2 || Wiele pytań, mało odpowiedzi

50 2 5
                                    

     Frisk obudziła się w ramionach Papyrusa, który przez sen mamrotał coś pod nosem. Była wdzięczna Sasnowi, że ten ich zostawił. Z przyjacielem czuła się bezpiecznie, a tej nocy nie śniło jej się już nic niepokojącego. Prawdę mówiąc, Paps był jedyną osobą, przy której była zupełnie swobodna. W końcu jedynie on nigdy nie próbował jej zabić po rozpoczęciu walki. Miało to zapewne związek z  Undyne, która rozkazała mu jedynie złapać człowieka, a nie go zabijać, ale wciąż... Frisk wiedziała, że szkielet nie byłby do tego zdolny. Poza tym, wiele razy dawała się schwytać i zamknąć, aby zobaczyć, co się stanie. Jeśli nie chciała walczyć, to nie działo się nic. Undyne nigdy nie pojawiła się, by ją zabrać. Oznaczało to, że Papyrus czekał, aż Frisk go pokona. Może od początku chciał się zaprzyjaźnić? Tak czy inaczej, nie skrzywdziłby muchy, a mimo to był najwybitniejszym wojownikiem, jakiego dziewczynka kiedykolwiek poznała. W przeciwieństwie do niej... Pogładziła przyjaciela po czaszce nie budząc go i ostrożnie uwolniła się z jego objęć. 

    — Hej, dzieciaku.

    Ledwo Frisk wyszła z pokoju, usłyszała znajomy głos. Sans opierał się o ścianę z założonymi rękoma i wpatrywał się w nią. Wyraz jego twarzy – na tyle, na ile szkielet może mieć twarz - wskazywał na to, że jest naprawdę zmęczony. Mimo to, białe źrenice spoglądały na Frisk z życzliwością. Dziewczynka uśmiechnęła się. 

      —  Dzień dobry — rzuciła, przeciągając się leniwie — gdzie jest mama?

     —  Pewnie robi śniadanie.

     Frisk skinęła głową i ruszyła w stronę kuchni, jednak Sans stanął jej na drodze.

    — Chcesz mi powiedzieć, co śniło ci się w nocy? — zapytał, spoglądając na nią czujnie.  Nie wyglądał na złego, raczej zatroskanego. Cień zmęczenia, który wcześniej malował się na jego twarzy, zniknął bez śladu. 

    Dziewczynka wzdrygnęła się. Zdążyła już zapomnieć o nocnym koszmarze. Zacisnęła oczy i pokręciła głową. 

     —  A chcesz wiedzieć, co mi się śniło? — Sans uśmiechnął się, i nie czekając na odpowiedź, oparł się wygodnie o ścianę i westchnął. — Mieszkałem w podobnej okolicy co nasza z Papsem. Prowadziłem mały sklep. Byliśmy tam nowi, zdążyłem poznać tylko Toriel i jej syna, człowieka. Przedstawił się jako Kris. Mówi ci to coś?

   Atmosfera zrobiła się nagle nieco przyciężka. Frisk czuła, że Sans czegoś oczekuje, nie miała jednak pojęcia czego. Nigdy nie słyszała tego imienia. 

    —   Ja znam kogoś o imieniu Kris —  rzuciła Toriel, pojawiając się w korytarzu. Miała na sobie fartuszek do gotowania. — Jeden z miłych dziennikarzy rozmawiających z nami po wyjściu z Podziemi tak się przedstawił. Pomogłam wam?

    —   Ah... Dziękuję, Toriel. Zastanawiałem się, skąd znam to imię. Ta zagwozdka naprawdę dała mi w kość —  odparł Sans, całkowicie zmieniając ton. Kozia mama roześmiała się serdecznie.

  —  Bardzo się cieszę. A teraz, proszę, obudźcie resztę na śniadanie. 

   Frisk skinęła głową i pobiegła na piętro zawołać Alphys i Undyne. Cieszyła się, że wreszcie mogła skończyć tę konwersację. Sans bywał naprawdę niepokojący. 

***

    Po wyjściu z Podziemi, Frisk miała wybór: zamieszkać w wydzielonym miasteczku tylko dla potworów lub wrócić do sierocińca. Decyzja była oczywista. Dziewczynka nie zostawiłaby swoich pierwszych przyjaciół w życiu, a już na pewno nie chciałaby wrócić do miejsca, w którym była codziennie poniżana. Raz na jakiś czas ludzkie służby sprawdzały, czy wszystko jest z nią w porządku, musiała też chodzić do ludzkiej szkoły, żeby pisać egzaminy, jednak uczyła się z potworami. Toriel była jak na razie jedyną nauczycielką, więc miała naprawdę dużo pracy. Frisk nie chciała dokładać jej zmartwień, jednak tego dnia nie mogła pójść do szkoły. A już na pewno nie mogła powiedzieć koziej mamie powodu swojej decyzji. 

     Dziewczynka została tego dnia w łóżku, tłumacząc, że źle się czuje. Toriel bardzo się przejęła, co sprawiło, że Frisk poczuła się winna. Kozia mama chciała odwołać lekcje, jednak Sans i Papyrus obiecali, że się nią zajmą. Papyrus z entuzjazmem, Sans z podejrzliwością. 

    Undyne i Alphys również poszły do pracy, więc Frisk została w domu sama z braćmi. Nie dała im jednak zbyt wiele czasu na zajmowanie się nią. Miała coś do zrobienia.

    Zamknęła się w swoim pokoju i zgasiła światło, udając, że poszła spać. Szybko podłożyła parę pluszaków pod kołdrę, symbolicznie zostawiając też poduszkę pierdziuszkę, i wykradła się przez okno. Nie miała wiele czasu. Wiedziała, że Sans pójdzie za nią prędzej czy później. Jedynie cudem nie natrafiając na nikogo po drodze, dotarła do wejścia do Podziemi. Prowadziła ją czysta determinacja. Bez wahania przeszła przez wrota.

    —   Howdy. Znudziło ci się twoje "szczęśliwe zakończenie"?

Undertale ||  Ever afterWhere stories live. Discover now