Słowo || Solangelo

825 79 41
                                    

Angstowo

To nie był pierwszy raz, kiedy byli na misji. Powiedzmy sobie szczerze, to nawet nie była misja. Wyrocznia nie działa od dawna, a oni mieli tylko sprawdzić okolice. Na ich nieszczęście.

— Wytrzymaj.

Słowa wypowiedziane stanowczo, wcale takie nie były. Podszyte strachem i najzwyczajniejszym w świecie błaganiem, by się ziściły, stanowiły umowny most dla nich obu. Jeden nie mógł przestać wierzyć, drugi nie mógł umrzeć.

Nico di Angelo, nieszczęśliwie zakochany w Percym Jacksonie.

Nico di Angelo, unikający ludzi mu najbliższych, by już więcej nie cierpieć.

Nico di Angelo, który otworzył na niego swoje serce.

— Daj spokój, Solace.

— Chyba żartujesz.

Nie był ciężki, jednak byli po wyczerpującej walce. Nie miał sił, a jednocześnie znajdywał w sobie nowe pokłady energii. Może to przez adrenalinę, być może przez strach. Nie obchodziło go to, dopóki mógł iść dalej.

Mimo że zatamował ranę na brzuchu Nico najlepiej jak tylko dał radę, krew i tak lała się z niego obficie. Butelka ambrozji została rozszarpana przez potwora jakieś kilkanaście minut temu. Żałował, że nie wziął drugiej.

— Wolisz czarne czy pomarańczowe ściany?

Will parsknął śmiechem, słysząc pytanie.

— Planujesz wreszcie przemalować pokój?

— Coś... W ten deseń.

— Pomogę ci.

— Dam sobie radę.

Dam sobie radę. To właśnie przez te trzy słowa znajdowali się w tym punkcie a nie innym. Nico nie chciał, żeby Will chociaż podszedł do potwora, o pomocy już nie wspominając. Koniec końców syn Hadesa miał wielką dziurę na prawym boku przechodzącą na wylot i wyrwawiał się lepiej niż zawodowy, przeciętny heros.

— Niech to cholera.

Obóz był na wyciągnięcie ręki. Czy gdyby zaczął krzyczeć, coś by to dało? Rozejrzał się po okolicy. Najgorsze było już za nimi, jednak wiedział, że jeśli Nico nie dostanie szybko ambrozji...

— Trzymaj się.

— Powtarzasz się... Solace.

Nico splunął krwią, a Will ledwo powstrzymał łzy. Wiedział, jak nierozsądne to było, mimo to zaczął krzyczeć, nawołując pomocy. I pomoc przyszła, a raczej przybiegła w postaci  dobrze mu znanej. Oczywiście, że Percy Jackson. Kto inny miałby ratować ludzi z opresji?

Will nie miał nic do Percy'ego oprócz tej całej jego sławy. Nie zazdrościł mu jej. Wręcz przeciwnie. Irytowało go jednak, że chłopak występował w każdej rozmowie, z kimkolwiek i o czymkolwiek by nie rozmawiał. Irytował go również fakt, że gdy temat schodził na Percy'ego, Nico stawał się smutny. A może Will był po prostu zazdrosny, jak głupie i błahe by to nie było.

— Na Olimp, co się stało?! — Percy bez przeszkód doskoczył do Nico i zarzucił sobie jego prawą rękę na ramię. Widząc jednak, że Will jest na skraju załamania nerwowego, odpuścił pytanie. — Zanieśmy go do obozu.

W tempie blyskawicznym pokonali dzielący ich dystans od bramy. Gdy tylko upewnili się, że są bezpieczni, położyli Nico na trawie. Will natychmiast dopadł rany i znów zaczął ją uciskać, by zatamować krwawienie. Emocje tłumiły jego zmysły. Jak przez wodę słyszał krzyk Percy'ego o ambrozji, kątem oka widział przesuwające się krztałty. Jego ręce, zakrwawione, przytrzymujące kawałek materiału który nic nie dawał, drżały.

— Co za... ironia.

Do Angelo zaśmiał się ochryple, czym zmusił Willa do spojrzenia na niego. Był bledszy niż zazwyczaj co wydawało się być wcześniej niemożliwe. Miał usta brudne od krwi. Włosy i koszulkę brudne od ziemi. Jednak jego oczy były otwarte, niezbyt szeroko i niezbyt wąsko. Ze spokojem patrzył w niebo i Will nienawidził tego spojrzenia. Jakby Nico zaakceptował fakt, że to koniec.

— Percy.

Chłopak spojrzał na syna Hadesa z wyraźnym strachem dostrzegalnym w oczach.

— Wyjdziesz z tego.

— Jak zobaczę cię... w Hadesie... w przeciągu najbliższych dziesięciu lat... Skopię ci dupsko — wychrypiał, przez co oczy Jacksona zaszkliły się znacząco.

— O czym ty... — zamrugał i uniósł głowę. — Dajcie tą ambrozję, do cholery!

— Will.

Solace poczuł uścik dłoni na swoich palcach. Spojrzał na chłopaka, potem na ich dłonie, a potem znów na Nico. Jego gardło ścisnął żal.

— Nie waż się...

— Dziękuję.

I tyle. Żadnego kocham cię, żadnych ckliwych pożegnań. Jedno słowo, zawierające w sobie wszystkie uczucia syna Hadesa.

Uścisk dłoni znikł.

Will patrzył przez chwilę tępo na jego twarz. Widział jak Percy zamyka mu oczy. Spojrzał na swoje dłonie, ubrudzone krwią. Jego krwią. W obozie herosów nastała cisza. Każdy stał lub siedział, niezdolny do ruszenia się z miejsca, w świetle pochodni i migoczących gwiazd, które Nico tak lubił.

A potem ciszę przeciął krzyk.

I żaden heros, nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie słyszał tak rozdzierającego serca dźwięku, jak pełen rozpaczy krzyk Willa.

☀☀☀☀☀

Takie tam sobie... Um, nwm... Drabble? Krótkie, w każdym razie.
Ale taką miałam ochotę kogoś zabić, że wolałam coś napisać ~💛

#alexmeiko

♾️ Jednopartówki || Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz