Na wstępie pragnę przedstawić jak wyglądała moja walka o bilety na ten wyjątkowy dzień. Ze względu, na fakt iż Alex w tym momencie była na Erasmusie w Hiszpanii jak musiałam walczyć sama... a raczej sama z mamą.
Plan był by iść na dwa dni w Berlinie. Wiecie mieć gorsze miejsca, ale przeżyć to dwa razy. Heheheh... m a r z e n i a. Stresowałam się bardziej niż maturą z polskiego którą miałam X lat temu. Nie spałam od 7, a za piętnaście 9 wraz z mamą zasiadłyśmy każda przez swoim komputerze. Obie kupowałyśmy na stronie areny, bo sądziłam, że większość pójdzie na ticketmaster by walczyć o VIPa.
Moje wszystkie nadzieje legły w gruzach w pierwszej minucie sprzedaży. Przez kilka sekund miałam zawał, i przestałam mrugać. Drgnęłam wracając na ziemię walczyć dalej. Mama klikała znikające linki do biletów, a ja poszłam w jej ślady. To był totalny chaos, przez pierwsze dwadzieścia minut klikałam ze łzami w oczach nie mając nic... N I C! Miałyśmy dwa komputery i żadna nie była wstanie nic kupić, a przypominam, że chciałyśmy minimum 3 bilety bo mama oznajmiła, że jedzie z nami.
Po godzinie... tej najkrwawszej bitwy świata wyrwałam jak psu z gardła jeden zmęczony bilet. JEDEN... rozumiecie? Boże idę sama... NIEEEEEEE.
Tak koło godziny 10 miałam jeden bilet na trybunach, po prostu kupiłam co wpadło mi w ręce. Jęczałam jeszcze mamie, że przecież nie mogę iść bez Alex, ale ona KUPUJ! No więc kupiłam. I to by było na tyle.
Miałam od razu dać znać, Alex jak mi poszło z kupnem, ale błagam was, jak ja jej miałam powiedzieć, że no... nie jedzie. Nawet pisała do mnie na fb, a ja krztusząc się łzam, krzyczałam w eter, za co bóg mnie tak ukarał. Ostatecznie zadzwoniłam, z sercem w gardle i oznajmiłam, że mam t y l k o j e d e n b i l e t!
Po tym fakcie poddałam się, zamknęłam wszystko, mama poszła zjeść śniadanie ja jak cień za nią jęcząc i wyjąc, jak bardzo ten świat jest nie sprawiedliwy.
Wtedy to...
Bóg zstąpił z niebios by mnie pacnąć w czoło. Weszłam do odchłani... tego piekła zwanego fejsbukiem gdzie o godzinie 11 każdy ryczał, albo ze szczęścia, albo z rozpaczy. Ja jako chyba jedyna mogłam pochwalić się faktem, że ryczałam z obu powodów. Wtem to zaczęły przemykać mi przed oczami wiadomości, że ludziom jeszcze udaje się kupić bilety.
- MAMOOOOOOO..... MOŻNA JESZCZ..
- WALCZ!
Uniosłam mentalnie moją Army Bombę jak miecz zakasałam rękawy i ponownie weszłam na stronę areny. Okazało się, że jeszcze są bilety premium, a mama odstępując mi swój bilet dołożyła mi się i tak oto w krwi, pocie i łzach wydarłam jak kotu z gardła kolejny bilet na koncert BTS.
Czym prędzej zadzwoniłam do Alex by ogłosić ten cud, a ona w pierwszych słowach zadała najgorsze pytanie jakie mogła:
- A czy mamy bilety na ten sam dzień?
- ....................... - nastała jak widać cisza z mej strony i stałam się jednym wielkim znakiem zapytania.
Wiecie, że komputery mają wbudowane czujniki stresu użytkownika? Gdy taki pacjent zbliża się do laptopa cały zestresowany, on zwalnia wszystkie swoje czynności życiowe i udaje chorego. Krzyki i walenie w klawiaturę sprawiają, że jeszcze bardziej zwalnia.
Ostatecznie mój komputer wypluł na ekran pdf z moim biletem i biletem Alex i okazało się, że TAK IDZIEMY NA TEN SAM DZIEŃ.
Najbadziej stresujący dzień dziecka w moim życiu... serio.
***
Krótko, ale na temat. Jutro będzie już na bierząco xDD
YOU ARE READING
Livid i Alex na koncercie BTS
RandomTak jak było to w Korei, tak i w Berlinie wszystkie moje przeżycie będziecie mogli przeczytać tutaj.