Rozdział 2

45 8 6
                                    

Budzik.

Naprawdę nie wiem czemu ludzie w dwudziestym pierwszym wieku wymyślają aż tak pozbawiające chęci do życia narzędzia tortur. Jednak chcąc nie chcąc zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy, aby znaleźć jakieś ubrania na dziś. Gdy jednak stanęłam przed nią mój zaspany mózg zarejestrował, że przecież dzisiaj jest sobota, a ja najpewniej zapomniałam wyłączyć wieczorem mojego budzika w telefonie. Gdy zrozumiałam sens tego faktu moja ręka samoistnie powędrowała w stronę czoła robiąc tak zwanego „facepalma".

Wróciłam więc tą samą drogą co wcześniej w stronę mojego cieplutkiego łóżka i bez namysłu znowu zakopując się w mięciutkiej pościeli. Nie było mi jednak dane zasnąć gdyż już po jakiś dziesięciu minutach mój telefon odezwał się raz jeszcze. Jeżeli znowu to budzik to osobiście wyrzucę ten telefon przez okno - pomyślałam, jednak z ociąganiem znowu stanęłam na nogach. Doszłam do biurka, na którym spoczywało to narzędzie tortur i spojrzała na ekran. Ku mojemu zaskoczeniu melodyjka, którą na początku dopasowałam do budzika tak naprawdę oznaczała nowe połączenie przychodzące. Jak się okazało dzwoniła Magda co mnie trochę wkurzyło, moja przyjaciółka dobrze wie, że uwielbiam długo spać więc dlaczego nie mogła zaczekać do normalnej godziny tylko dzwonić do mnie o siódmej nad ranem?

Jednak jak już z tego łóżka wylazłam to jednak nie zaszkodzi odebrać tego telefonu. Naściełam więc szybko zieloną słuchawkę i przyłożyłam głośnik do ucha.

- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem.

- Nadia? Pamiętasz, że dziesięć minut temu byłyśmy umówione w stajni? No bo wiesz ja tak czekam sobie...

- Co?! - krzyknęłam zdziwiona do telefonu - Daj mi piętnaście minut, ogarnę się i przyjadę do stajni, Kamil mnie podwiezie. - Odpowiedziałam i ruszyłam szybko w stronę mojej szafy.

- Ok, czekam śpiochu - Odpowiedziałam Magda i lekko chichocząc rozłączyła się.

Jak ja mogłam zapomnieć, że umówiłam się z Magdą?! Naprawdę zaczynała się bać, że dopada mnie jakaś demencja.

Odłożyłam telefon i z pierwszymi lepszymi ubraniami ruszyłam do łazienki, padło na czarne, trochę maławe leginsy i biało-czarny podkoszulek oraz szarą, ciepłą bluzę. Nie ubierałam bryczesów ani innej jeździeckiej garderoby bo była mi ona po prostu nie potrzebna - i tak przecież nie będę jeździć.

Ogarnęłam się szybko w łazience i zeszłam do kuchni coś zjeść. Było dość wcześnie więc przy stole siedział tylko mój starszy brat Kami, kończąc jeść swoje śniadanie i sprawdzając coś w telefonie. Miałam szczęście, że akurat dzisiaj zaczyna pracę później. Mogłam więc go wykorzystać jako szybki środek transportu do stajni.

- Podwieziesz mnie do stajni? - zagadnęłam kładąc na stole kromkę chleba i smarując ją masłem.

- A nóżek i autobusów to bozia nie dała? - odpowiedział i wrócił do przeglądania social mediów na swoim telefonie.

- No weź, śpieszę się. A ty i tak jedziesz do pracy - wiedziałam, że w sobotę w stronę stajni kursuje tylko jeden autobus, na który oczywiście już się spóźniłam. A jak pójdę na nogach to Magda będzie musiała czekać na mnie dobre dwadzieścia minut.

- Eh... Ale pośpiesz się - odpowiedział blondyn i wstał od stołu.

***

Wysiadłam z samochodu, rzucając bratu szybkie "Pa" i ruszyłam w stronę stajni.

Nie była ona wielka, lecz zadbana i przytulna. Z zewnątrz nie wyróżniała się od innych, ot po prostu kolejna zwykła stajnia jakich wiele w tym kraju. W środku powitało mnie kilkanaście boksów a z niektórych z nich ciekawsko wyglądały konie.

Zatrzymałam się na chwilę przy skarogniadym wałaszku i pogłaskałam. Pegaz zaczął obwąchiwać moje kieszenie w poszukiwaniu smakołyków ale niczego nie znalazł.

-Dopiero co przyszłam, nie mam nic mały. - powiedziałam do niego.

Jeszcze raz poklepałam Pegaza i ruszyłam w głąb stajni. Zatrzymałam się dopiero przy boksie Ulmy, gdzie w środku Magda kończyła zapinać popręg.

- Hejka - przywitałam się bo moja przyjaciółka chyba mnie nie zauważyła.

- O, cześć - odpowiedziała wychylając się zza siwej klaczy - Już myślałam, że jednak nie przyjdziesz.

- Zaspałam tylko trochę! - powiedziałam z udawanym oburzeniem - Jak możesz myśleć, że cię tu zostawiłam! - na moją twarz mimowolnie wkradł się uśmiech a i Magda po chwili się śmiała.

- Przepraszam za swoją niewierność - odpowiedziała Magda śmiejąc się - Mam teraz trening, idziesz ze mną? - zapytała już trochę poważniej.

- Przyjdę później, pan Sławek prosił mnie żeby trochę polonżowałam Pegaza. Weterynarz powiedział, że może już wrócić do treningów więc go trochę rozruszam. - wyjaśniłam

- Okej, jak coś będziemy na placu - poinformowała mnie Magda, wyprowadziła Ulmę z boksu i ruszyła w stronę placu.

Ja w tym czasie poszłam po szczotki aby wyczyścić przed lonżowaniem Pegaza. Wzięłam co mi było potrzebne i wyprowadziłam gniadka z boksu przypinając go na rozpinkach między boksami i zaczęłam czyścić. Wałach nie był jakoś strasznie brudny więc poszło mi to dość sprawnie, chociaż Pegaz cały czas kręcił się nerwowo i gdyby nie uwiązy to pewnie obszedłby już kilka razy całą stajnie. Gdy skończyłam poszłam szybko do siodlarni po lonżę przy okazji odkładając szczotki na swoje miejsce. Z lonżą w ręce wróciła do gniadka, który nadal nerwowo się kręcił.

Odpięłam go i razem ruszyliśmy w stronę lonżownika.

***

Niecałe pół godziny później zamykałam z powrotem drzwi od boksu Pegaza i szłam odnieść lonżę na swoje miejsce. Pegaz dobrze chodził na lonży i nie kulał już w ogóle, nie było widać po nim, że niedawno miał kontuzję a sam tryskał energią i chęcią do pracy po dość długim odpoczynku.

Popatrzyłam na godzinę w moim telefonie i stwierdziłam, że Magda jeszcze nie skończyła treningu chociaż pewnie jeszcze długo jeździć nie będzie. Wyszłam więc ze stajni i ruszyłam w stronę placu po drodze nucąc pod nosem jakąś melodię. Zamyśliłam się trochę i nie zauważyłam idącego z naprzeciwka chłopaka w moim wieku jednak on mnie chyba zauważył.

- Hej, wdziałaś tu jakąś Nadie? - zapytał mnie a ja prawie dostałam zawału słysząc jego głos.

- Ja jestem Nadia, potrzebujesz czegoś? - zapytałam lekko zdziwiona bo pierwszy raz na oczy widziałam bruneta przede mną i nie miałam pojęcia co może ode mnie chcieć.

- Oj zapomniałem się przedstawić, Marcin Tokarz za godzinę mam jazdę ale jestem tutaj pierwszy raz a pani Martyna powiedziała, żebym poszedł do stajni i pytał o Nadię, bo ona ma teraz jazdę i, że ty mi pokażesz gdzie co jest. - wytłumaczył brunet i uśmiechnął się niepewnie.

- Nadia Brzeźna, miło mi - odpowiedziałam i uścisnęłam podaną przez niego rękę - I nie ma problemu oprowadzę cię po stajni.

Ruszyłam więc z powrotem do stajni tym razem z Marcinem u boku, Magda jakoś przeżyje, że nie pojawiłam się zobaczyć jak jeździ.

--------

Witam ponownie, mam nadzieję, że Marcin przypadnie wam do gustu, chociaż jak narazie niewiele wiemy na jego temat.

Będę starała się utrzymywać podobną długość rozdziałów, ale czasami mogą być dłuższe.

Do następnego!

Nowa szansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz