Chapter 2

24 2 2
                                    




Ranne promienie słońca otuliły moją twarz. Delikatnie uniosłem głowę rozglądając się po nieznanym pomieszczeniu. Zdarzenia poprzedniej nocy powoli docierały do mojego mózgu. Wplotłem palce we włosy Elizabeth i złożyłem kilka pocałunków na czubku jej głowy. Najciszej jak potrafiłem wyślizgnąłem się z łóżka. Nałożyłem szybko bokserki kierując swoje kroki w stronę łazienki. Oparłem dłonie o brzeg umywalki głęboko oddychając. Zdradziłem Cindy a nawet nie czułem wyrzutów sumienia. Chcę zostać tutaj w Nowym Jorku i poznać bliżej Liz - kobietę, która w jeden wieczór skradła moje serce. Spojrzałem w lustro nie mogąc przestać się uśmiechać. Nie pamiętam kiedy ostatnio rozpierała mnie taka radość. Przepłukałem twarz zimną wodą a następnie udałem się na poszukiwanie kuchni.

Salon brunetki był ogromnym pomieszczeniem z aneksem kuchennym i wyspą na środku. Bałem się czegokolwiek dotknąć aby nie zniszczyć. Nawet w drugim życiu nie byłoby mnie stać aby cokolwiek odkupić. Przejechałem opuszkami palców po blacie wykonanym z marmuru. Wszystko tutaj było z najwyższej półki. Wziąłem do ręki zdjęcie przyczepione na drzwiach lodówki. Przedstawiało małego chłopca siedzącego w foteliku i wyglądającego jakby miał się zaraz rozpłakać.

- To Walker - głos Elizabeth sprowadził mnie do rzeczywistości. Oplotła mnie w talii. Jej usta błądziły po moim kręgosłupie. Sprawiła, że ziemia zawirowała a przed moimi oczami zawirowały miliony gwiazd.

- Śliczny chłopiec - wydukałem odkładając fotografie na swoje miejsce - chciałem ci podać śniadanie do łóżka - odwróciłem się robiąc smutną minę. Zaschnęło mi w ustach na widok brunetki ubranej tylko w moją koszulę. Nie wiem skąd ale wiedziała jak doprowadzić mnie na granice wytrzymałości. Wziąłem ją na ręce mocno ściskając pośladki kobiety. Tym razem nie bawiłem się w żadne gry wstępne tylko momentalnie wziąłem ją na blacie. Moje palce automatycznie wbiły się w uda Elizabeth a z jej gardła wydobył się dziki krzyk rozkoszy. Posuwałem ją coraz szybciej i mocniej. Przysunęła mnie bliżej zatapiając swoje usta w moich. Smakowała cudownie niczym najszłodszy miód. Ciało kobiety wygięło się w łuk a ja miałem lepszy dostęp do jej idealnych piersi. Mój język natycmiast znalazł się wokół jej sutków a ona błagała o więcej. Poczułem pieczenie w miejscach po których przejechała paznokciami. Mała strużka krwi spłynęła po moich łopatkach lecz i tak czułem się jak w niebie. Nagle wysunąłem się z jej ciepłego wnętrza. Zdezorientowanym wzrokiem spojrzała na mnie, próbowała złapać moje ręce lecz byłem szybszy. Uklękłem przysuwając ją bliżej za nogi. Była cała mokra co jeszcze bardziej mnie rozpaliło. Przyssałem się do jej kobiecości dokładnie wylizując kazdą krople. Doszła wykrzykując moje imię.

- Jesteśmy ! - męski głos rozszedł się echem po mieszkaniu. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Elizabeth.

- O Boże - wychrypiała - musimy się ubrać - zeskoczyła z blatu zbierając po drodze nasze ubrania. Pobiegłem za nią do sypialni dalej nie wiedząc co się dzieje. Brunetka z prędkością błyskawicy naciągnęła dżinsy oraz stary T-shirt a następnie opuściła pomieszczenie. Usiadłem na łóżku chcąc nie chcąc słysząc rozmowę Liz z jakimś mężczyzną.

- Powinienieś mnie poinformować, że zabrałeś go od moich rodziców

- To jest również mój syn i nie muszę się meldować za każdym razem gdy chcę go wziąć na spacer do cholery

- Danny proszę Cię nie krzycz. Jedyne o co proszę to o głupiego smsa

Powoli zapinałem guziki koszuli gdy nagle mój telefon dał o sobie znak. Nie chcąc aby mężczyzna zorientował się, iż Elizabeth nie jest sama szybkim krokiem doskoczyłem do stolika znajdującego się przy łóżku. Nie spoglądając na wyświetlacz nacisnąłem zieloną słuchawkę przy okazji potykając się o buty leżące na dywanie.

- James gdzieś Ty się do cholery zgubił ?! - Shane nawijał jak opętany a ja starałem się rozmasować bolące kolano

- Ale to chyba Ty zapomniałeś o mnie - wyszeptałem podnosząc się z podłogi

- Do cholery czemu tak cicho mówisz. Ledwo cię słysze - blondyn był coraz bardziej zdenerwowany

- Pogadamy później. Wyślij mi Twój adres - poprosiłem rozłączając połączenie.

Nie wiem ile czasu dokładnie minęło ale krzyki dochodzące z salonu wreszcie ucichły. Usiadłem na materacu zakładając buty. W mojej głowie wciąż przewijały się ostatnie wydarzenia.

- Uciekasz już ? - Liz weszła do sypialni spoglądając na mnie

- Nie chce przeszkadzać - odparłem zgodnie z prawdą - zresztą jutro muszę wracać do Londynu - uśmiechnąłem się delikatnie choć w środku krzyczałem w niebogłosy. Kobieta zajęła miejsce obok mnie splatając nasze dłonie.

- Więc spędźmy wspólnie ten dzień - zaproponowała całując mój policzek. Wyciągnąłem z kieszeni iPhone'a pisząc wiadomość do Liama. Nie chciałem aby znowu się martwił więc wolałem go poinformować, że będę dopiero wieczorem. Wiem, iż mieliśmy wspólnie zaszaleć w ten weekend ale moje serce wyrywało się aby tylko być jak najbliżej Elizabeth.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - szepnąłem przesuwając opuszkami po jej szyi.

-  Mamusiu co dzisiaj ... - odsunąłem się od kobiety niczym poparzony. Spojrzałem ze strachem na małego chłopca stojącego na środku pokoju.

- Walker to jest James - Liz wyciągnęła ręce w stronę syna a on momentalnie wskoczył w jej ramiona.

- Cześć - odparłem starając się opanować oddech

- Dzień dobry - maluch zerknął na mnie po czym z całej siły wtulił się w matkę. Nie wiedziałem co robić więc wstałem i sięgnąłem po marynarkę, która leżała rozwalona na dywanie.

- kochanie może pokażemy Jamesowi Nowy Jork ? - Liz spytała syna głaszcząc jego jasne loki

- Ale dzisiaj grają Yankeesi - jęknął chłopiec

- To może pójdziemy na mecz ? - uśmiechnąłem się kucając przed kobietą. Złapałem stopę Walkera delikatnie ją łaskocząc. Chłopiec wybuchnął gromkim śmiechem próbując się wyrwać.

- Ok! ok! ok! pójdziemy - krzyknął a ja wziąłem go na ręce - Lubisz naszą drużynę ? - zapytał patrząc prosto w moje oczy

- Oczywiście, że tak - odpowiedziałem zgodnie z prawdą - ale nie do końca rozumiem zasady baseballa - po tych słowach oczy malucha rozjaśniły się

- Wyjaśnię ci wszystko w drodze na stadion. Mamo ubieraj się! - nakazał a Elizabeth chcąc nie chcąc musiała spełnić prośbę syna.

Love In New YorkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz