Obudziłam się, leżąc na dywanie w salonie. Podniosłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu, ale nie było w nim brązowowłosego mężczyzny. Sprawdziłam jeszcze resztę pomieszczeń w chatce, jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Ślad po nim zaginął. W mojej głowie ukazało się wiele scenariuszy, ale skupiłam się na jednym, tym najbardziej prawdopodobnym — uciekł.
Wzięłam swój plecak, spakowałam do niego resztki jedzenia oraz picia i ruszyłam na dalszą wędrówkę. Idąc przez las, czułam się niekomfortowo, ciągle coś mnie płoszyło. Wcześniejsza obecność Daryla sprawiała, że czułam się bezpieczniej w tym obcym świecie pełnym krwiożerczych bestii. W pewnej chwili zza drzew wyszedł jeden sztywny. Sięgnęłam wtedy po nóż, który miałam za paskiem, ale nie mogłam go wyciągnąć. Zaczepił się o kieszeń, a szwendacz był coraz bliżej. Zaczęłam się cofać nie patrząc na podłoże, co sprawiło, że nie zauważyłam dosyć masywnego kamienia o którego się potknęłam. Prosto na mnie poleciał nieumarły, który wyszczerzył swoje obrzydliwe zęby i próbował zatopić je w mojej szyi. Z całej siły próbowałam go odepchnąć, ale stawał się on coraz silniejszy, a ja z każdą chwilą słabłam. Czułam, że to będzie mój koniec.
W momencie, gdy miałam już odpuścić i dać rozszarpać swoje ciało szwendaczowi, strzała przeleciała na wylot przez jego głowę. Poznałam ją. To byłą ta sama strzała, którą używał Daryl. Powaliłam trupa na bok, a moim oczom ukazał się właśnie on — Dixon.
Stał z kuszą naprzeciwko mnie, a obok niego leżała skrzynka wypełniona po brzegi różnorodnymi narzędziami.- Co Ty wyrabiasz? Chciałaś uciec? - spytał nieco zdenerwowany.
Nie chcąc go urazić, nie powiedziałam mu o swoich wcześniejszych przemyśleniach dotyczących jego odejścia. Byłoby to dosyć niegrzeczne z mojej strony. Obawiałam się też, że jego propozycja odnośnie dołączenia do jego grupy wygaśnie z powodu braku zaufania, które w tych czasach jest najważniejsze.
- Oczywiście, że nie! Wyszłam poszukać czegoś do jedzenia. - zaczęłam szukać jakiejś wymówki.
- I zabrałaś od razu ze sobą cały plecak? - zapytał po czym nastała chwilowa cisza. - No nieważne. Nie drążmy już tematu. Znalazłem narzędzia. Możemy w końcu naprawić tego gruchota i wrócić do Alexandrii.
- Alexandrii? - zapytałam.
- Tak. Właśnie tam mamy swoją osadę. Jest bezpiecznie. Wysokie mury wokół miasta. - odpowiedział po czym ruszył w głąb lasu. - Idziesz?
- Tak, tak. Już idę.
**time skip**
Daryl właśnie naprawiał motocykl, a ja stałam na warcie i rozglądałam się czy czasem nie zbliża się do nas horda szwendaczy.
- Dobra, gotowe! Możemy jechać. - odparł Daryl.
Zawsze byłam pełna obaw co do jazdy na motocyklach. Budziły we mnie strach. Według mnie nie jest to bezpieczny środek transportu. Tym bardziej teraz, gdzie w każdej chwili podczas jazdy możemy zahaczyć o żywego trupa, który ściągnie mnie na ziemie i pożre. Nie miałam wyjścia musiałam na niego wejść.
- Tylko się trzymaj, żebyś mi nie spadła. Nie będę po Ciebie wracał! - powiedział po czym lekko się uśmiechnął.
Niepewnie objęłam Daryla, który nieco się wzdrygnął. Ruszyliśmy, a mój strach odczuł nawet on. Objęłam go tak mocno, że zapewne nie mógł oddychać.
Brakowało mi dotyku drugiej osoby.
-
CZYTASZ
i was nobody. nothing
Horror- Chciałabym się czegoś o Tobie dowiedzieć. Ty wiesz o mnie już całkiem sporo, a ja o Tobie? Znam tylko Twoje imię i nazwisko, Panie Dixon. - odparłam z uśmiechem na twarzy. - I wystarczy. - burknął Daryl. - Nie, nie wystarczy. Powiedz coś o sobie...