Kratos zdążył obudzić się przed pobudką na apel, rozejrzał się wokół, jego nowych polskich kolegów już nie było. Wstał, przemył twarz w pokoju obok ich sypialni i po ubraniu ruszył w poszukiwanie swoich towarzyszy z oddziału. Znalazł ich, gdy palili papierosy, koło placu apelowego. Wacław Kozera zagadnął, nie wyjmując peta z ust:
– Widzę, że młodemu daleko do nas, ale nadal można nazwać go rannym ptaszkiem...
– O której wy wstawaliście? W ogóle nie słyszałem żadnego hałasu.
– Kwestia praktyki, a wstaliśmy równo ze słońcem, to jest chyba koło czwartej. Tak mi się zdaje.
– Co wy od tej godzinie robiliście?
– Różne rzeczy, zarówno te ważne, jak i te mniej ważne, masz młody cały ekwipunek? Proch, kule, muszkiet oraz bagnet?
– Bez tego się nigdzie nie ruszam
– Dobra odpowiedź, zaraz ruszamy.
– Przed apelem??
– Tylko wy Prusacy możecie słuchać tej nudnej paplaniny, każdy Polak, którego tu wasze łapsko wcisło miga się zawsze od tego typu rzeczy. Wiesz, jaka jest różnica między oficerem przemawiającym a wizytą w burdelu? Oficer pieprzy bez sensu – Cała grupka roześmiała się w głos. Kratos nie pojmował tego rodzaju humoru lub żart był za wysokiego lotu jak dla niego. Ustawili się w szyku po dwóch i ruszyli za miasto. Będąc w mieście, kupili prowiant w postaci trzech bochenków chleba, pęta kiełbasy, a do menażek wlali wodę, przynajmniej tak się z początku wydawało. Przejście miasta trochę im zajęło, w międzyczasie Kratos mógł pooglądać miasto. Nie wiele różniło się one od budynków w Berlinie, można było nawet stwierdzić, że były nieco ładniejsze, w przechodzących ludziach, widać wielką ostrożność, szczególnie jak blisko nich przechodziły patrole. Jedynie dzieci niezrażone trudną rzeczywistością biegały, śmiały się i dokazywały starszym.
Gdy mijali ostatni budynek, odezwał się ich dowódca:
– Słuchaj młody, chłopaki wiedzą już co i jak, ale tobie muszę wytłumaczyć pewne rzeczy. Wasz cesarz wymyślił sobie za miastowe patrole, ponieważ doszły go słuchy o tym, że spiskowcy wobec jego władzy zbierają się właśnie na wsiach, gdzie każdego obcego z daleka widać. U nas na wsi każdy każdego zna, więc przemycić na ten teren szpiega jest niemożliwe bez jakichkolwiek podejrzeń ze strony miejscowych. My mamy złapać na gorącym uczynku, rewolucjonistów chcących obalić „legalną władzę". Tylko widzisz ten, wasz władca nie przewidział jednej rzeczy, że oprócz zebrań, potrafimy także uderzyć. Wysłane patrole przeważnie nie docierały do koszar, a tutejsze najwyższe dowództwo głowiło się, jak by tu wypełnić rozkaz, nie tracąc przy tym ludzi. Nie wiem jaki inteligent wymyślił, by do takiej roboty wysyłać nas.... Myśleli, jeśli będą nam płacić, to sprzedamy własnych rodaków? Pewnie znalazłyby się takie świnie, ale przeważnie nikt by się na to nie zgodził. Jesteś dobrą mordą i coś mi podpowiada, że nie polecisz ze skargą, to ci coś powiem. By zarobić, wymyśliliśmy pewien patent. Otóż sprzedajemy im informacje, które albo są błędne, albo zupełnie przeciwne do aktualnego porządku rzeczy. Oni są zadowoleni, że coś mają, a my mamy cenny kruszec. W razie odkrycia tego przekrętu zawsze możemy powiedzieć, że słuchaliśmy wiadomości między wieśniakami, a to iż się nie sprawdziły to nie nasza wina, my niewyszkoleni agenci, by filtrować informacje, jeno prości żołnierze. Ha ha dobre co?. Jeśli chodzi, o grupy partyzanckie, nie musisz się bać, znają nas tu już dobrze, więc niebezpieczeństwa nie ma. Jedynie może na nas jakiś dzik wylecieć – Już więcej nikt się nie odezwał, szli w marszu każdy pogrążony we własnych myślach. Kratos znów zmienił zdanie o Polakach, myślał, że są to prości ludzie odważni i skorzy do bitki, jednak okazało się, że umysł mają równie ostry, jak ich szable, trochę wydają się zbyt łasi na złoto.
Było już po południe, zrobili małą przerwę przed jedną ze wsi. Muszkiety ustawili w kozły, a sami siedli przy rozpalonym przez jednego z nich ognisku. Kratos rozciągał zmęczone nogi i musiał się zapytać o pewną nurtującą jego myśli rzecz:
– Czy my możemy mieć takie rzeczy jak ta kiełbasa i co to za wodę macie w manierkach, że niektórzy z was kiwają głową w obie strony po wypiciu łyka?.
–Dobry z ciebie obserwator, ty nasz szwabiku. Jeśli chodzi o to, co zaraz będziemy jedli, to dowództwo ma to w nosie, kupiliśmy za swoje, więc nie ma problemu. A jeśli chodzi o wodę. Śmiało możemy nazwać ją ognistą. He he he. Chcesz spróbować? To napój nie dla pań – Tym stwierdzeniem Kozera dotknął jego dumy, nie wiedział, że był to podstęp, mający sprawić, by się napił. Wpadł w tą pułapkę jak nóż w masło. Wziął do ręki manierkę dowódcy, zapach był dość mocny, nie zastanawiając się, przyłożył naczynie do ust i mocno pociągnął. Poczuł jak coś gorącego pali go w przełyku, a głowa się lekko chwieje. Wydusił tylko:
– Przecież to alkohol... I to mocny jak cholera. Pali jak ognie piekielne – zaczął kasłać, dotąd jedynie z alkoholi pił wino, dlatego dość mocno szumiało mu w głowie.
– Przecie nie sok z winogron. To jest mój drogi, sobie robiony bimber. I nie przesadzaj, bo jest w proporcjach pół na pól z wodą, więc aż takiego kopa nie ma.
– I wam nic po nim nie jest?
– Lepiej się nam idzie po takim cudeńku, ty też masz łeb do tego, twój zmarły poprzednik po wypiciu mniej więcej tyle, co ty, uderzył natychmiast na ziemie, totalnie nieprzytomny.
– Mam więc zrozumieć, że jest to taki wasz chrzest dla nowych?
– Coś w tym rodzaju. Dobrze, że na patrol mamy trzy dni, może i wydaje się, że nic ci nie jest, to kroku byś nie zrobił, a co dopiero mówiąc o marszu. Przenocujemy w tej wsi, co ją tam widzisz, Kazik z Frankiem ci pomogą – Obydwaj wzięli Kratosa, opierając jego ręce na swoich ramionach, ich broń wzięli inni. Przywitając się z sołtysem wioski, zanieśli do izdebki, słaniającego na nogach nowego. Wyszli po położeniu go na łóżku, zasnął.
Następnego dnia ogromny ból głowy rozsadzał go od środka, każdy dźwięk słyszał ze zdwojoną siłą. Ci Polacy są jacyś szaleni, pić takie coś jak wodę i jeszcze im nic nie jest – myślał Kratos, próbując kilka razy wstać, jednak za każdym razem musiał siadać ponownie, gdyż jego ciało odmawiało posłuszeństwa. W końcu zrezygnował i znów się położył. Jego wzrok spoczął na ścianie, z której przyglądał mu się zmarły Stefan. Zaraz co? Spojrzał jeszcze raz, na obrazie wypisz wymaluj, został przedstawiony jego towarzysz, Koniecpolski. Nie usłyszał, jak w drzwiach stanęła jakaś osoba, dopiero zwrócił uwagę na to, jak ten ktoś się go zapytał:
– Chłopaki poczęstowali cię nalewką dziadziusia? – osobą tą okazał się staruszek, pełniący funkcje sołtysa.
– Nie wiem, co to było, ale na pewno diabeł maczał w tym palce, takiego palącego napoju nie mógł stworzyć człowiek.
– Ha ha, może i masz racje, nie chciałem uwierzyć, jak mówili, że Prusak mówi płynie jak nasz.
– Nie cierpi pan waszych sąsiadów co? – Kratosowi udało się, chociaż usiąść na łóżku
– Drogi chłopcze jestem za stary na nienawiść, jedynie żal mi mojej pięknej ojczyzny, którą rozerwali po kawałku jak zabitą świnię na mięso...
– Co wy macie z tą ojczyzną, co widzę jakiegoś z waszego narodu to ciągle Polska, Polska,ojczyzna, ojczyzna...
– A ty nic nie czujesz wobec własnej?
– Kraj, jak kraj.
– Biedny człowiecze, co stracił jedną z ważniejszych cząstek życia... Każdy z nas Polaków, kocha ojczyznę jak matkę, bo tak był od małego nauczony, tak robili nasi ojcowie, dziadkowie i przodkowie.Ale nie znaczy to, że miłości takowej można się nauczyć. Kochamy nasz kraj za piękne lasy, łąki pola, za naszą kulturę, święta, tradycje,za język, w którym przemawiamy od narodzin, za gorące lato i śnieżną zimę. Ironią jest to, że jeśli nie jest ona w niebezpieczeństwie, to tego nie okazujemy, tylko narzekamy, że kiedyś było lepiej bądź, że za granicą żyję się dostatniej, kłótnie wypełniają nasz naród...Ale nadal pomimo tego, ojczyzna to rzecz święta....
– Nadal tego nie rozumiem.
– Bo nie o zrozumienie tu chodzi... Miłości nie pojmiesz głową, tylko sercem.... Nie ważne czy to miłość rodziców, czy małżeńska i tak dalej. Ona nie wychodzi z mózgu tylko z serca. A każda próba jej pełnego zrozumienia, skończy się bólem głowy. Jeśli poczujesz, że dla pewnej osoby bądź kraju możesz zrobić wszystko, że smuci cię, gdy dzieje się z nią źle, cieszysz się z jej sukcesów, napawa cię gniewem, każdy atak na nią,poświecisz nawet życie, w jej obronie, to jest to miłość. To uczucia, nie logika. Jeśli znajdziesz najbardziej irracjonalną pozbawioną sensu rzecz, będzie to właśnie miłość... Jak chcesz, możesz to uznać za paplaninę starego głupca. Zapamiętaj jedno, nie wymusisz jej ani nie stworzysz, pojawi się jak grom z jasnego nieba, całkowicie cię pochłaniając, bacz jedynie na to byś się w niej nie zatracił, by zamiast niej nie pojawił się fanatyzm, który skieruje cię, aby na złą drogę, prowadzącą do donikąd.... – Starszy pan powoli skierował się do wyjścia,a po chwili Kratos słyszał tylko stukot laski.
I znów otrzymał długi wywód,o który nie prosił. Jednak słowa starca rozumiał i to, co mówił, odczuwał już do Sary i Boga,ale czy może coś takiego istnieć wobec kraju? Nie mógł w to uwierzyć. W czasie rozmowy, pewne objawy już minęły,więc mógł bez problemu wstać. Ruszył w kierunku drzwi ,by poszukać Wacława i reszty.
CZYTASZ
"Wędrówka dusz"
De TodoOpowieść w czterech tomach o podróży Kratosa, Sary i Doriana poprzez mroki dziejów. Czy Kratos i Sara przetrwają razem poprzez cienie historii. Czy miłość zniesie ciągłe przeszkody i rozstania?