Rozdział trzeci

10.6K 920 331
                                    

No dobrze, no to możemy chyba uznać, że wracamy do standardowej publikacji rozdziałów co tydzień, w weekendy... Trzymajcie za mnie kciuki, żebym to ogarnęła^^

I standardowo zapraszam na mój fanpage! Link w komentarzu --->

___________________________________________________

Ledwie udało mi się porwać z baru kieliszek z winem, a już lawirowałam między kolejnymi stolikami, wspomagana przez Ryana Northa i jego dłoń spoczywającą między moimi łopatkami, na tyle wysoko, że jeden z jego palców muskał nagą skórę nad dekoltem mojej sukienki. Wprost nie wierzyłam, że to się działo naprawdę.

Wyślizgnęliśmy się z sali niezauważeni. Czułam się trochę jak licealistka, która wymyka się z imprezy na sali gimnastycznej w szkole, żeby w ciemnym kącie pomigdalić się ze swoim chłopakiem. Różnica była taka, że nie miałam już szesnastu lat i nie byłam w szkole.

A Ryan North zdecydowanie nie był moim chłopakiem.

Ryan pociągnął mnie w głąb korytarza, chwyciwszy mnie uprzednio mocno za rękę. Z trudem przełknęłam ślinę, ale nie zaprotestowałam, chociaż trzymanie się za ręce z jakimkolwiek facetem nie było dla mnie normalne. Zachichotałam nerwowo i skręciłam za róg, w kolejny korytarz wiodący na oddział.

– Tutaj niedaleko jest świetlica dla dzieci – powiedziałam półgłosem. – Mogę ci ją pokazać, jeśli chcesz, pomagałam ją urządzić.

Przed drzwiami na oddział pociągnęłam go w lewo, po czym przeszklonym przejściem przeszliśmy do świetlicy. Wszędzie dookoła było ciemno – paliło się tylko oświetlenie awaryjne, czyli nieliczne świetlówki – i pusto, przez co przypomniałam sobie wszystkie horrory, jakie oglądałam, a które działy się w szpitalach. Znowu zachichotałam.

– Z czego się śmiejesz? – wyszeptał Ryan.

– Pomyślałam, że to byłaby doskonała sceneria dla jakiegoś horroru – odpowiedziałam tym samym tonem, a potem wreszcie otrzeźwiałam. – Dlaczego właściwie szepczemy?!

– Nie wiem – przyznał Ryan już normalnym tonem głosu. – Ty zaczęłaś.

Świetlica w słabym świetle padającym z korytarza przez przeszklone drzwi nie wyglądała szczególnie imponująco. Parę stolików, tablica, pozamykane szafy z zabawkami i kredkami; właściwie największe wrażenie robiły wzory wymalowane na ścianach. Same ściany były żółto–niebieskie, a na każdej ze ścian namalowano jakąś scenę z bajek. Całość wyglądała bardzo radośnie i kolorowo, kiedy tylko do świetlicy docierało przez okna światło słoneczne.

– Malowałaś coś z tego? – Ryan wskazał na scenki na ścianach. Zaśmiałam się.

– Pomagałam przy tej jednej, ale malowałam głównie drzewa – odparłam. – Nie jestem pod tym względem specjalnie utalentowana.

– Dzieci będą się tu dobrze bawić, co? – Włożył ręce do kieszeni i zaczął rozglądać się dookoła z zaciekawieniem. – Więc na to między innymi poszły pieniądze mojej firmy. Dobrze wiedzieć, zazwyczaj niespecjalnie interesuję się rezultatami.

Uśmiechnęłam się z niedowierzaniem i oparłam o jedną ze ścian, przyglądając mu się bezkarnie. Znajome miejsce i myśl o dzieciakach bawiących się w świetlicy sprawiły, że poczułam się trochę pewniej i przestałam bać się o każde swoje słowo.

– Może powinieneś – zasugerowałam lekko. – Przynajmniej mnie to daje ogromne poczucie satysfakcji, widzieć, jak coś powstaje z niczego. Jak ta świetlica. Jeszcze niedawno był tutaj zagracony magazyn, do którego mało kto zaglądał. Sama wymyśliłam, żeby zrobić miejsce dla dzieci, gdzie będą mogły się swobodnie bawić. Nadzorowanie tego i oglądanie rezultatów jest naprawdę super. Może gdybyś czasami czymś się zainteresował, też byś to dostrzegł.

Do szpiku kości | Seria bostońska #2 | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz