy zwykły człowiek wiedziałby, że Yuri najbardziej ludzi szampon cytrynowy?
Czy zwykły człowiek wiedziałby, że Yuri płacze przy "Hallelujah"?
Czy zwykły człowiek wiedziałby, że gdy chodzi o Victora, Yuri byłby w stanie przełożyć kogoś przez kolano i zlać mu tyłek, w obronie chłopaka?
Czy zwykły człowiek wiedziałby, że Yuri najbardziej lubi kakałko z trzema piankami?
Jeśli chodzi o to ostatnie, Victor miał wrażenie, że będzie szczególnie potrzebne.
- Zolotyse... przeziębiłeś się? Japońskie przeziębienie. Eh... Yuuri. Ostatnio spotyka cię jakiś pech. - Nikiforov usiadł obok łyżwiarza, który leżał po uszy w kołdrze.
- Niestety. Ale ty też, przecież wdepnąłeś w unko Makkchaina. A potem prawie wleciałeś pod samochód. - wymruczał Yuuri spod poduszek.
- I oberwałem bokserkami w twarz. - dodał Nikiforov, przypominając Japończykowi jego ostatni zarzut zdrady.
- Błagam, nawet mi o tym nie mów. - zaśmiał się nerwowo.
- Moje złotko. Nic się nie zamartwiaj, a ja przyniosę ci kakao. Jak to było...? Oprócz czekolady pozostaje herbata, kakao i grzane wino. Może wolisz to ostatnie? Skoczę na zewnątrz i...
- Nie, lepiej nie. Wiesz, że mi nie wolno alkoholu.
- Ale grzane winko to nie to samo co dwadzieścia kieliszków mocnego szampana. - zaprotestował siwowłosy, siadając na łóżku obok narzeczonego.
- Oj, żeby to było dwadzieścia kieliszków. Victoooorruuu, zimno mi. - jęknął wtulając się w bok Nikiforova.
- Pozwól, że Cię ocieplę... - Rosjanin poczuł dreszcz ekscytacji i wbił się w usta Katsukiego.
- A-ale zarazki... - przypomniał mu jego mądry chłopak.
- Chrzanić zarazki... - sapnął Nikiforov, prosto w usta Yuriego.
Miał zamiar dokończyć ten pocałunek...***
W petersburskim mieszkaniu rozległ się dźwięk kichnięcia.
- Ale było warto. - wydusił Victor, owinięty dwoma kocami. Potarł czerwony nos i spojrzał na swojego zakatarzonego narzeczonego. - Co nie?
- Nie. - burknął Katsuki, próbując pozbyć się natarczywego uczucia, że zaraz pęknie mu zatkana dziurka... nosowa.
Od nadmiaru glutów i innych obrzydliwości.- Ale przynajmniej może być teraz razem! - Rusek jak zwykle próbował znaleźć jakieś pozytywy.
- Moglibyśmy być razem bez tego twojego kichania, jakbyś się wtedy mnie posłuchał. Na przykład na spacerze. Nie jestem pewny czy Jurij sobie poradzi z Makkchainem.
- Te, kiełbasy! - drzwi się otworzyły. Do kanapy podszedł (podbiegł) Jurij z tylko jednym butem na nodze i powodział (wrzasnął) - Wasz głupi pies narobił mi pod nogi! A moje buty są całe w...- Nie dokończył i zadrżała mu warga. - Śliczne trampki w panterkę... teraz to już nawet nie panterka! - jęknął.
Zapadła cisza.
- To nie mój pies. - oświadczył Yuuri, po czym wstał z kanapy zabierając ze sobą oba koce. Victor nie śmiał nie okazać swojej dezaprobaty i jęknął coś o zimnie.
Katsuki poszedł wydmuchać nos, po czym rzucił wymiętą chusteczką w Victora.A przynajmniej tak chciał, bo trafił w Jurija.
- Yew... Wieprzu... - szepnął Plisetsky, wycierając nie swojego gluta z twarzy. - Już nie żyjesz.
Yuuri spojrzał na niego przerażony.
- Victor... RATUJ!
__________
[FU]
Nie chce mi się robić przypisów.
Unko - gówno.
Gówno. Dedyk dla mojego gówna - limonka-
Team
Katar
Gluty
Baby
Smarki
Wydzielina