Myśli ulotne.

559 36 8
                                    

Czasami miała wrażenie, że coś jej umyka.

W sumie ,,czasami" było złym słowem. To uczucie towarzyszyło jej nieustannie odkąd obudziła się pod błękitnym niebem, pośrodku niczego, ściskając kurczowo nadgarstek jakiegoś blondyna. W głowie miała totalną pustkę. I nie wiedziała dlaczego.

Własne nazwisko zatarło się w jej pamięci mocniej niż imię, które histerycznie (i bezskutecznie) próbowała sobie przypomnieć idąc przed siebie, jednocześnie ciągnąc ze sobą pół przytomnego, nieznajomego chłopaka. Przecież nie mogli zostać w takim miejscu. Kaktusy były średnim materiałem na obiad.

Wtedy nie wiedziała jeszcze, dlaczego tak uparcie ciągnęła go ze sobą. Z perspektywy czasu mogła jednak spokojnie stwierdzić, że nie zostawiłaby człowieka na pastwę losu. Szczególnie, że tak mocno ściskała jego rękę, gdy się obudziła. Nie wiedziała czy był dla niej kimś ważnym. Jego twarz nie pobudzała jej straconej pamięci. On też jej nie znał, a mimo to ruszyli razem. Dwójka nastoletnich dzieciaków, pozbawiona pamięci.

W końcu dotarli do asfaltowej drogi i ruszyli wzdłuż niej. Pamiętała, że stopy bolały ją niemiłosiernie, w dodatku pociła się jak szczur w czarnych, bojowych butach. Srebrną kurtkę niosła pod pachą, nie mając serca jej wyrzucić. Ciemne włosy lepiły się do ciała. Gardło paliło z pragnienia. Warkocz ciążył.

Późnym popołudniem zatrzymał się przy nich samochód terenowy, a mężczyzna za kierownicą poinformował ich, że miasto jest w przeciwną stronę. Tak poznali Roba, który zabrał ich do siebie i dał schronienie na długi, długi czas.

Rob był po sześćdziesiątce; miał krótką, siwą brodę, siwe resztki (kiedyś zapewne) bujnej czupryny i głęboko osadzone, ciemne oczy. Jeszcze trwał w żałobie, ponieważ rok wcześniej zmarła mu żona, a dwa miesiące temu stracił dwójkę dzieci.

Dziewczyna żałowałaby Roba, gdyby nie fakt, że musiała zająć się sobą. I Luke'iem, jako że tak miał na imię chłopak z blizną. Nie wiedzieli kim są, czy mają rodziny, i jakim cudem znaleźli się w jakiejś ,,wyjątkowo zapadłej dziurze, nawet jak na Teksas", jak poinformował ich Rob.

Własne imię, jak i wiele innych rzeczy, dalej pozostawało dla niej zagadką.

Ranczo Roba było dużo mniejsze niż przeciętne, mimo to miało swój klimat. Na przestrzeni następnych miesięcy nauczyła się kochać to miejsce. Luke chyba też. Możliwe że z braku innego wyjścia. Mogli je kochać, mogli nienawidzić, nie zmieniało to faktu, że nie mieli dokąd pójść.

W internecie nie istnieli. Nie było żadnych ogłoszeń o ich zaginięciu. Nie mieli żadnych portali społecznościowych. Rob był szczerze zaskoczony.

- Rzeczywiście musicie być dziwni - stwierdził. - Który nastolatek nie ma teraz jakiegoś konta w internecie?

Ale nie mieli. Może rodziny też nie mieli? Może nie przez przypadek znaleźli się po środku niczego? Zostali porzuceni? Nie, nie w tym rzecz. Dziewczyna miała przeczucie, że to nic dziwnego, że nie są szukani. Naturalne, że nie istnieli nigdzie. Nienaturalne, że żyją. Nie rozumiała jednak dlaczego.

- Możecie zostać ile chcecie - oznajmił Rob, któregoś dnia, gdy zrezygnowani siedzieli na kanapie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Byli w kropce. - Ręce do roboty zawsze się przydadzą, a i na towarzystwo nie ponarzekam.

Skorzystali - bezpieczniej było zostać, niż błądzić po obcym dla nich świecie. Ona przejęła obowiązki gospodyni, Luke pomagał Robowi we wszystkim innym.

Z dnia na dzień czuli coraz mniejszą potrzebę, by szukać odpowiedzi.

Czasem jednak mieli przebłyski. Często budzili się z krzykiem, do tego stopnia, że po jakimś czasie Rob nie wpadał już do ich pokoi ze strzelbą, ba - już nawet się nie budził. Luke krzyczał o wiele częściej niż ona, rzadko miewał dobre sny. Nigdy jednak nie zdradził jej, czego dotyczyły. Nie naciskała, w końcu nie byli sobie bliscy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 27, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

♾️ Jednopartówki || Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz