- Marnie?
Spojrzałam w stronę drzwi w których stała niska brunetka z plikiem kartek w rękach.
- Szef prosił abyś zjawiła w jego gabinecie.Powiedziała a mi serce zabiło szybciej. Szef rzadko wzywał mnie do siebie a jak już to tylko dlatego by powiedzieć mi jak to słabo mi idzie w pracy.
- Dziękuję Marinette. Wiesz może o co może chodzić? - Spytałam kobiety poważnym, słóżbowym tonem.
- Nie wiem, ale nie był w dobrym humorze. - Przekazała i wyszła zaraz po tym jak podziękowałam jej skinięciem głowy.Szczerze to nienawidziłam tej pracy. Jednak potrzebowałam pieniędzy na operację mojego taty.
Razem z mamą harujemy od dnia do nocy żeby tylko zdobyć odpowiednią sumę. Jednak nie nazbierałyśmy nawet połowy a czas ponagla.Z głośnym westchnieniem wstałam z fotela. Wyszłam z małego pokoiku w którym przeważnie spędzamy przerwy po czym ruszyłam dobrze mi znanym korytarzem by stanąć przed odpowiednimi drzwiami.
Zapukałam dwa razy i po uzyskaniu pozwolenia na wejście powoli nacisnęłam klamkę po czym weszłam do środka. Moim oczom od razu ukazał się duży pokój z wielkim narożnikiem.
Na środku stał stoliczek do kawy a jeszcze trochę dalej wielkie mosiężne biurko za którym siedział przydziany w elegancki garnitur pan Carter.- Wzywał mnie pan? - Podeszłam nieco bliżej by stanąć przed biurkiem. Mężczyzna skinął głową.
- Usiądź. - Wskazał na krzesło znajdujące się na przeciwko niego.- Co się z tobą dzieje, Marnie? - Spytał prosto z mostu.
Zdezorientowana wzruszyłam ramionami.
- Co ma się dziać?- Twoja praca jest nie dokładna i nie wystarczająca. - Stuknął palcem wskazującym w blat mosiężnego mebla. - Jest jeszcze gorzej niż w zeszłym tygodniu.
Faktycznie, ostatnio jestem bardziej zajęta tatą i staram się spędzić z nim jak najwięcej czasu przy czym mam bardzo dużo nieobecnych dni w pracy. Sama nie mogę uwierzyć że sobie tak popuściłam.
Zagryzłam wargę nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć.
- Przykro mi Watson ale w tej sytuacji nie mam innego wyjścia.Na słowa szefa gwałtownie podniosłam na niego wzrok obawiając się najgorszego.
- Chyba pan nie...
- Tak Watson - Przerwał mi.
- Bardzo mi przykro bo wiem w jakiej sytuacji się znajdujesz ale jestem zmuszony cie zwolnić.Podsunął mi jakąś kartkę.
- To twoje wypowiedzenie. Wystarczy tylko że podpiszesz.Jak na zawołanie moje oczy zrobiły się szklane. Praca recepcionistki w firmie sprzątającej nie jest może najlepszą pracą na ziemi ale jakoś nie narzekałam. Ważne było to że dobrze płacili.
Wzięłam w trzęsącą się dłoń długopis po czym złożyłam niechlujny podpis. Nie miałam siły się wykłócać. Wiedziałam że zawaliłam po całej linii.
- Możesz zabrać swoje rzeczy i wracać do domu. - Powiedział mężczyzna zabierając ode mnie dokument.
Odepchnęłam się od biurka i wstałam ze swojego miejsca. Nie mogąc w to uwierzyć. Wyszłam z pomieszczenia czując jak pierwsze krople łez pojawiają się na moich policzkach. Zawiodłam go... tak się starałam a tak naprawdę wszystko na marne.
Jeśli nie znajdę pracy jeszcze w tym tygodniu to nie wiem co sobie zrobię.Ruszyłam do pokoiku z szafkami aby wyciągnąć z niej swoje rzeczy.
Czułam się tak cholernie źle jak jeszcze nigdy. W dodatku czułam jak mój makijaż powoli zaczyna się rozmazywać.
- Marnie? - Usłyszałam ponownie głos mojej koleżanki z pracy.
- W porządku? Co ci powiedział ten gbur?
Spojrzałam na dziewczynę mimowolnie uśmiechając się na określenie jakiego użyła.

CZYTASZ
My Heroine
Fanfiction- Marnie Watson. Czy nie chciałabyś sprawić bym był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie i czy nie zechciałabyś zostać moją bohaterką? (...) UWAGA! KSIĄŻKA MOŻE ZAWIERAĆ WULGARYZMY JAK I SCENY 18+ W NAJGORSZYM WYPADKU MOŻESZ SKOŃCZYĆ Z PORAŻENIEM...