Podobno najlepsza kawiarnia w mieście, ale krzesła to ma chyba najgorsze. Gdy po raz kolejny, postarzany wiklinowy fotel zaskrzypiał, czuła, że wszyscy na nią patrzą. Oczywiście to był tylko wytwór chorej wyobraźni. Każdy w lokalu miał daleko gdzieś, kto i po co siedzi przy stoliku. Klienci wpadali do środka, brali kawę, coś słodkiego i biegli dalej. Nikt nie zwracał uwagi na szczupłą blondynkę w miodowym swetrze, ślęczącą nad stertą CV i listą numerów do topowych warszawskich kancelarii. Siedziała tu już ponad godzinę, układając nowy plan na życie.
Małecka nie świruj, skup się do cholery. Od tego zależy czy będziesz żyć jak człowiek czy gnić w Milanówku z matką wariatką do końca życia - ścisnęła w dłoni ołówek, którego końcówka była mocno nadgryziona. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że Sylwia Małecka była kłębkiem nerwów. Oblany egzamin zamykał jej drogę do kariery. Może gdyby nie była taka hop do przodu, nie pyskowała profesorowi i nie przejmowała się tym, co się działo w domu, teraz miałaby szansę na normalną pracę. Zawaliła. Jak zwykle.
Trzymając w obu dłoniach wciąż ciepły kubek z aromatyczną kawą o zapachu czekolady, spojrzała przez duże okna ciągnące się wzdłuż ściany kawiarni. Jesień przyszła na dobre. Resztki liści rozproszone wokół budynku, teraz kręciły się w dziwnym wirze. Przechodnie na ulicy skrywali się za szalami, chowali głowy w kapturach, skuleni przed uderzeniami wiatru. Poczuła przeszywające zimno, gdy jeden z klientów nie zamknął drzwi. To ją otrzeźwiło. Musiała zebrać się w garść. Po to tu przyjechała. Musiała go poznać..
***
Propozycja Wiktora Zarzyckiego spadła mu z nieba. Właściwie to był wdzięczny Marcinowi Kaszubie, że o nim pomyślał. Przecież w Warszawie było tylu prawników, że mogli nimi żonglować do woli, a jednak chcieli jego. Nie dlatego, że ostatnie 3 lata spędził za granicą. Był po prostu skuteczny. Ostry, czasem chamski, ale piekielnie dobry w swoim fachu. Miał też urok osobisty, który wykorzystywał na każdym kroku. W pracy, w życiu osobistym. Kobiety jadły mu z ręki, a on się nimi bawił. Już nie pamiętał kiedy był z kimś na poważnie.. Nie chciał pamiętać. To był zamknięty rozdział w jego życiu. Nie mógł się powtórzyć. Drugi raz by tego nie przeżył.
Na pokładzie rozległ się głos pilota, że wkrótce będą lądować. Zerkając w okno, stwierdził, że nic się nie zmieniło. Nic poza miastem. Było równie szaro i ponuro jak w Londynie, z którego właśnie wracał. Zero słońca, tylko chmury. Momentami tęsknił za ciepłym polskim latem. Za kąpielami w Bałtyku. Ze Szczecina skąd pochodził, miał niespełna godzinę drogi nad morze. Mało kto wiedział, że Paweł Radecki kochał zachody słońca. Tę ciszę na plaży tuż przed zmrokiem. Kojarzyła mu się z najlepszym okresem w jego życiu. Do czasu.
Zimny podmuch wiatru, uderzył go w policzek. Schodząc z płyty lotniska, marzył by jak najszybciej znaleźć się w taksówce. Decyzję, że przyleci do Szczecina, podjął w ostatniej chwili. Zanim na dobre pojedzie do Warszawy, musiał zmierzyć się z przeszłością. Przynajmniej spróbować. Zbyt długo uciekał przed tym co miało miejsce kilka lat temu, kiedy jego rodzina rozpadła się na dobre. Poza tym, chciał odwiedzić matkę. Był jej to winien.
Taksówkarz zatrzymał się przy jednej z bocznych ulic. Wiedząc, że nie zabawi tu długo, Paweł poprosił by na niego zaczekać. Wysiadając, spojrzał na bladożółtą elewację starego domu. Patrząc w brudne okna, zacisnął pięść, którą skrywał w kieszeni granatowego płaszcza.
Drzwi były otwarte, gdy nacisnął klamkę. Kiedy wszedł do środka, uderzył go przenikliwy smród tytoniu i alkoholu. W salonie, na stole walały się butelki po wódce i kawałki starego jedzenia. Ten widok przyprawił go o mdłości. Zastał niemal ten sam obraz nędzy i rozpaczy, który miał przed oczami gdy odchodził z domu.
Przez długi czas nie miał odwagi tu wrócić. Nawet nie miał ochoty. Sam nie rozumiał, czemu teraz zdobył się na ten krok. Chyba przyszedł czas wyrównać rachunki. Załatwić niedomknięte sprawy. Gdy popatrzył na stary kredens, za jedną z szyb stała pordzewiała ramka ze zdjęciem. Podszedł bliżej otwierając gablotę i ujął ramkę, dotykając palcami spękanej szyby. Gdy usłyszał za sobą kroki na skrzypiącym parkiecie, odwrócił się. Jego ojciec wyglądał jak ktoś pochowany za życia. Ziemista cera, podkrążone oczy. Mierzyli się wzrokiem dobre kilka minut, po czym stary człowiek usiadł na dziurawym zielonym fotelu. Nie odezwał się ani słowem. Paweł również milczał. Spojrzenie ojca już nie wyrażało pogardy i nienawiści. Jego oczy były puste.
Przejeżdżając obok ceglastego muru, najstarszego szczecińskiego cmentarza, zmienił plany. Zanim spotka się z matką, musiał zobaczyć się z kimś jeszcze.
CZYTASZ
"Być dla kogoś"
FanfictionDramaty, kłótnie, pretensje, żale.. Gdyby mury kancelarii mogły mówić, opowiedziałby niezliczoną ilość ludzkich historii. W tym jedną, która dopiero rozegra się za drzwiami przy ulicy Madalińskiego. Nie będzie grzecznie ani kolorowo. Szczęście to ni...