Rozdział Pierwszy

31 2 2
                                    

- Wyjdziesz za mnie? - Klęczał przede mną patrząc mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. On, tylko coraz bardziej się nie cierpliwiąc czekał na moją odpowiedzieć.
- Tak! - Na mój palec został założony pierścionek, a na moich ustach złożony pocałunek.
- Wiesz co kochanie...
Drrr drr
W natychmiastowym tempie zerwałam się z łóżka, nie ogarniając co się dzieje. Kiedy spojrzałam na telefon, na szafce nocnej, który wydawał z siebie ten okropny dźwięk zdałam sobie sprawę, że to był tylko piękny sen. Wyłączyłam urządzenie i powoli ruszyłam do łazienki, która znajduje się w moim pokoju. Weszłam pod prysznic, umyłam całe ciało kokosowym żelem, a włosy ananasowym szamponem. Wyszłam z kabiny prysznicowej, zawijając się w ręcznik. Podeszłam do dużego lusterka nad umywalką. Długowłosa szatynka, z ciemno brązowymi, prawie że czarnymi oczami, pełne usta, mały nosek. Właśnie to w nim widziałam, ale również widziałam w nim dziewczynę, której samopoczucie spada przy każdej możliwej okazji, smutek w jej oczach, oraz to, że po prostu sobie nie radzi, a to wszystko ją przerasta..
Umyłam zęby, rozczesałam włosy i zajęłam się suszeniem ich. Po ok. 15 minutach, czyli po wysuszeniu włosów, ponownie je uczesałam, a po związaniu ich w luźnego koka wyszłam z łazienki. W pokoju na krześle leżały przygotowane na dzisiaj ubrania, składające się z białego, gdzie nie gdzie pozaciąganego swetra i czarnych, długich spodni. Ubrałam się po czym zeszłam na dół zrobić sobie jakieś śniadanie. Wypadałoby zrobić czynność, której robić nienawidzę, no ale z grzeczności powiem coś o sobie. Nazywam się Nicole Puckett , mam 16 lat, kiedyś interesowałam się szybkimi autami, kręciła mnie adrenalina, gokarty, ale teraz... teraz zamiast tego wolę usiąść przed laptopem i pooglądać seriale. Mieszkam w willi, z tatą, macochą i jej córką w Columbii, w stanie Karolina Południowa. Moja mama nie żyje, umarła rok temu w wypadku samochodowym...

Zajrzałam do lodówki, ale tam jak zwykle nic nie było. Zamknęłam ją i zobaczyłam na blacie kilka jabłek, wzięłam jedno i zaczęłam jeść. Po zjedzeniu popiłam posiłek wodą.

- O obudziłaś się już, smarkulo. - Do kuchni weszła Amanda, partnerka ojca. Nic nie odpowiedziałam, wstawiłam wodę na herbatę, wyjęłam kubek i wsypałam do niego herbatę oraz cukier. - O mi też zrób. - Nie chcąc się z nią kłócić, dla niej również przygotowałam, a gdy woda się zagotowała wlałam ją do kubków. - Wiesz co... Nie chcę mi się robić śniadania, ale jestem strasznie głodna. Rusz swój płaski tyłek i zrób mamusi coś do jedzenia. - Ta usiadła na krzesełku w kuchni i czekała aż zacznę.
- Nie jesteś i nigdy nie będziesz moją matką. - Byłam w stanie znosić to co robi ona i jej córka, ale za moją matkę nie ma prawa nigdy w życiu się podawać.

- I bardzo dobrze. Nie dość, że płaska, brzydka, głupia to jeszcze bezużyteczne. Kto by chciał taką córkę? - Odwróciłam się tyłem do niej i zacisnęłam powieki. Ciężko sobie radzę z krytyką innych, nawet takich osób jak ona, ale staram się tego nie okazywać. - Dobra skończmy gadkę i rób mi coś do jedzenia.

- Lodówka jest praktycznie pusta. - Odpowiedziałam cicho.

- Składniki na naleśniki na pewno są i raczej umiesz je robić więc do roboty. - Spojrzałam na zegarek w kuchni, 07.04. Zdążę. Wzięłam się za przygotowywanie śniadania, gdy do kuchni weszła zaspana Diana, córka tej jędzy. Obydwie traktują mnie jak śmiecia i swoją służącą, oczywiście nie robiłabym tego wszystkiego ale wtedy kłócę się z ojcem, bo one wymyślają jakieś bzdury, a on im we wszystko wierzy i robi różne kary, na rzeczy które lubię robić. Na przykład zabiera mi laptopa.

- Ooo, śmieć robi śniadanie. Ja też chce. - Usiadła obok swojej matki.
- Diana jak ty się wyrażasz? - Spojrzała na swoją córkę z udawaną powagą.
- Oj wymckło mi się mamusiu. - Po czym obydwie zaczęły chichotać.

- Gdzie George? - Spytała Diana.
- Musiał wcześniej wyjść do pracy. - Odpowiedziała jej matka i obydwie przeszły do salonu. Po zrobieniu dla jaśnie dam śniadania zaniosłam je im do salonu i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam plecak z książkami, wsadziłam jeszcze do niego książkę, którą kończę czytać i telefon. Wyszłam z pokoju, zamknęłam go na klucz. Robię tak od momentu zobaczenia jak siedziała w nim Diana, rzekomo tylko na mnie czekając. Wsadziłam kluczyk do kieszeni, zeszłam na dół do holu. Założyłam buty i wyszłam z domu kierując się na pobliski przystanek. W szkole byłam o 07.55. Szybkim krokiem udałam się do szatni, wsadziłam niepotrzebne mi książki do środka, zabierając jedynie matematykę, włożyłam telefon do kieszeni spodni, zakluczyłam szafkę i ruszyłam pod salę matematyczną.

- Hej, Nicole. Co czytasz? - Kiedy siedziałam i czytałem książkę pod salą, dosiadła się do mnie Lena. Dziewczyna w szkole nazywana jest kujonką, ale nikt do niej nic nie ma, jest ona bardzo optymistyczną osobą.

- Hej, Lena, aa tą książkę co mi poleciłaś. - Uśmiechnęłam się lekko.
- I jak? Podoba Ci się? - Chciałam już odpowiedzieć, ale dziewczynę zawołał jej chłopak. - Przepraszam, pogadamy kiedy indziej. - Uśmiechnęła się i odeszła. Zazdroszczę jej. Ma chłopaka, przyjaciół, dobrze się uczy. Żyć nie umierać. Z moich myśli wyrwał mnie dzwonek na lekcję. Weszłam szybko do sali i zajęłam trzecią ławkę od okna. Do sali weszli ostatni uczniowie, a po nich nasz wychowawca, czyli nauczyciel matematyki. Stanął przy biurku, a obok niego jakiś chłopak. Ma on brązowe włosy i chyba zielone oczy, ale nie jestem pewna. Widać, że jest bardzo umięśniony, ma z 185 cm wzrostu, ja przy swoich 163 centymetra to przy nim gine. Jest ubrany w białą koszulkę z napisem 'Calvin Klein', czarne spodnie i czerwone buty. Uśmiech w ogóle nie schodzi mu z twarzy, szczerzy się ukazując przy tym swoje śnieżno-białe zęby.
- Otóż, mamy w klasie nowego ucznia, a w sumie to nie nowego, po roku nieobecności w naszej szkole zdecydował się jednak wrócić. - Powiedział niezadowolony tym faktem nauczyciel.

- Ja pana też nie lubię. - Uśmiechnął się do niego chłopak.

- Uważaj Johnson, bo na wstępie jedyneczkę dostaniesz. - Nauczyciel na dowód tego co powiedział otworzył dziennik. - Dobra, przedstaw się i zejdź mi z oczu. - Matematyk usiadł na krzesło przy biurku.

- No to jestem Ethan Johnson, mam 17 lat, większość pewnie mnie kojarzy. Radzę wam nie wchodzić mi w drogę, bo tego nie lubię. Prawda prze Pana? - Spojrzał na matematyka, a ten jedynie przewrócił oczami. Nowy uczeń znów się uśmiechnął. - Sądzę, że więcej informacji o mnie wam nie jest potrzebne. - Przestał mówić i usiadł z elitą szkoły na tyłach klasy.

*przed ostatnią lekcją, czyli przed wychowaniem fizycznym*

Siedziałam na schodach w spokoju czytając książkę. Uczniów już nie było tak dużo, ponieważ to już 8 lekcja.

- Ty! Leszczu! - Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Luke'a, Diane i resztę ich ekipki, w tym Ethan'a. - Ile masz dzisiaj kasy? - Tak... Czasem zabierają mi różne rzeczy, w tym na przykład pieniądze. Jeśli powiem, że nie mam to potrafią przeszukać mi plecak.
- Nie wzięłam portfela z domu. - Odpowiedziałam i wróciłam do czytania ostatniego rozdziału książki.
- Ah tak? Mam przeszukać? Jeśli masz to nie fajnie się skończy. - Powiedział, a przyczepiona do jego ciała Diana, zaczęła się śmiać. - To jak, Nicole? Masz czy nie masz? - Nic się nie odezwałam, wiedziałam, że nie ma po co kłamać, bo on i tak go sobie weźmie. - Tak myślałem. Okłamałaś nas. - Wyrwał mi książkę z rąk.
- E-ej! - Krzyknęłam wyciągając ręce do przodu aby ją odebrać, lecz na marne.
- Weź ją, a po lekcjach spal. - Dał ją jakiemuś koledze. - A teraz kasa, Nicole. - Nie ruszałam się z miejsca. Patrzyłam ze smutkiem na książkę, którą trzymał obcy mi mężczyzna. Luke wziął mój plecak i zaczął wyrzucać z niego książki w celu znalezienia za pewne portfela. Chciałam mu wyrwać moją rzecz, ale przeszkodził mi w tym jego kolega, zasłaniając mi widok na to co robi chłopak z moimi rzeczami.

- Luke daj to na chwilę. - Powiedział ten nowy. Chłopak dał mu plecak i uśmiechnął się.

***

Nowe opowiadanie o zupełnie innej fabule. No, ale mam nadzieję, że nie jest do dupy ://

WYLECZONA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz