Rozdział 2

275 15 0
                                    

          Chwilę później znaleźliśmy się na dachu najwyższego wieżowca w pobliskiej dzielnicy. Przypominał balkon, taki dach jaki widywało się filmach. Idąc po betonowej powierzchni i patrząc na niebo, które w tej chwili zabarwiło się na różowo dzięki zachodzącemu słońcu, starałam się wyobrazić co by było gdyby teraz znajdował się tu ze mną Adrien. Gdyby podszedł do mnie i na tym tle pocałował czule... Uśmiechnęłam się pod nosem i cicho zaśmiałam. Może kiedyś?
             Cóż, w tej chwili jestem z Chatem Noirem. Czas mu pomóc. Nawet jeśli nie ma pojęcia, że to ja jestem Ladybug. Po prostu muszę udawać, że to nie ja. Proste.
             Podeszłam do dosyć wysokiej barierki i opierając się ramionami o nią, spytałam:
             - No to w czym problem?
             Cóż, tak szczerze to podejrzewam w czym problem. Nie jestem taka głupia. Tylko dotąd myślałam, że nie jest tak poważny.
             Cicho chrząknął i zastanawiając się jeszcze jakiś czas powiedział:
             - Jestem beznadziejnie w niej zakochany... Nie wiem co robić. Niby przed nią udaje pewnego siebie i w ogóle, ale... ja... naprawdę chciałbym... by zauważyła, jak bardzo ją kocham... Co ja mam zrobić? - po czym ukrył twarz w dłoniach i próbował zapanować nad łzami.
W tej chwili wyglądał on jak mały potulny i smutny kociak. Aż mi się zrobiło żal, że nie mogę odwzajemnić jego uczuć. Moje serce należy do Adriena...
             W tej samej chwili uświadomiłam sobie, że jestem w tak samo beznadziejnej sytuacji co facet przeciw mnie. Do moich oczu napłynęły łzy. Odwróciłam się od niego i utkwiłam spojrzenie gdzieś w dali. Gdzieś na zachodzącym słońcu, które wydało mi się bardzo piękne, jak również i smutne zarazem...
             Z łamiącym się głosem odpowiedziałam na jego pytanie:
             - Mnie nie pytaj... - po czym zaczęłam gorzko płakać. Brawo Marinette! Jeszcze tego brakowało, jeszcze przy tym kolesiu! Pewnie! Ale cóż, rozpłakałam się na dobre. Noir to usłyszał. Podszedł do mnie i przytulił.
             - Chyba oboje jesteśmy w kiepskiej sytuacji uczuciowej, nie?
             Wtulona w jego pierś mruknęłam potwierdzająco. A jakże! Oboje kochamy kogoś kto najwyraźniej nas nie kocha... Świat bywa okrutny. Położył swój podbródek na mojej głowie i powiedział:
             - Wypłacz się... Wiesz, z tego ile ciebie znam - nagle zaśmiał się nerwowo - znaczy... no... choć to bardzo mało... myślę że jesteś miła, sympatyczna i słodka momentami, więc dziwne, że twój wybranek tego nie widzi... Ale w sumie moja wybranka też tego nie widzi lub co gorsza po prostu ignoruje. Może w jej oczach jestem po prostu zadufanym palantem.... - gdy mówił ostatnie słowa, jeszcze z płaczliwym, choć w miarę męskim głosem, coś mnie ukłuło w sercu. Owszem, zdarzało się że tak myślałam. Zdaje się, że po prostu naprawdę byłam ślepa. Myślałam, że będąc Ladybug po prostu mnie wyrywa...
             Po chwili z pierścionka u jego dłoni dobiegło głośne pikanie. W jednej chwili moje łzy przeszły. Miło było się wypłakać, ale czas by zmykał, inaczej on się przemieni i ujawni mi swoją osobę.
             - Na co czekasz? Leć! Ze mną wszystko dobrze... Martw się raczej o siebie. A jeśli chcesz mej rady to możesz zaprosić Ladybug na randkę czy coś. Nie wiem czy się zgodzi, ale powiedz jej po prostu żeby dała ci szanse. Może zrozumie... - pociągnęłam parę razy nosem i wykrzywiłam swoje usta coś na kształt uśmiechu.
             Kiwnął głową, i przez łzy zawtórował moją minę. W błyskawicznym tempie zniknął z zakresu mojego widzenia. Cóż, ja też powinnam znikać, jest bardzo późno, słońce prawie całkowicie zniknęło za horyzontem. Znienacka Tikki wyskoczyła z torebki i przeleciała koło mojego nosa. Jest ona bardzo słodką istotką koloru czerwonego z kilkoma dużymi kropkami na ciele. Jej głowa z dwoma antenkami jest trochę większa niż reszta ciała, ale dzięki temu wygląda naprawdę słodko. Patrzyłam jak kręci się dookoła i mówi swoim wysokim głosikiem:
             - Czyli to znaczy, że dasz Chat Noirowi szanse?
             Delikatnie wzruszyłam ramionami.
             - A jak ci się wydaje? To przeze mnie tak cierpi. Niech przez chwilę będzie szczęśliwy...
             - A czy ty będziesz szczęśliwa? - wciąż się dopytywała. Zastanowiłam się chwilkę. To czy będę szczęśliwa, nie zależy ode mnie, tylko od drugiej strony. U kota jest tak samo. To wszystko zależy ode mnie.
             - Wiesz Tikki, to nie takie proste... W sumie mogłabym się spytać Adriena, czy nie chciałby się gdzieś ze mną wybrać, ale założę się, że nie będzie miał czasu czy coś w tym stylu.
            Oczy Tikki zalśniły dziwnym blaskiem. Och nie. Coś znowu jej zaświtało w głowie. Nie dałam jej dokończyć, gdyż od razu powiedziałam jej że już późno i naprawdę czas do domu. Westchnęła, lecz po chwili już rozpoczęła się transformacja. Gdy byłam gotowa, szybko zeszłam z budynku za pomocą mojego yo-yo. Szybko się rozejrzałam po okolicy, tak na wszelki wypadek gdyby działa się tu jakaś rozróba. Nie widząc nic niepokojącego, uspokoiłam się.
            Jako superbohaterka zawsze szybko się poruszam, więc nic dziwnego, gdy byłam w okolicy mojego domu po czasie 20-30 sekund. Jednak nie zdążyłam się do niego dostać. Moją drogę zastawił mi wielki czarny kot, szczerzący się od ucha do ucha z kolorkami na twarzy. Mowa tu oczywiście o Chat'cie. Najpewniej przyuważył mnie gdzieś w okolicy. Czyli nie mogę wejść do domu, bo będzie wiedział gdzie mieszkam. Świetnie! Po prostu znakomicie! Popatrzyłam na niego jak spod byka. Zrobił nieco zdziwioną minę, jednak nie stracił swojego dobrego humoru. Dziwne, bo jeszcze chwilę temu płakał. Czy Ladybug naprawdę tak na niego działa? Że miło podłego nastroju, pod wpływem ukochanej osoby zmienia mu się...? Kurde no, zastanów się Marinette! Przecież sama tak masz w towarzystwie Adriena! Wcale nie jesteś wyjątkiem! Zawsze zaczynasz uśmiechać się jak głupia, gdy do ciebie pomacha czy odezwie... Serio, naprawdę? Stuknęłam sobie w głową.
            Chłopak wydał się zaskoczony.
            - Czy ja ci może przeszkadzam?
            - Nie, to nie to... Po prostu coś sobie przypomniałam - przewróciłam oczami - a ty? co tu robisz?
            - Właściwie, to korzystając z okazji że cię zobaczyłem, chciałem się ciebie spytać... miałabyś może ochotę wybrać się gdzieś ze mną w najbliższym czasie? Nic takiego wielkiego, ale byśmy sobie pogadali czy coś takiego... Tylko nie skreślaj mnie na...
            Przerwałam mu w pół słowa.
            - W porządku.             Otworzył swoje usta szeroko ze zdziwienia.
            - Serio? Powiem szczerze, spodziewałem się jakiegoś wykrętu... Ale tak naprawdę, naprawdę?
            - Tak, naprawdę. No przecież sama ci to... znaczy... eee ... przecież... czasem, no muszę się jakoś rozerwać, czyż nie? - zaśmiałam się nerwowo. Za bardzo się rozpędziłam z tłumaczeniem. Brawo, jeszcze parę słów naprzód i się dowiedziałby kim naprawdę jestem. Brawa dla mnie.
Pokręciłam parę razy głową, próbując się uspokoić. Gdy w miarę szybko ochłonęłam, spytałam się:
            - A właściwie gdzie mielibyśmy się spotkać?
            - Cóż, w pewnej szkole odbędzie się bal maskowy. Każdy może przyjść, niezależnie nawet czy tam się uczy, czy nie. No i z osoba towarzysząca mile widziana. Miałabyś ochotę?
            Hmm.. bal maskowy. Jeśli to jest to co myślę, to w mojej szkole. Jeśli zgodzę się pójść z nim, będę musiała się tak zamaskować, by żaden z moich znajomych mnie nie poznał. Zaraz.. przecież nie pójdę w kostiumie Ladybug, hello? To znaczy, że będę musiała iść jako Ladybug, nie wyglądając jak ona i jednocześnie tak, żeby on mnie poznał, a nie poznali mnie znajomi? Czyli najprawdopodobniej w ludzkiej postaci, ale zamasko... Aargh! Kurdę! Może zamiast snuć plany, najpierw się w końcu spytasz gdzie?
            Chyba wyczuł pytanie w moich oczach, które się zmrużyły, a brwi nad nimi wygięły się zaciekawione, gdyż zaraz odparł:
            - W tej szkole w sąsiedniej ulicy.
            HAHAHA. Szczęście mi nie dopisuje. Czyli z mych informacji wynika, że będę musiała przyjść zamaskowana tak, by on mnie poznał, ale na przykład Alya nie. Świetnie. No chyba że...
            - Dobrze. - Powiedziałam bez chwili wahania - Spotykamy się na miejscu, tylko powiedz mi jeszcze kiedy? - Wiadomo, że wiem, ba; ale on tego nie wie.
            - W sobotę, koło 18.

Skryci za Maską - Miraculum FanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz