Zbiegłem po schodach prowadzących do piwnicy, w której za kilka godzin miałem się spotkać z Danielem. Skinieniem głowy przywitałem się z recepcjonistą i bez słowa udałem się na salę, w której na razie panowała nienaganna cisza. Niedługo wypełni ją tłum ludzi, skandujących moje imię.
- Cześć stary- mruknąłem, siadając na drewnianej ławce koło Liama- jedynej żywej duszy w tej ciemnej sali.
- Cześć- odparł, posyłając mi blady uśmiech.
- Dasz mi moment? Tylko się przebiorę i możemy zaczynać- bardziej oznajmiłem niż spytałem i już podnosiłem się z ławki, zmierzając w stronę szatni, kiedy Payne położył rękę na moim ramieniu, zatrzymując mnie na chwilę.
- Poczekaj- mruknął, sadzając mnie z powrotem na miejscu, sam zaś zaczął chodzić w kółko, skutecznie nadszarpując moją cierpliwość.
- Nie mam całego cholernego życia, więc do rzeczy- syknąłem, wiedząc, że sam szybko się nie zbierze.
- Harry, jesteśmy przyjaciółmi nie od dziś, dlatego muszę ci to powiedzieć... Popełniasz błąd- powiedział w końcu, patrząc na mnie ze zmartwieniem i tylko dlatego postanowiłem mu nie przerywać.- Ten cały cyrk nie jest tego wart. Siedzisz w tym gównie już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, jak bardzo cię to zniszczyło. Skoro wszystko zaczyna się układać, odpuść, stary. Nie warto, nie kosztem rodziny.
- I co? Mam oddać mu tą walkę walkoverem?- prychnąłem, nie wierząc w niedorzeczność wszystkiego, o czym mówił brunet/ szatyn/ blondyn czy cholera wie co.- Po moim trupie.
- Hazz, proszę cię, zastanów się. Masz dziewczynę, synka, dom. Jeśli Skyler się dowie o tej walce automatycznie to tracisz. Obiecałeś jej, że z tym skończysz.
- Cholera, Liam, myślisz, że tego nie wiem? Ja to wszystko świetnie rozumiem, ale nie pozwolę, żeby uszło mu to na sucho. Załatwię go i kończę z boksem raz na zawsze, tak jak obiecałem- mruknąłem, wstając z ławki i kierując się do wyjścia.
- Gdzie ty idziesz, Hazz? A trening?- wołał za mną Liam, ale ja zdążyłem już zatrzasnąć drzwi i ponownie biegłem tymi samymi schodami, co 10 minut temu.
Tym razem do domu.
Przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi wejściowe. Po cicho wślizgnąłem się do środka, nie chcąc obudzić Alexa, który powinien spać. Odwiesiłem bluzę na wieszak, odstawiłem swoje Conversy na miejsce i ruszyłem w stronę sypialni. Dziś w nocy miałem walkę, więc wypadało się porządnie wyspać...
- Sky?- spytałem, przechodząc koło kuchni.
Dziewczyna siedziała przy stole, trzymając w rękach kilka fotografii. Ostrożnie podszedłem i usiadłem na krześle obok.
- Pamiętasz?- spytała, uśmiechając się tym swoim nieobecnym uśmiechem i podała mi jedno ze zdjęć. Wziąłem je do ręki i od razu rozpoznałem- takie samo nosiłem w portfelu. Sam je zrobiłem... Na zdjęciu widniała uśmiechnięta Skyler trzymająca w rękach nowo narodzonego Alexa.
- Pewnie, że tak. Nigdy tego nie zapomnę- odpowiedziałem, podnosząc wzrok z fotografii na roziskrzone oczy Skyler. Przez dłuższą chwilę tak trwaliśmy- patrząc sobie prosto w oczy, łapczywie łapiąc powietrze, które momentalnie zgęstniało.
Po dłuższej chwili odwróciła wzrok i zmieszana, spuściła głowę. Zaczęła wyciągać kolejne zdjęcia z pudełka i ponownie pogrążyła się we wspomnieniach. Poszedłem jej śladem i również z zafascynowaniem oglądałem nasze wspólne życie zachowane na fotografiach.
- Co się z nami stało, Hazz?- spytała, przerywając ciszę. Spojrzałem na nią i zobaczyłem, że ma łzy w oczach. Widocznie nie tylko ja mam ochotę zmienić bieg tych wszystkich wydarzeń, które tak nas zmieniły.
Bezradnie pokręciłem głową i bez zbędnych słów wziąłem ją za rękę, posadziłem sobie na kolanach i mocno do siebie przycisnąłem. Nie opierała się... Całkowicie przyległa do mojego ciała i słyszałem, jak cicho płacze w moją koszulkę, nie wiedząc, że łamie mi serce, że gdybym nie trzymał jej teraz w swoich ramionach, najprawdopodobniej rozpadłbym się na kawałki.
- Hej, skarbie- delikatnie uniosłem jej podbródek- Trochę się w tym pogubiliśmy, ale wszystko da się naprawić. Jak na razie nieźle nam idzie. Z czasem będzie tylko lepiej, a ja naprawdę mam już dość patrzenia na to, jak przeze mnie płaczesz. Wiesz, że cię kocham, to się nie zmieniło i nie zmieni...- wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem- Zawaliłem wiele razy, wiem o tym, ale chcę to naprawić i jeśli...
- Harry, nie musisz niczego naprawiać. Po prostu z tym skończ, a reszta jakoś się ułoży- była pewna tego, co mówi. Zależało jej tylko na tym, a ja byłem jej to w stanie obiecać. Od jutra...
Bez słowa usadziłem ją tak, że siedziała na moich kolanach okrakiem i bez uprzedzenia wpiłem się w jej słodkie usta. Zdziwiłem się, kiedy oddała pocałunek. Nasze usta ponownie pracowały w pełnej synchronizacji... Niepewnie przejechałem językiem po jej wargach, a ona lekko je rozchyliła, rozpoczynając wojnę między naszymi językami. Z jej ust co chwile wyrywały się ciche jęki zadowolenia, dając mi niesamowitą satysfakcje. Już od dłuższego czasu nie całowaliśmy się w taki sposób, nawet nie wiedziałem, że aż tak bardzo może mi tego brakować.
- Alex śpi?- spytałem, kiedy na chwilę się od niej oderwałem, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Tak- wysapała, oddychając płytko.
Ponownie ją pocałowałem, powoli wstałem z krzesła i ruszyłem w stronę sypialni, nie przerywając pocałunku, z którymi zszedłem na jej długą szyję. Jednym kopnięciem otworzyłem drzwi od pokoju i delikatnie ułożyłem ją na miękkim materacu, po drodze ściągając z niej koszulkę. Składałem drobne pocałunki na jej dekoldzie i brzuchu, aż doszedłem do zapięcia jej spodni.
- Na pewno tego chcesz?- zapytałem, wracając wzrokiem do jej twarzy. Na moment otworzyła oczy i spojrzała na mnie z pewnością, jakiej już dawno u niej nie spotkałem.
- Po prostu to zrób, Harry.
Po tych słowach wsunęła swoje drobne dłonie pod moją koszulkę i zwinnie ją ściągnęła, tym samym pieczętując swoją decyzję. Po koszulkach zniknęły również spodnie, a w ślad za nimi bielizna...
Powoli w nią wszedłem, najdelikatniej jak potrafiłem. Nie zależało mi na brutalności, którą zawsze kochałem w seksie. Dziś chciałem sprawić jej przyjemność. Jej ciche jęki dawały mi pewność, że to właśnie robię...
~*~
Po cichu wstałem z łóżka, delikatnie wysuwając swoje ramię spod nagiego ciała Skyler. Okryłem ją kocem i pocałowałem w czoło, przebiegając ręką po jej włosach. Naprawdę chciałem z nią zostać, po takim wieczorze pójście na walkę wydawało się czymś zupełnie abstrakcyjnym. Ale kiedy położyłem dłoń na jej policzku i delikatnie pogładziłem go kciukiem, wiedziałem, że muszę to zrobić. Dla niej. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ktoś bezkarnie krzywdził moją dziewczynę. Zbyt dużo wycierpiała ze strony tego dupka, żebym teraz tak po prostu miał odpuścić i z powrotem wskoczyć pod ciepłą kołdrę.
- Przepraszam cię słońce. To już ostatni raz, obiecuję. Potem rzucę to wszystko w cholerę i sprawię, że wreszcie będziecie szczęśliwi- musnąłem wargami jej policzek- Kocham cię, pamiętaj o tym.
Ostatni raz pocałowałem ją w nos i szybko wciągnąłem na siebie świeże ubrania. Do torby treningowej wrzuciłem wszystko, co było mi niezbędne i bijąc się sam ze sobą opuściłem pokój, po raz ostatni zerkając na spokojnie śpiącą Sky. W duchu modliłem się tylko o to, żeby nie obudziła się do mojego przyjścia.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co zrobiłem...
_____________________________________
l.o.l
![](https://img.wattpad.com/cover/18106137-288-k253947.jpg)
CZYTASZ
I can't change
FanficI can't change it. I cant' change me. I can't change my life. But i love you.