1. „Wisienka"

7.3K 146 1
                                    

Czy on nie jest piękny? - Pomyślałam, gdy tylko znalazł się w zasięgu mojego wzroku. Wiatr rozwiał lekko kosmyki jego brązowych włosów, a promienie wrześniowego słońca opadały na jego delikatną twarz, rozświetlając jego uśmiech jeszcze bardziej. Jednak najbardziej co przykuwało moją uwagę, to były prześliczne oczy. Za każdym razem, gdy nasze spojrzenia przypadkowo się spotykały, czułam się, jakbym była na wiosennym polu pełnym niezapominajek. Albo jakbym patrzyła w bezchmurne niebo, nie musząc się niepokoić, że burza zasłoni ten piękny widok.

- Halo? Ziemia do Cherr. - Poirytowana blondynka  machała ręką przed moimi oczami, ale dopiero zniknięcie chłopaka sprawiło, że zwróciłam na nią uwagę.- Super, że mnie słuchasz.

- Zawsze możesz powtórzyć. - Spuściłam wzrok na zeszyt leżący przede mną, delikatnie się uśmiechając.

- Albo ty mogłabyś się na chwilę skupić. - wywróciła oczami, po czym rozglądnęła po dziedzińcu.- Bezczelna. - Prychnęła. - Tak samo jak ten dupek, który miał być tu przed nami i co? Jesteśmy tu od dziesięciu minut, a po nim żadnego śladu nie widać.

Jak na zawołanie blondyn pojawił się przy naszym stoliku. Oparł płasko ręce na blacie, ściągając głowę w dół. Próbował cokolwiek powiedzieć za każdym razem, gdy się podnosił, lecz szybko opadał, nadal próbując złapać oddech. Widać było, że chłopak przebiegł długą drogę, zanim dotarł na miejsce. Do ciała przykleiły się ubrania sportowe, a na urocze policzki wypłynął różowy kolor. I to nie tak, że Saveri Ross nie miał kondycji. Z całej naszej trójki to zielonooki sprawdzał się najlepiej. Nasza szkoła nie była wielka,ale droga po niej była kręta. Zwłaszcza gdy wychowanie fizyczne odbywało się na zewnątrz. Dlatego podziwiam go, że nie wykitował w połowie.

- Spóźniony. - Rzuciła Vanea, nie patrząc na zdyszanego chłopaka.

- Przepraszam... Zagadałem się. - Jęknął, po czym usiadł po dziewczynie lewej. - Zaraz po tym, jak ogarnąłem, że jest grubo po czasie, ruszyłem w maraton. - Machnął ręką, robiąc przy tym duże oczy i teatralnie łapiąc się za serce, co wywołało u mnie cichy chichot.

Błazeństwo to jedna z wielu cech, za które kochałam tego blondyna. Oczywiście był dla mnie jak brat i znaliśmy się od praktycznie zawsze, jednak nie dało się zauważyć, że chłopak był przystojny. Jego uśmiech nie działa tylko na dziewczyny, ale również na chłopaków, a także na nauczycieli. Dzięki temu jego małe przewinienia są mu łatwo wybaczane. Myślę, że gdyby nie fakt, że znam go lepiej chyba niż siebie, również bez problemu uległabym tym małym dołeczkom w policzkach.

- Powiedz ty mi. - Przeniosła wzrok na Rossa. - Czy nastąpi kiedykolwiek dzień, w którym nie będziesz nikogo podrywał bądź bajerował? - Spojrzenie, jakie mu posyłała miało być poważne, ale nie potrafiła ukryć iskierek rozbawienia w oczach .- Kto był tym razem twoją ofiarą?

- David z drużyny. - rzucił krótko, unikając kontaktu, wzrokowego z nami obiema. Nie musiałam w żaden sposób komentować ich rozmowy. Często prowadzili takie bezsensowne przepychanki słowne, a ja byłam pierwsza, która lubiła oglądać to przedstawienie. Przyjaciółka jedynie westchnęła na jego słowa.

- Jak dobrze pamiętam, umawialiśmy się, że nie będziesz się umawiał z nikim z drużyny, ze względu na Cherry. - Backer wskazała na mnie ręką, nieprzerwanie wpatrując się w przedrzeźniającego ją przyjaciela.

- To masz kochanie bardzo słabą pamięć, ponieważ ja pamiętam, że umawialiśmy się, że tylko Turner jest niedostępny, co nie dotyczy jego przystojnych kolegów. - Chłopak oparł głowę o rękę, pochylając się przy tym, aby zerknąć za moje plecy.

Wzrok blondyna odprowadził obiekt, który mnie wyminął. Okazali się nim trzech chłopaków należących szkolnej drużyny baseballowej. Oczywiście, zielonooki miał w pewnym sensie rację, gdyż każdy kto należał do niej, był przystojny i na swój sposób pociągający, więc każdy mógł na którymś zaczepić oko. Jednak mnie oślepił urok osobisty ich kapitana, którego z nimi nie było, przez co mój stres zniknął szybciej niż się pojawił. Naturalnie, jak na debili przystało, gdy tylko wyminęli Saveriego, ten z łobuzerskim uśmiechem zagwizdał za nimi, przez co kolor z mojej twarzy spłynął razem ze wstydem. Na jego głupie szczęście tylko jeden się odwrócił, umieszczając swoje spojrzenie prosto w moje oczy. Od razu odwróciłam wzrok na siedzącego przede mną przyszłego trupa.

Nasz Mały UkładOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz