Siedziałaś na wysokim murku niedaleko siedziby zwiadowców. Noc była wyjątkowo piękna. Mogłaś dostrzec niemal wszystkie znane ci gwiazdozbiory. Ten widok wzbudzał w tobie pewnego rodzaju uczucie, którego sama nie byłaś w stanie opisać. Było to coś w stylu bezwarunkowego spokoju z niewielką nutą melancholii. Spoglądałaś na każdą z gwiazd, przywołując wspomnienia z czasów dzieciństwa, gdy razem z bratem, w tajemnicy przed mamą, wdrapywaliście się na dach waszego rodzinnego domu by podziwiać piękno nocnego nieba. Zastanawiałaś się czy jest teraz szczęśliwy. Czy patrzy na ciebie z góry i czy jest dumny z tego co robisz. Tak bardzo za nim tęskniłaś.
- Jeśli dalej tak będziesz siedzieć to rozchorujesz się przed samą wyprawą.- Z przemyśleń wyrwał cię znajomy niski głos.
-Kapralu...- Powiedziałaś lekko zaskoczona jego obecnością. Nie spodziewałaś się go tutaj.
Ten nie odpowiedział nic. Zdjął swoją pelerynę i od niechcenia zarzucił ci na plecy. Głęboko wierzyłaś w to, że kapral Levi jest w głębi duszy wrażliwym i troskliwym człowiekiem. Samo to jak dbał o wasz oddział pokazywało, że wcale nie jest taki jak każdemu mogłoby się wydawać.
Ciemnowłosy usiadł obok ciebie. Trwaliście w ciszy.
- Był dobrym żołnierzem i wspaniałym przyjacielem.- Powiedział wreszcie mężczyzna. Chwilę zajęło ci zorientowanie się, że mówi o twoim bracie.- Znaliście się?- Zapytałaś niepewnie po dłuższej chwili ciszy. Kapral tylko kiwnął głową, po czym znów zabrał głos.
- Nie chciał byś narażała się na niebezpieczeństwo. Wiedział że cie nie powstrzyma przed wstąpieniem do wojska, ale miał cichą nadzieje że sama zrezygnujesz.- Powiedział trochę ciszej.
- Chyba nie wszystko poszło tak jak tego chciał.- Zaśmiałaś się smutno. Do twoich oczu napłynęły pojedyncze łzy.
- Sam nie zawsze był rozważny. Życie innych było dla niego ważniejsze.- Powiedział z nutką smutku w głosie.- I przepłacił za to najwyższą cenę.- Dodał ciszej, zaciskając pięści.
- Najwyraźniej tak musiało być. Najjaśniejsze gwiazdy zawsze gasną zbyt szybko.- Dodałaś, próbując powstrzymać się od płaczu. Szelest liści zagłuszał milczenie. Gwiazdy nad waszymi głowami świeciły jaśniej niż nigdy dotąd. Blade światło księżyca rzucało smugę światła na wasze twarze. Liczyła się tylko chwila. Levi objął cię jedną ręką, co dało ci silne poczucie bezpieczeństwa.
- Proszę, uważaj na siebie. Nie chcę złamać danej mu obietnicy.- Wyszeptał kapral podnosząc głowę w kierunku nocnego nieba.
- Obietnicy?- Zapytałaś cicho ze zdziwieniem. Z twoich oczu mimowolnie spłynęło kilka łez spowodowanych wspomnieniami. Kapral przysunął cię bliżej do siebie. Przez chwilę wydawało ci się że dostrzegłaś niewielką łzę spływającą po jego policzku. Między wami zapadła cisza, która wkrótce została przerwana delikatnym pocałunkiem złożonym na twoich ustach.
-Nie chcę cię stracić.