Rozdział 4

743 39 1
                                    

Biegłam do biblioteki jak szalona. Kilkanaście minut później byłam już u celu. Wpadłam szczęśliwa do pomieszczenia i zaczęłam szukać książek o mitologiach lub innych światach. Jest. Jedna, potem druga. Nic więcej nie znalazłam, więc podeszłam do biurka bibliotekarki i położyłam książki. Kobieta uśmiechnęła się i napisała coś na kartce. Podała mi książki i życzyła miłego czytania. Miałam już wyjść, ale usłyszałam pewną rozmowę.

— Dziś zaginęła książka. – usłyszałam głos kobiety. Gdy się obróciłam okazało się, że była to bibliotekarka. Rozmawiała ona z policjantem.

— Cenna? – spytał mężczyzna.

— Nie dość, że okładka ze złota, to w księdze zawarte były bardzo ważne informacje. – odrzekła kobieta. – Była bardzo dobrze chroniona. – wskazała na gablotę. – Włączone były dwa alarmy, lecz żaden nie zadzwonił.

Stwierdziłam, że nie będę marnować czasu i od razu pójdę do domu analizować książki. Wybiegłam z książkami w rękach i udałam się do domu. Szłam szybkim krokiem w stronę klatki, wbiegłam po schodach, przez co jedna z lektur wypadła mi z rąk, i musiałam ją podnieść. Po tym pobiegłam do pokoju. Rzuciłam książki na łóżko i zamknęłam na klucz drzwi do domu, ponieważ rodzice jeszcze nie wrócili z pracy. Zaświeciłam małą lampkę stojącą na biurku i zaczęłam czytać pierwszą książkę. Była ona najcieńsza. Może z dwieście stron. Czytałam uważnie nie pomijając żadnego, nawet najdrobniejszego fragmentu, nic. Spojrzałam na zegarek. Okazało się, że jest już godzina dwudziesta. Wzięłam następną książkę, grubszą od poprzedniej. Miała ona około sześćset stron. Straciłam zupełnie poczucie czasu, a od czytania wyrwał mnie dźwięk otwierania drzwi, co oznaczało, że mama wróciła do domu. Była już dwudziesta pierwsza. Stwierdziłam, że jestem zbyt zmęczona i dziś nie przeczytam ani strony więcej, więc umyłam się i położyłam spać.

~•~

Sobota. Dzień tygodnia uważany za wszystkich jako wolny, mimo tego czułam się jak w szkole. Od godziny siódmej czytałam książkę. Po godzinie wstałam i zjadłam śniadanie. Postanowiłam się przejść, więc ubrałam na siebie podkoszulek i czarne leginsy oraz kurtkę skórzaną. Do torebki spakowałam tylko te najważniejsze rzeczy, książkę i wyszłam żegnając się z mamą. Udałam się do Central Parku. Nie był jeszcze bardzo zatłoczony, więc udało mi się znaleźć wolną ławkę. Usiadłam na niej i wyjęłam książkę. I znów zaczęłam czytać. Po godzinie odłożyłam książkę i wzięłam telefon. Zadzwoniłam do Naomi.

— Hej, chciałabyś się dziś ze mną spotkać? – spytałam.

— Jasne, kiedy? – odpowiedział mi głos z słuchawki.

— Kiedy chcesz, mi jest obojętne. Możemy nawet teraz!

— Okey, to będę za pół godziny przy głównej bramie! Do zobaczenia!

— Pa! – odpowiedziałam po czym rozłączyłam się.

Przeczytałam już połowę tej książki, a nadal nic nie znalazłam.  Może na internecie coś będzie? Włączyłam internet i zaczęłam szukać czegokolwiek o bogach. Westchnęłam i odłożyłam telefon. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać dalej. Teraz było o Asgardzie. Bla, bla, bla Odyn, bla, bla, bla Thor i... Loki!

— „Loki Laufeyson – Bóg kłamstw i psot...” – czytałam na głos.

Nic pożytecznego. Tyle, to ja już wiedziałam. Przewinęłam kolejną stronę i czytałam dalej. Nagle ktoś zasłonił mi światło.

— Co czytasz? – usłyszałam znajomy głos. Naomi.

– Nic ciekawego... – wymusiłam uśmiech.

❝𝒌𝒊𝒆𝒅𝒚𝒔́ 𝒔𝒊𝒆̨ 𝒅𝒐𝒘𝒊𝒆𝒔𝒛 | 𝒍𝒐𝒌𝒊 𝒍𝒂𝒖𝒇𝒆𝒚𝒔𝒐𝒏❞ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz