[2]

252 51 15
                                    

— Przykro mi, że musimy przez to przechodzić — powiedział do blondyna o zapadłych policzkach i twarzy ukrytej w dłoniach. — Ale taką mam pracę.

Inspektor zgasił papierosa butem, odchrząknął i zajął miejsce naprzeciwko chłopaka. Przez chwilę wpatrywał się w niego, jakby nie wiedział co zrobić dalej. W końcu położył dłoń na jego ramieniu i nieporadnie poklepał. Nigdy nie był zbyt dobry w pocieszaniu innych.

Ciężko westchnął, gdy nie doczekał się żadnej reakcji.

— Możemy zacząć?

Blondyn przesunął dłońmi po twarzy i spojrzał na mężczyznę zaczerwienionymi od łez oczami. Potrząsnął głową.

Policjant wyprostował się nieco, aby zapewnić sobie choć odrobinę większy komfort (krzeseł nie posiadali zbyt wygodnych, co innego fotele w biurze). Odprawił swojego młodszego kolegę podpierającego ścianę z poleceniem przyniesienia kawy.

— Nazywa się pan Romeo Monteki, zgadza się? — zaczął inspektor, pochylając się nad dokumentami rozłożonymi na stole.

— Tak.

— Kim był pan dla ofiary?

— Narzeczonym — odparł jasnowłosy, ze wzrokiem wbitym w blat stołu. Złożył ręce i położył przed sobą. Policjantowi nie uszło uwadze, że delikatnie drżą.

— Gdzie pan przebywał dnia dziewiętnastego marca o godzinie trzeciej rano?

— Byłem u przyjaciela, Merkucja — odpowiedział. Po chwili dodał: — Tego dnia byliśmy razem na imprezie. Zabrałem go do domu, ponieważ nie był w stanie iść o własnych siłach.

— Czy pański przyjaciel może to potwierdzić?

— Myślę, że tak.

— O godzinie trzeciej dwadzieścia trzy odnalazł pan ciało Julii Kapulet w waszym mieszkaniu. Co robił pan do tego czasu?

— Zająłem się Merkucjem... Kiedy położył się spać, wróciłem do domu.

Do pokoju wszedł młodszy aspirant z kubkiem kawy w ręku, którą postawił przed swoim przełożonym. Mężczyzna podziękował mu i pociągnął duży łyk gorzkiego napoju. Zmierzył spojrzeniem blondyna.

— Czy wiedział pan o romansie narzeczonej z niejakim Maurem Otello?

Pytanie zawisło w powietrzu niczym siekiera czekająca, żeby uderzyć i przepołowić pokój na pół. Romeo wybałuszył oczy i zacisnął wargi w cienką linię. Dopiero po chwili wykrztusił słowo niedowierzania:

— Słucham?

Inspiektor westchnął. Konflikty miłosne zdecydowanie nie należały do jego obowiązków.

— Podejrzewa pan kogoś? Julia miała jakichś wrogów? — Zadał kolejne pytanie, nie zważając na minę blondyna.

— Julia? — powtórzył, jej imię brzmiało w jego ustach jak piękny dźwięk. — Ona była... taka niewinna. Jak ktoś tak dobry, tak... prawdziwy mógłby mieć wrogów, ja nie... — Rozłożył bezradnie ręce. — Jak mogła mi to zrobić...

*

— Gdzie pan był dnia dziewiętnastego marca około godziny trzeciej dwadzieścia rano?

— Prawdopodobnie w swoim łóżku — odparł z krzywym uśmiechem, rozsiadając się na krześle.

Było w nim coś... niepokojącego. Inspektor miał nosa do takich rzeczy. Od razu wyczuwał zło w człowieku, a przynajmniej tak twierdził.

— Jakie stosunki łączyły pana z ofiarą?

JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz