Stan Karolina Północna, gdzie w niewielkim miasteczku Asheboro mieszkałem całe życie. Nie było tu tak tłoczno niczym w innych, o wiele większych miastach. Naprawdę doceniałem każdego dnia to zastanie, atmosferę spokoju. Szerzyła się przyroda wokoło, obecność tylu tras, polnych dróżek zawsze sprzyjała spacerom i odprężeniu w trakcie trudnych momentów.
Niezliczone parki i niewiele dalej piękne rozległe jezioro, okolone zewsząd gęstymi połaciami zielonych na wiosnę lasów. Łatwo zabłądzić w nich o zimowej porze, gdy popołudniami niebo przybierało ciemne odcienie. Dodatkowo na przedmieściach łąki pokryte rozmaitymi rodzajami zakwitłych kwiatów oraz lazurowe, bezchmurne przez większość czasu niebo. Pozostawało tu w gruncie rzeczy urokliwie przez cały rok, niezależnie jaka akurat nastała pogoda. Bogata fauna i flora, masa nieodkrytych ścieżek w głębi boru, wręcz idealna miejscowość dla ludzi, którzy kochali spędzać dnie na zewnątrz, w towarzystwie natury. Dość sielsko to wszystko brzmiało, gdy myśli o tym miejscu krążyły w głowie, ale rzeczywistość bywała nieco inna. Przyjemne okoliczności i cudne oblicze świata to jedno, inaczej było ze społeczeństwem i życiem w nim, żeby odnaleźć się w tym całym chaosie. Mieszkanie przy alei Avondale nie było złym doświadczeniem, może poza paroma „drobnymi" faktami, które skutecznie utrudniały życie.
Coraz bardziej rozpływało się przekonanie o normalności własnej rodziny. Tkwiły pewne wątpliwości, może sam sobie zaprzeczałem w tej kwestii, jak i wielu innych? Unikałem prawdy, jak zwykle zresztą. W samym dzieciństwie nieraz zakrzywiał się obraz, ciężko potem wyrwać się z myśli utartych przez lata. Składa się wszystko w jedną całość, ojciec pracujący w sądzie okręgowym, do tego matka jako mecenaska, aż zgorzkniały przetarłem twarz. Przebywali obok najwyżej raz na tydzień bądź dwa, nigdy nie wysłuchiwali moich słów do końca i cóż, nie tak powinni zachowywać się prawdziwi rodzice. Pozostawiony sam sobie od wczesnych lat, nie dziwiłem się, że miewałem liczne problemy. Często zewsząd otaczała pustka i myśli pożerały od środka. Nerwy ścisnęły gardło, wspomnienia były bolesne, spisywanie ich na kartach to jeszcze gorsze wyzwanie. Trzeba wydrzeć ze środka każdą, najmniejszą drobnostkę i przekazać swe najskrytsze myśli, uczucia o pesymistycznym wydźwięku.
Budzik oszałamia z samego początku, wyrywało się ciche westchnięcie i momentalnie nadeszła pamięć o tym dniu. Rozpoczęcie roku szkolnego i pierwszy rok w liceum, zły sen okazał się nieprzyjemną rzeczywistością. Szybko wstałem z łóżka, szykowanie się na ostatnią minutę niezmiennie przypominało bieg niczym w maratonie. Dosyć późna pora spowolniła ruchy, zmysły przytępiło zdenerwowanie i nerwy opanowały całe ciało. Zupełnie nie wyszła próba zachowania dobrego nastroju, ciągle martwiła wizja spotkania się z nowymi osobami. W końcu przyzwyczajenie do starego ładu i porządku pozostawało o wiele prostsze, od większych zmian otoczenia, które napawały nieokreślonym strachem.
Machnięcie ręką odjęło strapienia, wnet kroki skierowały do kuchni. Rozpoczynanie gimnazjum także poszło lepiej, niż sądziłem i po prostu powinienem pozostać sobą, jak zazwyczaj. Pech chciał, że często ciche uosobienie odbierało pewności siebie i wyróżnienie się w tłumie przebojowych, energicznych ludzi nie stanowiło łatwego zadania. Większość za szybko się zrażała, choćbym był uprzejmy i starał się kogokolwiek zaciekawić swoją osobą.
Zjedzenie śniadania nie zajęło zbyt długo, jeszcze ostatecznie zebrać się do wyjścia i zmierzyć z nowym wyzwaniem. Brak czasu, jak i presja, odwieczny wróg ludzkości od zarania dziejów, cały organizm potrzebował o wiele więcej godzin snu. W lustrze odbiła się beżowa, nieco zmęczona cera. Pod brązowymi tęczówkami malowały się cienie i kruczoczarne proste kosmyki opadłe na czoło, znacznie pogłębiały ich barwę. Trudno, to tylko jeden dzień i nie miało sensu przepadanie w zmartwieniu, nadal sprawiałem w miarę dobre wrażenie.

CZYTASZ
Sentio: Dziennik cierpienia
Novela Juvenil(Prequel „Urealnionej Fantazji" - Dowolna kolejność czytania obu części) *Szczere przedstawienie rzeczywistości osoby zaburzonej psychicznie. Żadna z chorób nie jest piękna, a zabiera nam z życia wszystko, co dobre*. Opowieść o przyjaźni i kruchej p...