Chapter 5

11 2 0
                                    

         *Perspektywa Marcela*
Nagle dziewczyna splotła nasze ręce i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech i spojrzałem na nasze dłonie. Wiem, że zrobiła to tylko po to, żeby dodać mi otuchy, ale to nadal coś, prawda?
- Więc, jak to było? - zapytała i zlustrowała mnie wzrokiem.
- Zaczęło się od tego, że poszedłem do Collinsa. Była około godzina 8 rano.
         *kilka godzin wcześniej*
Wysiadłem z autobusu i ruszyłem w stronę mieszkania tego dupka. Nie pozwolę, żeby chociaż jeszcze jeden raz skrzywdził Hiromi. Nikt, a szczególnie on nie ma prawa jej dotykać w ten sposób. Szedłem szybkim krokiem, by dopaść go jak najszybciej. W środku aż kipiałem ze złości, że ten debil miał czelność tak ją upokorzyć na forum klasy. W końcu stanąłem pod blokiem nauczyciela. Wystarczyło poczekać, aż wyjdzie z mieszkania o godzinie 7.40. Długo nie musiałem czekać. Założyłem kaptur mojej czerwonej bluzy i zacząłem iść z szyderczym uśmiechem za oprawcą dziewczyny. W końcu doczekałem się momentu, w którym mężczyzna skręca w ciemną uliczkę, by być szybciej w pracy. Otóż nie tym razem, Collins. Nagle przyspieszyłem kroku i rzuciłem się od tyłu na nauczyciela matematyki. Powaliłem go na ziemię i wykręciłem mu rękę.
-Nie wiesz w co się właśnie wpakowałeś, Morgan- zaśmiał się brunet. Wtem poczułem uderzenie w głowę i spadłem z mężczyzny łapiąc się za obolałe miejsce. Zobaczyłem trzech mężczyzn w czarnych dresach adidasa. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, zaczęli mnie bić i kopać. Próbowałem wstać, ale jeden z dresów przytrzymał mnie. Wyrywałem się, ale na darmo. Collins tylko przypatrywał się całej akcji i ruszył w stronę szkoły ze swoim typowym uśmiechem.
—————————————————
Dziewczyna siedziała jak wryta. Pomachałem jej dłonią przed twarzą.
- Hiromi? - zapytałem, by upewnić się, że wszystko jest dobrze.
- Naraziłeś swoje zdrowie tylko po to, żeby pobić jakiegoś starego oblecha?! - krzyknęła.
*perspektywa Hiromi*
- Ale miałem powód - chłopak usprawiedliwiał się. Westchnęłam i spojrzałam na chłopaka z politowaniem.
- Marcel, ja z chęcią posłucham co było aż tak ważne, żebyś narażał swoje życie i zdrowie.
- N-no jakby ci to powiedzieć... - chłopak wahał się - Ty byłaś powodem - chłopak spojrzał na mnie ze skruchą. Siedziałam zszokowana po raz kolejny tego dnia. Pomrugałam kilka razy.
- J-ja? Narażałeś się ze względu na mnie? Ciebie juz naprawdę powaliło do reszty pajacu - powiedziałam z wyrzutem - Gdybym chciała stracić kolejną dla mnie bardzo ważną osobę, to sama bym się o to postarała - powiedziałam łamiącym się głosem i natychmiast przytuliłam chłopaka.
- Proszę cię, już nigdy nie rób nic tak głupiego z mojego powodu - pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Chłopak przytulił mnie mocniej.
- Tego nie mogę ci obiecać - nagle weszła pielęgniarka.
- No, no, no - odskoczyliśmy od siebie jak dwoje trzynastolatków przyłapanych na okazywaniu sobie uczuć.
- Marcel musi teraz jechać na badania, ale będziesz mogła przyjść jutro - kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
- D-dziękuję - odpowiedziałam z wielkim rumieńcem na twarzy. Spojrzałam na Marcela i był tak samo czerwony jak ja. Zaśmiałam się i przytuliłam chłopaka na pożegnanie. Wyszłam ze szpitala i wracałam do domu spacerkiem przez las. Nigdy nie myślałam, że będę się aż tak martwiła o tego pajaca. Jestem dla niego stanowczo za dobra. Westchnęłam głośno. Ale w sumie to tylko ja mu zostałam. W kącikach oczu zebrały mi się łzy. Starłam je szybko rękawem i przyspieszyłam kroku.

My Lovely Angel |Sweet Lady KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz