The End

1.4K 141 26
                                        

Rozłożyłem się na kanapie, biorąc łyk nieprzyjemnie ciepłej coli ze szklanej butelki. Nie chciało mi się wstawiać jej do lodówki, tak samo jak nie chciało mi się sprzątać tej masy śmieci walających się po podłodze. Okej, nie oszukujmy się, nie chciało mi się robić kompletnie nic. Jakby to delikatnie ująć.. Moje życie straciło sens? Wiem, brzmię jak klasyczny przykład życiowej cioty, ale to wciąż prawda. Jedyne co mi pozostało, to głupkowate komedie w telewizji, choć jak do tej pory żadna nie poprawiła mojego podłego humoru. Straciłem dwie najważniejsze osoby w moim życiu i czułem się jak kompletne zero, słowo daję.

Niechętnie sięgnąłem po pilota, chcąc znaleźć coś mniej upośledzającego mózg, ale tego dnia nawet program telewizyjny był przeciwko mnie, bo nie znalazłem nic godnego mojej uwagi. Westchnąłem z irytacją i wyłączyłem to pieprzone grające pudło, nerwowo odrzucając za siebie przeszkadzającą mi poduszkę. Przymknąłem oczy, by choć trochę się uspokoić, lecz to też nie pomogło. Przed oczami pojawił mi się obraz Sky trzymającej w ramionach małego Alexa. Ogarnęło mnie uczucie kompletnej bezradności, a słone łzy zebrały się w kącikach oczu, gotowe by popłynąć po policzkach, tworząc obraz klasycznego mięczaka. Dlaczego nie zostałem? Gdybym tylko nie poszedł na tę walkę... Daniel prawdopodobnie miałby kompletne uzębienie, ale co mi po tym, skoro straciłem dwie najważniejsze osoby w moim życiu? A teraz jedyne uczucie uczucie, którym mnie darzyła to nienawiść. Oczywiście całkowicie uzasadniona. W sumie... Zawsze to jakieś gorące uczucie, prawda? Niechętnie podniosłem się z kanapy w salonie i udałem się w stronę korytarza, gdzie za drzwiami ktoś gwałcił dzwonek. Spodziewałem się dostawcy pizzy, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy za drzwiami zobaczyłem... ją. Stała tam, wyglądając tak perfekcyjnie, jak we wszystkich moich wspomnieniach, ze spuszczoną głową, uparcie wpatrując się w swoje dłonie. Była tak samo piękna jak zawsze i ta świadomość ani trochę nie pomogła mi w mojej mini mission impossible, którą było ujarzmienie stada motyli w moim brzuchu.

- Coś się stało?- spytałem cicho, tym samym przykuwając jej uwagę.

- Przed chwilą spotkałam Liama i on powiedział mi co się stało i ja... nie spodziewałam się, że to zrobisz- odparła, unikając mojego spojrzenia.

- To było raczej oczywiste, nie uważasz? Wiem, że masz mnie za kompletnego dupka i idiotę, prawdopodobnie masz co do tego rację, ale wiesz, że nie pozwoliłbym cię skrzywdzić.

Nie odpowiedziała. Ponownie spuściła głowę, próbując ukryć rumieniem, który wstąpił na jej policzki. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak bardzo go nienawidziła. Przecież wyglądała uroczo.

- Może wejdziesz?- spytałem, robiąc krok w tył.

Nie miałem pojęcia, czego ode mnie oczekiwała. Że ją przeproszę? Mógłbym to zrobić, ale wiem, że słowo „przepraszam" padające z moich ust nie ma już dla niej większego znaczenia. Że dam jej spokój? Myślę, że gdyby taki miałaby zamiar nie przychodziłaby do mnie dobrowolnie. Naprawdę nie wiedziałem, co mógłbym zrobić, bo było mi najzwyczajniej w świecie głupio.

- Nie, Harry. Ja po prostu- zaczęła, zamykając oczy- Nie potrafię udawać, że nic się nie stało, ale nie potrafię też zapomnieć o nas... Powiedz mi, Harry, dlaczego wciąż mi na tobie zależy? Proszę.

Spod jej przymkniętych powiek zaczęły wypływać pojedyncze łzy. Jedna po drugiej, a ja nie mogłem spokojnie stać i na to patrzeć. Ze wszystkich rzeczy, których nienawidzę, jej łzy są na pierwszym miejscu. Tym bardziej, kiedy ja jestem ich powodem... Dlatego bez zastanowienia przyciągnąłem ją do siebie, niwelując dzielący nas dystans. Niespodziewanie dziewczyna wtuliła się we mnie, dając upust wszystkim swoim negatywnym emocjom.

Nie miałem pojęcia, co teraz będzie.

Ktoś kiedyś powiedział mi, że w miłości nie można być egoistą. Jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść.

Ja jej pozwoliłem.

Wplotłem palce w jej włosy, drugą dłonią zaś głaskałem jej drżące plecy. Była tak cholernie bezbronna, zdana tylko na siebie, a ja chciałem być kimś, na kim mogłaby polegać. No cóż, spieprzyłem. Jak zawsze zresztą.

- Wstawiłeś się za mną- wyszeptała niewyraźnie, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.

- Oczywiście, że tak, skarbie. Wiesz, że nie skrzywdziłbym cie umyślnie. Nie chciałem tego- odparłem równie cicho, przymykając powieki.

- Wiem, ale ja nie potrafię zapomnieć, Hazz- powtórzyła.

Jej słowa zrujnowały wszystkie moje nadzieje i zburzyły wszystko, co udało nam się wybudować. Chciałem tylko by mi wybaczyła, by zapomniała o wszystkim, przez co z mojej winy przeszła... Żeby pozwoliła nam zacząć jeszcze raz. Od nowa.

- Byłabyś w stanie ponownie mi zaufać?- spytałem, odsuwając od siebie tak, aby móc spojrzeć w jej załzawione oczy.

Gdybym tylko mógł cofnąć czas...

To ona byłą moją jedyną. To zawsze była ona. Było tyle rzeczy, które w niej uwielbiałem. To jak marszczyła czoło, gdy się nad czymś zastanawiała. To jak podśpiewywała sobie, odkurzając, myśląc, że jej nie słyszę. To jak wokół jej oczu tworzyły się zmarszczki za każdym razem, kiedy się uśmiechała. I jej lekki, dźwięczny śmiech. Nie lubiła go, ale ja nie zamieniłbym go na żaden inny. Jedyne co w sobie lubiła to oczy. Ja też. Kochałem je oraz każdą małą rzecz, która tworzyła to, kim jest.

- Nie wiem, boję się, że to się powtórzy- szepnęła, odwracając wzrok.

Zamrugałem kilkakrotnie, by powstrzymać łzy napływające mi do oczu. Nie chciałem, by się bała. Nie przeżyłbym tego, gdyby obawiała się kolejnej krzywdy z mojej strony. Zależało mi na niej, nie potrafiłbym umyślnie skazać jej na cierpienie... I wtedy do mojej głowy wpadł pomysł. Jeśli to się nie uda, to nie będzie ratunku, lecz kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

Wypuściłem ją z ramion i wyciągnąłem w jej stronę dłoń, która ona niepewnie ujęła, posyłając mi pytające spojrzenie.

- Cześć, jestem Harry- wyszczerzyłem się do niej, widząc jej zaskoczenie- Czy nie będę zbyt nachalny, gdy zaproszę cię na kawę, tajemnicza nieznajomo?- spytałem.

Spojrzała na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem i otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz po chwili je zamknęła. Zaśmiała się przez łzy, kręcąc głowę z niedowierzaniem. To chyba dobry znak, prawda?

- Miło mi cię poznać Haroldzie, jestem Sky- odparła z charakterystyczną dla niej zadziornością- Wydajesz się bardzo miło i... wiesz co?

- Słucham?

Zrobiła krok w moją stronę, zaglądając mi w oczy. Była tak niesamowicie piękna... To dla mnie nic nowego, ale od dziś moim życiowym celem będzie to, by nigdy w to nie zwątpiła.

- Chyba zakochałam się od pierwszego wejrzenia- uśmiechnęła się lekko, ale bicie mojego serca diametralnie przyspieszyło.

- Doprawdy? Cieszę się, że nie jestem jedyny- odparłem, robiąc krok w jej stronę.

Parsknęła tym śmiechem, opuszkami palców dotykając mojej twarzy. W jej oczach widziałem fascynację, dokładnie taką, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Nigdy nie pozwolę sobie ponownie ją stracić. Znaczyła dla mnie zbyt wiele.

Ciekawe czy zdawała sobie sprawę z tego, że dla mnie była wszystkim?

_________________________


                                                             #timetosaygoodbay ♥♥♥

l.o.l


I can't changeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz