Pseudonim: Ojciec

116 15 19
                                    

Peter: pogubiłem się w liczeniu i uznajmy, że to dzisiejsza kolej na opowiadanie przypada na.. DEUCA!

Deucalion: dobra... Dzisiejsza moja opowieść będzie nietypowa, bo nie będzie o potyczkach z Peterem. Tym razem opowiem wam o tym jak poszedłem na zebranie do mojego synka do szkoły ^^

Peter: *bierze kakao, chrupki kukurydziane, rozwala się na kanapie i patrzy na Deuca* no to opowiadaj

Deucalion: *siada na "Fotelu Opowiadań" i bierze do ręki kieliszek wina* a więc tak... Pojechałem do szkoły na zebranie do mojego syna. Dotychczas byłem zadowolony z jego ocen, bo uczy się nawet nieźle, ale tamtego dnia nie wiedziałem co z nim zrobię... Zebranie zaczęło się dobrze. Nawet facetka parę razy pochwaliła mojego syna... Aż tutaj nagle mówi tak:

"A teraz chciałabym porozmawiać z panem Deucalionem w cztery oczy."

Deucalion: nie wiedziałem o co chodzi, bo synuś nic mi nie mówił. Zostałem sam w klasie z nauczycielką. Nagle weszła nauczycielka od historii i zaczęła wrzeszczeć jakieś rzeczy. Wtedy to już totalnie zdębiałem... A potem wcisnęli mi dzienniczek uwag. I nie uwierzycie. Zaraz wam to zacytuję:

"Uczeń rzucał kredkami na lekcji w innych uczniów i przeszkadzał w prowadzeniu lekcji, więc kazałam mu z przedostatniej ławki przesiąść się, więc przesiadł się do ostatniej ławki. Gdy kazałam mu przesiąść się do przodu, przesiadł się do przedostatniej ławki. Gdy kazałam mu się przesiąść do pierwszej ławki, uczeń wyszedł z klasy trzaskając drzwiami. Po kilku minutach usłyszałam, że za drzwiami puszcza przez swój telefon hymn ZSRR"

Peter: *parska kakaem na dywan*

Deucalion: *przewraca oczami*

Peter: ale zresztą... Jaki syn, taki ojciec! *rzuca chrupki i ucieka*

Wyznania Petera Hale'a i DeucalionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz