2 ⚡ rok 1977

623 28 21
                                    

W 1977 roku rocznik '60 rozpoczynała swój ostatni rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. W przedziale siódmoklasistów z Gryffinodru było chyba najgłośniej. Wszyscy wydawali się być niesamowicie podekscytowani zbliżającym się rokiem szkolnym – może z wyjątkiem czekających na nich owutemów, które miały, teoretycznie, zadecydować o ich przyszłości. Radość niektórych skończyła się już na pierwszych zajęciach z transmutacji, na których profesor McGonagall zapowiedziała comiesięczne testy sprawdzające ich wiedzę i zadała kilka tematów do opracowania. Wśród Gryfonów tylko grupa czterech chłopaków, nazywanych Huńcwotami, wydawała się kompletnie nie przejmować natłokiem nauki, który spływał na nich z każdym kolejnym dniem. Oni przeżywali właśnie swoje najlepsze chwile chcąc na dobre zapisać się w pamięci szkoły. Siódmy rok był ich rokiem, aby stać się l e g e n d a m i.

W przeciwieństwie do nich Marlene McKinnon postanowiła przyłożyć się do nauki, aby później móc ze spokojem ducha złożyć papiery w Ministerstwie Magii na stanowisko aurora. Można śmiało powiedzieć, że to było jej marzeniem, a nie miała ich wielu. Jej ojciec, Henry McKinnon był, bowiem jednym z najpotężniejszych aurorów w tamtym czasie, cieszącym się powszechnym szacunkiem, a ona chciała być taka jak on. Chciała udowodnić jemu, oraz całej rodzinie, że bycie kobietą nie jest równoznaczne z byciem słabą, delikatną, wrażliwą na wszelkiego rodzaju zranienie. Poza tym dorastanie z dwójką starszych braci nigdy nie pozwalało jej być kruchą. I pewnie w sporej części dzięki nim taka nie była. W większości przypadków działało to na jej korzyść, ale nie zawsze.

Przypadków utraty kontroli w jej wykonaniu było niewiele. Zazwyczaj starała się ze sobą walczyć, jednak, kiedy podczas piątego roku nauki Ślizgon, Severus Snape, nazwał jej najlepszą przyjaciółkę szlamą nie wytrzymała i zaplanowała niewinną, w swoim odczuciu, zemstę. Jasne, mogła obrzucić go łajnobombami, ale to byłoby zbyt proste.

Już następnego dnia, podczas zajęć z eliksirów, gdy wszyscy zajęci byli ważeniem swoich wywarów Marlene wyciągnęła różdżkę i dyskretnie skierowawszy ją w kierunku kociołka ucznia z domu węża wyszeptała zaklęcie powodujące nagłe wrzenie. Na jego twarzy pojawił się jedynie grymas, więc kolejnym machnięciem różdżką dziewczyna sprawiła, że ciecz, którą ważył zaczęła gęstnieć. Snape wyraźnie się zirytował i robił wszystko, aby ocalić swoją pracę. Wszyscy wiedzieli, że niewielu mogło się z nim równać w ważeniu eliksirów, dlatego McKinnon uważała to za jeszcze bardziej zabawne. Aby jeszcze mocniej zirytować chłopaka zwiększyła płomień w jego palniku, a gdy z jego kociołka zaczęły unosić się bomby atakujące go, z którymi swoją drogą nie miała nic wspólnego, i część uczniów, na czele z profesorem Slughornem, próbowała mu pomóc, Marlene jak gdyby nigdy nic wyszeptała ostatnie zaklęcie; incendio. Szata Ślizgona zaczęła się palić, a ona z satysfakcją obserwowała cały chaos zrodzony wokół jego osoby. Eliksir pokonał Severusa Snape'a – cóż za tragedia.

Lily od razu założyła, że całym tym zamieszaniem stali Huńcwoci, dlatego bardziej niż zawsze ostentacyjnie obrzucała ich wymownymi spojrzeniami i udawała głuchą na wszelkie zaczepki ze strony Jamesa Pottera, który jak się później okazało, jednak nie pozostawał tak całkiem bez winy.

- Widziałem, co robiłaś – oznajmił z łobuzerskim uśmiechem na ustach. – Całkiem nieźle, McKinnon.

- To byłeś ty, prawda? – chłopak w odpowiedzi wzruszył jedynie ramionami. – Całkiem nieźle, Potter.

Snape również obwiniał o całą sytuację Jamesa i jego przyjaciół, jednak z braku jakichkolwiek dowodów żaden z nich nie mógł dostać kary. Nikt też nawet przez chwilę nie pomyślał, aby obwiniać o to którąkolwiek z Gryfonek.

Potter z kolei ani przez chwilę nie powstrzymywał się od wyjawienia sprawcy eliksirowego chaosu swoim przyjaciołom – w końcu mówili sobie wszystko. I tak, przez niewinną zemstę, Marlene McKinnon zyskała w oczach Syriusza Blacka bardziej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, a zwłaszcza on sam. Młody Gryfon zdał sobie sprawę, że jego koleżanka ma w sobie pewną iskrę, której wcześniej nigdy nie dostrzegł, a co więcej tamtego dnia, z pełną powagą, ogłosił, że to zdecydowanie jest kobieta jego życia.

lumos ⚡ blackinnonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz