Ania z Klonowego Wzgórza

668 88 70
                                    

Avonlea w Kanadzie było pięknym miejscem, dlatego nic dziwnego, że pierwszym, na co zdecydowali się państwo Shirley, gdy tylko Berta wydała swoją pierwszą książkę, było przeniesienie się właśnie tam. W tym małym miasteczku było wszystko, czego potrzebowali; piękne widoki pobudzające wyobraźnię, pełnia zieleni i ta cudowna bryza, dobiegająca do nich znad zatoki, roznosząc w powietrzu zapach słonej wody. Do tej pory tylko marzyli, by dać swojej jedynej córeczce, Ani, możliwość dorastania w tak bajkowym świecie. Dziewczynka miała niesamowitą wyobraźnię, tak samo, jak jej matka, na każdym kroku widziała magię, której nikt inny nie był w stanie dostrzec i to częściowo dzięki jej pomysłom, książka pani Shirley osiągnęła taki sukces. Pokładali w dziewczynce ogromne nadzieje i pozwalali rozwijać wyobraźnie, a także uczyli ją czytać, odkąd mała skończyła cztery lata. Nie ma nic lepszego, by sprawić, że twoje dziecko będzie inteligentniejsze, niż czytanie mu bajek.

Chociaż nie, jest jeszcze jedna rzecz, można czytać im więcej bajek.

Ania jako pierwsza wyrwała się, by przekroczyć granicę ich nowego domu, Klonowego Wzgórza, skąd mieli zaledwie kilka metrów do nowych sąsiadów, państwa Blythe na Zielonym Wzgórzu i państwa Barry na Sosnowym Wzgórzu. Wokół ich skromnego domu rosło wiele pięknych klonów, co tłumaczyło nazwę miejsca. Stosunkowo niewielka chatka, w porównaniu do domów sąsiadów, wyróżniała się bordowo-brązowymi barwami wśród zielonych liści drzew. Ania zauważyła jeszcze inny cud natury, w kącie pod zniszczonym płotem, który pan Shirley niedługo będzie musiał odmalować. Malutka dziewczynka znalazła różowe dzikie róże i zerwała jedną, po czym pobiegła pochwalić się rodzicom. Matka schyliła się, by odebrać kwiat, a ojciec chwycił córeczkę w objęcia i uniósł w powietrze, przez co ta zaczęła krzyczeć z radości... Tak, byli szczęśliwi.

Wybrali jedno z najlepszych miejsc do zamieszkania, bo okazało się, że ich sąsiedzi mają dzieci niemalże w tym samym wieku, w którym była Ania. Diana Barry również niedawno skończyła sześć lat, a Gilbert Blythe zaledwie rok więcej, więc ich dzieci będą wspólnie chodzić do szkoły, a kto wie, może zostaną trójką najlepszych przyjaciół? Pierwsza okazja, żeby mogli się poznać, nadarzyła się, gdy na Sosnowym Wzgórzu zorganizowany został piknik, a państwo Shirley, jako nowi mieszkańcy, byli tam jak najbardziej mile widziani. Berta sama uszyła dziewczynce sukienkę, którą maleńka miała założyć na przyjęcie, żółtą z bufiastymi rękawami, w których chude ramionka Ani tonęły zakopane pod warstwą bufiastego materiału. Do tego pani Shirley rozpuściła dwa warkocze córeczce, przez co rude fale spłynęły wzdłuż jej ramion, a czubek głowy Ania sama postanowiła przyozdobić, rozpadającym się wiankiem z polnych kwiatów.

— Wyglądasz, jak najprawdziwsza wróżka — podsumował jej wygląd Walter Shirley.

— Wcale nie. Wyglądam jak księżniczka. Jak księżniczka Kordelia! Tato, dlaczego nie mam na imię Kordelia? — zapytała dziewczynka, ale nie dała ojcu okazji, by ten cokolwiek odpowiedział. — Albo Penelopa? A dlaczego księżniczki żyją w zamkach, a nie w lesie? Gdybym była prawdziwą księżniczką, to chciałabym mieszkać w lesie, w którym zawsze jest wiosna i zawsze miałabym rozkwitające polne kwiaty pod ręką i cudowne pąki wiśni! — piszczała dziewczynka, wysokim, dziecięcym głosikiem.

— To zdecydowanie są pytania, na które odpowie ci mama — stwierdził mężczyzna, przyzwyczajony do pytań, poruszonych dziecięcą wyobraźnią, na które nie umiał odpowiedzieć.

Z każdym dniem przekonywał się, że jego maleńka córeczka zna coraz więcej i więcej słów i już nie długo pewnie przestanie rozumieć, co do niego mówi, jakby przeszła na inny język, ale to się stanie, dopiero gdy będzie duża. Oddalał ten czas jak najbardziej, chciał już zawsze móc słuchać, jak Ania opowiada mu o byciu księżniczką i żeby nigdy nie wspominała o byciu kobietą. Ach, a gdyby tak na zawsze mogła pozostać dzieckiem... Cieszył się, póki mógł, dlatego porwał córeczkę w ramiona i zaczął z nią tańczyć po pokoju, udając, że w tej pięknej sukni, Ania jest księżniczką, która tak naprawdę wybiera się na bal w sąsiednim królestwie, a nie sąsiedzki piknik na Sosnowym Wzgórzu. Tak naprawdę ciężko to było nazwać tańcem, gdy Walter jedynie kręcił się, trzymając w ramionach dziewczynkę, która nie wykonywała żadnego ruchu, jedynie trzymała jedną rękę wyprostowaną, sięgając dłoni swojego taty.

Ania z Klonowego WzgórzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz