3. Album wspomnień

627 21 19
                                    

Mieszkańcy kamienicy przy ulicy Żelaznej powoli szykowali się do snu, gdy ich codziennie wieczorne rytuały, bez ostrzeżenia przerwał przeraźliwy krzyk juniora Małeckiego. Marta pod zasłoną dymną w postaci dobrej kolacji, zgotowała mu takie informacje, których nie spodziewał się w najśmielszych snach. Aktywowała zapalnik bomby z opóźnionym zapłonem wyciągając trupa z szafy. Z początku był przekonany, że Marta zrobiła mu głupi żart i przerobiła jego szkolne zdjęcie. Wyjaśniając mu, że patrzy na swojego św. pamięci ojca, Krzysiek mało się nie zapowietrzył. Upłynęło piętnaście minut, zanim dotarło do niego, skąd w ogóle ma to zdjęcie i co się dzisiaj wydarzyło. Jakaś obca baba z Milanówka, podająca się za jego przyrodnią siostrę nagle wywróciła mu życie do góry nogami. Gniotąc papierowy prostokąt, który był wizytówką Sylwii, niemal od razu chciał jechać do Milanówka i stawić czoło tej kobiecie. Uproszony przez Martę, żeby nie robił nic pochopnie, zrezygnował z nocnej eskapady.

Krzysztof o swoim ojcu nie słyszał od wielu lat. Aż do dziś. Właściwie nie tyle co nie słyszał, co po prostu o nim nie mówił. Traktował go jakby nie istniał, albo od dawna leżał na cmentarzu. Senior Małecki opuścił ich jak Krzysiek miał zaledwie 7 lat. Z biegiem czasu, przestało go dziwić, że ojciec odszedł od jego matki. Nikt o zdrowych zmysłach nie był w stanie wytrzymać z tą kobietą dłużej niż tydzień. On sam ledwie wytrzymał z nią do pełnoletności, po czym się wyprowadził i zamieszkał u kumpla ze szkoły. Od tej chwili kontakt z matką ograniczył do minimum.

Patrząc na zdjęcie, na którym widnieje jego sobowtór tylko nieco starszy, popijał kolejny kieliszek wiśniówki od Pani Irenki. Już zapomniał jak ojciec wyglądał. Jako dziecko nie przykładał do tego wagi, jako dorosły, nie miał żadnego jego zdjęcia. To było pierwsze. Sapiąc z wściekłości, zaczął krążyć wokół stołu. Ojciec nie pamiętał o nim przez całe życie, a przypomniał sobie na łożu śmierci? Nie pamiętał o jego urodzinach, o świętach, a pamiętał, żeby wpisać go do testamentu? I co? Może jeszcze długi karciane mu zapisał.

Krzysiek usiadł na nowo przy stole i zaczął sobie przypominać. Im dalej sięgał pamięcią, tym bardziej robiło się nie przyjemnie. Te wszystkie chwile oczekiwania na powrót ojca, gdy warował przy kuchennym parapecie, skąd miał widok na ścieżkę prowadzącą od bramy do ich domu. Nigdy się tego nie doczekał. Nawet wtedy, gdy był bardzo chory i matka dzwoniła by przyjechał. W końcu zrozumiał i przestał czekać. Już nie sprawdzał skrzynki na listy i nie pędził jak głupi odbierać telefon. Nadzieja umarła, a on wydoroślał.

***

Marcin Kaszuba tego dnia był na prawdę wykończony. Sprawa małżeństwa walczącego o opiekę i decyzję w sprawie leczenia chorego syna, wycisnęła z niego siódme poty. Nawet teraz leżąc w łóżku nie mógł zasnąć i zastanawiał się jak doprowadzić tę sprawę do końca. Przyszło mu nawet do głowy, żeby poradzić się Pawła Radeckiego, który na dniach miał zjawić się w Warszawie, jednak w ostatniej chwili zrezygnował z tego pomysłu. Przyczyniła się do tego Iga, która zadzwoniła przez Skype i całkiem odwróciła uwagę Marcina od pracy. Po całym dniu obowiązków, stęsknieni za sobą, mieli chwilę by porozmawiać. Gdy niespodziewanie u boku Marcina pojawił się Krzysiek, Iga upuściła kubek z herbatą wrzeszcząc rozjuszona, co on do jasnej cholery robi w ich łóżku. Wkrótce Kaszuba odkrył powód wizyty sąsiada. Niczym pacjent na terapii, Krzysztof Małecki spoczął na kaszubskiej kanapie i zaczął opowiadać o ojcu. O mały włos nie zasypiając nad kubkiem jeszcze gorącej kawy, Marcin w pewnej chwili uświadomił sobie, że Krzysiek dał mu wskazówkę jak rozwiązać sprawę. Pierwszy raz pokrętne hamletyzowanie Małeckiego na coś się przydało.

***

Stary, mocno nadszarpnięty zębem czasu zegar, właśnie wybił północ. Tak przynajmniej myślała Sylwia, która okryta bordowym kocem, przysnęła na dywanie tuż obok kominka. Dokoła niej leżały albumy, które po powrocie do domu zgarnęła z kredensu i postanowiła pooglądać. Jakby mało miała wrażeń dzisiejszego dnia. Tak na sam koniec postanowiła się dobić. Bo czemu nie. Przecież jak cały dzień był do dupy, to noc nie będzie lepsza. Logika Sylwii Małeckiej.

"Być dla kogoś"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz