Tom III-Rozdział II-Spotkanie na dzikim lądzie.

3 1 0
                                    


     Minął rok, od kiedy przybyli w te nieprzyjazne regiony, wypełnionymi wrogimi tubylcami. W międzyczasie przybyły posiłki z macierzystego lądu, król, czytając o problemach z miejscowymi, przysłał następne pięć statków wypełnionymi po brzegi sprzętem i ludźmi, wszystko po to, by móc przyspieszyć kolonizację, zanim zrobi to Hiszpania. Dotychczas ludzi starczyło do obrony jednej osady, nie było kogo wysłać w głąb lądu. Na całe szczęście osada rozwijała się w niesamowitym tempie, mur został wzmocniony i miał teraz wieżyczki, w których zamontowano armaty, a teren wokół tak wykarczowano, by były one jak najbardziej skuteczne. Kończąc budowę, można było skupić się na potrzebach wioski, dlatego aktualnie trwało zebranie ludzi, którzy zarządzali osadą. Już od progu było słychać głos, a wręcz wrzask Willa Smitha:
– Nie zgadzam się, by ci barbarzyńcy pałętali się po naszej wiosce, to szpiedzy, których trzeba powiesić.
– Po pierwsze przestań się drzeć, nie jesteś w tym swoim teatrze, nie grasz w sztucę, tylko bierzesz udział w ważnym spotkaniu, po drugie Indianie mają swoją kulturę i są bardzo dobrze zorganizowani, więc nazywanie ich barbarzyńcami tylko dlatego, że nie rozumiemy ich kultury, jest przykładem, jak głupi jesteś, Dzielny Orzeł jest moim przyjacielem, uratował mi tyle razy życie, że całkowicie mu ufam – odezwał się Kratos.
– Goodman jak śmiesz?? Wiesz, że jestem tu z polecenia króla?
– Każdy tu jest z tego powodu, Smith, byłem w Indiach i różne rzeczy widziałem, dlatego zgadzam się z Goodmanem, że kooperacja z miejscowymi to klucz do szybkiej kolonizacji. Wiadomo, że z każdym się nie dogadamy, jednak znajdą się tacy, co przyłączą się do nas. – wtrącił kapitan dragonów, który niedawno przybył na tę ziemię.
– Dzikus to dzikus, należy ich tępić, a na ich miejsce wprowadzać porządnych wyedukowanych ludzi.
– Śmiało, spróbuj wokoło pięćset osób wybić ponad sto w pełni rozwiniętych plemion, nie znając terenu i ich sposobu działania. Ich strzały mogą nas powybijać, zanim my ich zauważymy w tych gęstwinach. Dodatkowo nie wiemy, jakie zwierzęta tu żyją. Jakie drapieżniki tu polują i czego albo kogo się obawiać...
– Kapitanie, ty lepiej zajmij się tymi swoimi konnymi, a nie wymówki bezsensowne robisz. Mamy tę przewagę, że posiadamy broń palną, której dzicy się boją... – rzekł gubernator.
– A ja się z kapitanem zgadzam, najpierw powinniśmy się umocnić na tym przyczółku, zaznajomić się z terenem i jego mieszkańcami, potem możemy zastanowić się co dalej. A jeśli chodzi o broń palną to marna to przewaga. Miejscowi mają doświadczenia w walce z tego, co wiem, ciągle ze sobą walczą. Myślisz, że nie zauważą tego, iż zanim znowu przeładujemy broń, oni mogą wypuścić ponad sześć strzał z łuku? Zgadzam się, że są mniej ucywilizowani niż my, jednak głupcami nie są...
– A róbcie, co chcecie, byle ci podludzie, nie wchodzili mi w drogę, bo moja straż nie zawaha się ich zabić – To powiedziawszy, ruszył do wyjścia, trzasnął drzwiami i tyle było go widać.
     Pozostali jeszcze chwile porozmawiali i również się rozeszli. Dzielny Orzeł podszedł do Kratosa:
– Jeśli Dzielny Orzeł sprawił kłopoty białemu, to najlepiej by razem ze swoimi ludźmi odszedł.
– Nie rozśmieszaj mnie, jesteś moim druhem, nie daj się obrazić jednemu durniowi, który skończył jedną czy drugą szkołę i myśli, że jest lepszy. Większą mądrość można ujrzeć w prostym człowieku, który wiele przeszedł niż nadętym studenciku, który jedyne co wie, to co profesor powiedział. Powiedz mi jak tam sytuacja miedzy plenieniami?
– Szykują się ciężkie czasy dla bladych twarzy, Irokezi zjednoczyli się i planują pozbyć się was wszystkich...
–Nie jest dobrze. Jeśli zgadało się razem tyle osób, to marne nasze szanse na przeżycie.
– Może istnieć sposób.
– Mów, z chęcią wszystkiego wysłucham.
– Spróbuj pozyskać sobie Indian, jak rozbijesz koalicje od środka, to wtedy mniej wojowników was zaatakuje. Mniej tomahawków, mniej śmierci.
– Masz na myśli, przekupienie ich towarami, których oni nie mają?
– Howgh
– To ma sens i tak dowództwo przekazuję kapitanowi dragonów, z racji, że ma większe doświadczenie. Mogę się więc tym zająć. Pomożesz mi Odważny Orle?
– Blada twarz Goodman jest moim bratem, z którym wypaliłem fajkę pokoju. Gdyby nie on, ja i moi ludzie nie mieć gdzie się podziać po masakrze plemienia przez tych cuchnących Irokezów.
– Cieszy mnie to, ale jak to jest, że nie raz mówisz w moim języku poprawnie, a nie raz brzmisz okropnie.
– Ja mówię tak, jak wielki Manitu mi dyktuje. Chyba pora ruszać, jeśli chcesz zrobić to, co zaplanowałeś – Trochę dłużej potrwało, nim przekonał resztę do tego pomysłu, jak zawsze najwięcej problemu miał cywilny administrator Will Smith, który całkowicie odmawiał, by ta wioska bratała się w jakikolwiek sposób z Indianami. Został jednak szybko uciszony, gdyż reszta uznała, że misja Kratosa jest niezbędna dla bezpieczeństwa wioski. Zostały mu wydane tylko towary z wojskowego magazynu, a on sam wkrótce po tym zniknął wraz ze swoimi Indianami w lesie.


     Tymczasem w dość dalekiej odległości Biała Lilia kończyła zrywać kukurydzę wraz z towarzyszką Czerwonym Słońcem:
– Czy Biała Lilia słyszała o białym człowieku, który wraz z ośmioma Apaczami wymienia różne rzeczy na skóry?
– Nie, a czy wszyscy o tym wiedzą?
– Prawie cała wioska.
– Jeśli Czerwone Słońce, mówiąc całą wioska, ma na myśli siebie...
– Niech już Białą Lilia taka mądra nie będzie, też by mogła przytyć trochę, sama skóra i kości, jak w takim stanie ma znaleźć męża i urodzić dzieci?
– Przecież już mówiłam, że mam męża.
– Co to za mąż, którego nikt nie widział i to może blada twarz? I tak wszyscy mówią, że jesteś jakąś wiadomością od Wielkiego Manitu, twoja skóra nie jest tak jak nasza, ale też nie jest, tak blada, jak u tych zza wielkiej wody.
– A może jestem zjawą, która przyszła po Czerwone Słońce? – I rzuciła się w stronę swojej towarzyszki, by ją złapać. Tamta piszcząc i śmiejąc się, uciekała przed nią. Wygłupy przerwał ojciec Białej Lili, wzywając ją do wigwamu. Usiadła naprzeciwko niego i czekała aż się odezwie:
– Szybki Jeleń, ma zadanie dla swojej córki.
– Białą Lilia słucha.
– Szybki Jeleń wie, że Biała Lilia nie być jak inne dziewczęta z plemienia. Bardzo dobrze posługuje się nożem i ukrywa się niczym duch. Dlatego Szybki Jeleń wysyła swoją córkę, by się przyjrzała temu blademu twarzy. Musimy się dowiedzieć, jakie ma zamiary i czy jest zagrożeniem dla Irokezów.
– Biała Lila rozumie i natychmiast bierze się za to zadanie – Pożegnawszy ojca, wzięła to, co potrzebowała do przeżycia w lesie i zwinnym krokiem ruszyła w stronę leśnej gęstwiny.
     Po godzinie była już niedaleko drewnianej chaty poznała po budowli, że obcy muszą być europejczykami, a słysząc ze znacznej odległości, rozpoznała język angielski, którego w poprzednim życiu się nauczyła. W czasie dłuższej obserwacji zauważyła, że raz na dwa dni prawie wszyscy Indianie z chaty, ruszają w kierunku osady bladych twarzy. Wtedy może się nadarzyć okazja do przeszukania. W tej samej chwili biały oraz jeden z pozostałych Apaczy ruszyli, zdaje się chyba po drewno, patrząc na to, iż wzięli topory. Przemknąwszy się między nimi, weszła do środka, dokładnie sprawdzając, czy nikt nie został. Stwierdziwszy, że dom jest pusty, przystąpiła do przeszukania. Najpierw zauważyła lepsze modele broni palnej od tych, co widziała ostatnio we Francji, otworzyła pokrywę jednej z otwartych beczek i powąchała. Szybko jednak odsunęła głowę, kaszląc, poznała, że to jeden z tych alkoholi, co uwielbiają pić Europejczycy. Podczas gdy dochodziła do siebie, po solidnym wdechu zapachu mocnego alkoholu. Usłyszała głos, który niesamowicie ją przestraszył:
– A co tu robi młoda czerwonoskóra? Jeśli chce coś, to powinna zaczekać na mnie – Nie zastanawiając się, uderzyła Anglika w brzuch, wywróciła go na plecy i siadając na nim, przyłożyła mu nóż do gardła. Ten zaczął się śmiać:
– No nie wierzę, ja tu myślę, że ty się bawisz na europejskich salonach, a ty udajesz Indiankę?? Ładne rzeczy, moja droga, ładne rzeczy...

"Wędrówka dusz"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz