Rozdział 5

28 5 0
                                    

        Wiktoria przyszła na umówioną godzinę. Spotkaliśmy się przy starym dębie, który rósł tam już setki lat. Miałem nawet jego zdjęcie w podręczniku do biologii. Wiktoria powiedziała mi, że w ostatniej książce  którą czytała był fragment o tym jak główni bohaterowie układają okręg
z kamieni. Miało to pomóc w skontaktowaniu się z duchami.

- Może dzięki temu moce kamieni w nas szybciej wnikną. - powiedziała.

- Może i tak. - odparłem.

Zebraliśmy kilkadziesiąt średniej wielkości skał i ułożyliśmy prowizoryczne koło. Zapomniałem wspomnieć, że wychodząc z domu wsadziłem do plecaka kamienie
i kartki z zaklęciami. Wyjąłem je i ułożyłem na środku okręgu. Kartki przygniotłem kamieniami, aby nie wywiał ich wiatr. Usiedliśmy na przeciwko siebie i patrzyliśmy się sobie prosto w oczy, czekając na cud. Siedzieliśmy tak aż nagle:

- Aaaaa pomocy! - usłyszeliśmy krzyki jakby dwóch osób.

- Kto to? - zapytałem.

- Chodź sprawdzimy. - powiedziała
z podekscytowaniem Wiktoria.

Biegliśmy w stronę lasu. Im bliżej byliśmy starej studni tym głośniejsze wydawały się głosy. W środku lasu, przed laty stał mały, gliniany domek, ale z czasem się rozpadł, bo nikt go nie zamieszkiwał od wielu lat. Był ogrodzony drewnianym płotem, który też powoli zaczynał gnić. Jedyną żeczą, która została to stara studnia.

- Stara lecz głęboką. - pomyślałem.

Pod biegliśmy do niej i zajrzeliśmy do środka. Na dnie, zanurzeni po kolana w wodzie stało rodzeństwo, bliźniacy.
Byli jak dwie krople wody. Wołali
o pomoc. Gdy nas zobaczyli w pierwszym momencie się przestraszyli i zaczęli krzyczeć jeszcze głośniej.

- Spokojnie, ja jestem Wiktoria, a to jest Tymon. - uspokajała ich Wiktoria.

- Pomożemy wam się wydostać. - odparłem.

Rozejrzałem się do okoła i zobaczyłem stary sznurek, który spuściłem rodzeństwu. Razem z przyjaciółką wyciągnąłem ich na górę.

- O co chodzi? - zapytałem.

- Chodziliśmy po lesie i zbieraliśmy grzyby. - powiedziała dziewczynka.

- Tak, a na dziurze leżała gałąź, której nie zauważyliśmy i wpadliśmy do studni. - poparł chłopiec.

- Jak macie w ogóle na imię? - zapytała Wiktoria.

- Ja jestem Zuzia.

- A ja Antek. - odparli.

- Chodźcie z nami do wielkiego dębu. -
zawołałem.

- OK. odparli jednocześnie.

Zaprowadziliśmy ich do ,,kamiennego
kręgu" i w tym momencie kamień niebieski i czerwony zmieniły kolory na czarny. Nie wierzyliśmy własnym oczom, spojrzeliśmy się na siebie i staliśmy jak zamurowani.

- Co się dzieje? - zapytali.

- Nie nic, tylko kamienie.... - niedokończyłem.

- Musicie dotknąć kamieni! - krzyknęła Wiki.

Rodzeństwo podbiegło i złapało każdy za inny kamień. Zuzanna za czerwony
(Invisibili), Antoni za niebieski (Futurae). Małe skały rozbłysły jasnym światłem, wtedy wiedzieliśmy, że to oni są pozostałą dwójką ,,wybranych". Zaprosiliśmy ich pod drzewo i wszystko im wyjaśniliśmy.
Było im to ciężko zrozumieć, bo mieli oni po dziesięć lat, a mieszkali w sąsiedniej wsi. Wtedy w okręgu nic się nie stało, bo nie było nas czworo. Po godzinie tłumaczenia usiedliśmy w kole, każdy trzymał swój kamień w dłoniach. Poszukaliśmy jeszcze odpowiednich zaklęć. Po chwili wszyscy, jednym głosem wypowiedzieliśmy zaklęcie:

- Strenus est lapis herba.

W tym momencie kamień zielony wzniósł się z moich rąk w powietrze i uderzył mnie w klatkę piersiową. Wniknął we mnie. Poczułem tylko zimny dreszcz. To samo powtórzyliśmy z kamieniem żółtym, czerwonym i niebieskim. Każdy z nas miał już moc. Dowiedzieliśmy się tylko nowej wiadomości jaką było to iż nie możemy używać swoich mocy przeciwko sobie. Dla bliźniaków była to nowa sytuacja, z którą musieli się oswoić.

- Tylko nie mówcie nic nikomu, to nasza tajemnica. - poprosiła szeptem Wiktoria.

Dzisiaj była środa, więc umówiliśmy się na sobotę na spotkanie. Mieliśmy wtedy wypróbować miotły. Zastanawialiśmy się gdzie to zrobimy. Uzgodniliśmy, że pojedziemy rowerami na pole i tam, na dużej przestrzeni to zrobimy

Tajemnica Starej SkrzyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz