one

330 14 0
                                    

Po szybie, tylko sobie znaną drogą, powoli spływała kropla. Była tylko jedną, mała kropelką w tłumie innych kropli i kropelek na szybie. Te wszystkie krople kojarzyły mi się z ludźmi. Każda odrobinę inna, podążająca swoją drogą, czasem krzyżująca się z inną ścieżką, innej kropli, czasem łącząca się z inną by zaraz znów się rozłączyć a innymi razy zostać jako jedna, większa kropla już do kresu podróży na sam dół szyby. Tak. Dzisiejszy deszcz zdecydowanie napawał mnie melancholą, ale nie taką złą. Moja dzisiejsza melancholia była pozytywna. W zasadzie myślę, że ta podróż tak na mnie działa. Nie mam co robić, więc rozmyślam o wszystkim i o niczym.

- Panienko Eti

Usłyszałam cichy głos naprzeciwko, który skutecznie wyrwał mnie z przemyśleń i odciągnął od wpatrywania się w okno.

- Tak Armin?

Zapytałam posyłając mu lekki uśmiech. Mój młodszy doradca był pełen zalet. Pamiętał praktycznie o wszystkim. Co, kiedy, gdzie, z kim, jak, po co, kto... Był wspaniałą prawą ręką, ale mimo wszystko z głębszymi problemami udawałam się raczej do Josha - 64-letniego dowódcy straży pałacowej i mojego głównego doradcy. Armin miewał problemy z utrzymaniem tajemnicy, ale dzielnie starał się wypełnić ten zły nawyk. A jeśli chodzi o jego prace... nawet bardzo koszmarnie zły.

- Jak wyobrażasz sobie swojego narzeczonego?

Nie ukrywam, że rozbawiło mnie jego pytanie. W gruncie rzeczy... jakoś mocno się nad tym nie zastanawiałam.

- Przypominam, że nie jest jeszcze moim narzeczonym, i w zasadzie nie wiadomo czy będzie. To tylko papierek

Naburmuszyłam się. Celem naszej podróży było zapoznanie się z tematem, i nie ukrywam, wkurzało mnie siedzenie w powozie. Mimo deszczu wolałabym jednak konia pod siodłem.

- Wiem

Wyszeptał. Wszyscy liczą że się zgodzę, ale mój plan jest o wiele bardziej złożony niż się niektórym wydaje.

- Armin... pamiętaj tylko. Żadnego wasza wysokość, panienko, księżniczko i tak dalej

Z bliższych mi osób tylko blondyn miał problem z zwracaniem się do mnie tylko po imieniu. Jeśli chodzi o przedstawianie się są dwie rzeczy których nienawidzę... tytuł i pełne imię. Wszyscy i tak mówią Eti, nie ma sensu rozwijać je całkowicie.

- Nie mogą wiedzieć, że stoi przed nimi księżniczka Karanamy

Przypomniałam, oczywiście profilaktycznie. Armin szybko pomahał głową na tak.

- Nie zawiodę cię!

Zapewnił. Wiedziałam. Wiedziałam że mnie nie zawiedzie. Posłałam mu wdzięczny uśmiech i z powrotem zapatrzyłam się w okno.

...............................................................

Hower stępował spokojnie za powozem w którym znajdował się teraz tylko Armin. Chłopak nie potrafił jeźdźić konno. Miałam na sobie uroczysty mundur Jeźdców. Zdecydowanie wolałam ten na codzień, ale choć trochę mogę się poświęcić. Wjechaliśmy do miasta przyciągając ciekawskie spojrzenia cywili. Szeptali między sobą, ale starałam się to ignorować. Kaze, który jechał z przodu po prawej stronie karocy przychamował konia tak by mógł nawiązać że mną kontakt wzrokowy. Lewą rękę opuścił wzdłuż ciała i pokazał parę znaków. Od razu do pałacu? Przytaknełam. Białowłosy uśmiechnął się lekko po czym wrócił na swoje miejsce. Postanowiłam wykorzystać okazję i rozejrzeć się po mieście. Stwierdziłam, że muszą się oni przygotowywać do jakiegoś festynu ponieważ gdzeniegdze mężczyźni zawieszali lampiony pomiędzy domami a kobiety przystrajały stragany z rozmaitymi przekąskami i pamiątkami. Cała ta "barwna" sprawa zaczęła mnie intrygować. Niestety byłam wręcz pewna, że nie będę mogła się na nią wybrać. W moim kraju również mieliśmy parę festynów na których wszyscy świetnie się bawili. Oczywiście jako księżniczka nie mogłam na nie chodzić co zawsze napawało mnie ogromnym rozdrażnieniem. Dlatego wymykałam sie z pałacu. Bycie wśród poddanych, tych starszych i tych młodszych, oglądanie ich uśmiechów, było dla mnie czymś wyjątkowym. Walczysz o ich dobro. Dźwięczało mi w głowie. Zawsze kiedy nie dostałam pozwolenia na wartę w czasie festynu, po prostu uciekałam. Przez okno, przez kuchnię, przez inne okno, czasem nawet z dość wielkim hukiem. Warty polegały na obserwacji i ewentualnej reakcji w przypadku wykroczeń, więc nie polegała ona na zabawie, ale jak to mówią: lepszy rydz niż nic. Jako pierwsza księżniczka Karanamy to na moich barkach spoczywało wojsko i zasiadanie na tronie. Teoretycznie to mój młodszy o pięć minut brat powinien starać się teraz o rękę jakiejś panny z Nariani a nie ja... ale... musiałam to zrobić. Dla niego. By mógł poślubić Anaviti. Wiem, że kocha ją nad życie, więc wiem, że moje "poświęcenie" nie pójdzie na marne. W czasie moich głębokich przemyśleń zdążyliśmy dojechać na miejsce. Przez wysoką, metalową bramę wjechaliśmy na piękny dziedziniec znajdujący się przed jeszcze piękniejszym, czarnym pałacem. Zza karocy podejrzałam, że przed imponującą budowlą stoi parę osób. Nasz "korowód" składał się z trzech Jeźdców, w tym ze mnie oraz czterech strażników pałacowych i karety. Dobrze, że to tylko dwa tygodnie...

Ktoś inny || SnK || Levi X OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz