-Jak warga?- spytała, próbując zacząć normalną rozmowę. Taką, jakiej nie prowadziliśmy już od dawna.
- Niedługo powinno się zagoić- odpowiedziałem, uśmiechając się delikatnie.
- Wiesz, że gdybyś dał sobie z tym spokój nic nie musiałoby się goić, prawda?- spytała zgryźliwie, mieszając jajecznicę smażącą się na patelni.
- Znowu zaczynasz- syknąłem, wypuszczając ze świstem powietrze.
Posadziłem Alexa na kocyku w salonie, podając mu kilka zabawek. Wiedziałem dokąd zmierza ta rozmowa i nie chciałem, żeby słuchał, jak się kłócimy.
- Będę to robiła do skutku- oznajmiła, ze złością rzucając drewnianą łyżkę, która z hukiem wylądowała na blacie- Dałam ci wybór. Albo ja i Alex, albo walki. Decyzja należy do ciebie.
- Dobrze wiesz, co wybrałem!- wybuchnąłem, wyrzucając ręce w powietrze- Obiecałem sobie, że z tym skończę. Ale to uzależnia. Ta adrenalina w żyłach, kiedy stoisz na ringu, a tłum krzyczy twoje imię jest wspaniała. Ale nic nie może się równać z uczuciem, gdy patrzę na to, jak bawisz się z Alexem. Musisz mi po prostu uwierzyć, Sky.
- Chciałabym Hazz, naprawdę. Staram się, ale to trudniejsze niż może ci się wydawać- z jej głosu przebijała bezradność, której powodem być nie chciałem.
- Wiem skarbie, rozumiem- powiedziałem, delikatnie kładąc rękę na jej policzku.- Nawet nie wiesz, ile razy chciałem od was odejść, nie zatruwać wam już życia, bo wiem, że na was nie zasługuję. Ale za każdym razem nie potrafiłem tak po prostu wyjść, nie żegnając się, zostawiając was samych. Kocham cię, Sky, wiem, że już dawno przestałaś w to wierzyć i boli mnie to, ale to tylko i wyłącznie moja wina... Daj mi jeszcze trochę czasu, proszę- ostatnie słowa wypowiedziałem wręcz błagalnym tonem.
Dziewczyna widocznie chciała coś powiedzieć, ale nie dałem jej dojść do słowa
- Nie musisz mi nic odpowiadać- zdjąłem rękę z jej policzka i nalałem sobie soku pomarańczowego do wysokiej, przezroczystej szklanki- Po prostu chciałem, żebyś to wiedziała... A, i jeszcze jedno... Co do następnej walki... No wiesz, szkoda by było, gdyby te wszystkie... moje przygotowania i w ogóle... no wiesz... poszły na marne- wydukałem, nie patrząc w jej oczy.
- Jeśli pójdziesz na tę walkę, to nie masz tu czego szukać- powiedziała stanowczo, beznamiętnie wpatrując się w punkt za oknem.
- Błagam słońce. Ostatni raz- powiedziałem błagalnie, łapiąc ją za rękę. Jednak dziewczyna gwałtownie wyrwała dłoń i momentalnie poczułem ciepło rozpływające się o moim policzku. Zacząłem pocierać piekące miejsce- Ałć, a to za co?
- Za co?!- wybuchnęła, nie zwracając uwagi na Alexa, który na czworaka przypełzał do kuchni i obserwował całą sytuację- Mam już dość, rozumiesz?! Mam dość czekania na ciebie po nocach, mam dość życia na tabletkach nasennych i zastanawiania się, jak obity wrócisz tym razem, Harry! Nie chcę żyć z kimś, dla kogo nie jestem najważniejsza! Więc zapamiętaj, że jeśli pójdziesz na tę walkę, to możesz o nas zapomnieć.
- Nie będziesz mówiła mi co mam robić, do jasnej cholery!- wrzasnąłem zdecydowanie zbyt głośno, bo szatynka lekko podskoczyła w miejscu, zdziwiona siłą mojego głosu.
- Znajdź mojego Harrego i powiedz mu, żeby wrócił.
Była tak opanowana, że po moich plecach przebiegł dreszcz. W tym momencie naprawdę wolałbym kolejny wymierzony w moją stronę policzek niż rozczarowanie w jej głosie. Chciałem coś powiedzieć, chciałem się bronić, ale bałem się, że powiem zbyt wiele, albo zrobię coś, czego później będę żałował. Zamiast tego szybko pocałowałem Alexa w czubek głowy i wybiegłem z domu, po drodze łapiąc moją torbę z wczorajszego treningu, która wciąż leżała na korytarzu. Kiedy trzaskałem drzwiami słyszałem jeszcze wołanie Skyler, ale wolałem je zignorować. Musiałem się wyładować, a tak się składa, że znam do tego idealne miejsce...
Pieprzyć to.
~*~
Naciągnąłem rękawice na dłonie i mocno zasznurowałem, po czym się podniosłem i zacząłem skakać w miejscu, chcąc się trochę rozgrzać przed wejściem na ring. Na moment rozejrzałem się dookoła. Ciemna piwnica z nikłym światłem z jarzeniowych lamp wypełniona była mężczyznami o nieprzeciętnych posturach, którzy już stali na ringach, albo dopiero, tak jak ja, przygotowywali się do treningu. W powietrzu unosił się zapach potu i desperacji, a od ścian odbijało się echo ciał upadających na maty.
- Hazz, wchodzimy- powiedział Liam, szturchając mnie w bok, po czym ustawił się na środku maty.
Ocknąłem się i poszedłem w tamtą stronę. Wchodząc na ring, rozchyliłem otaczające go liny, by swobodnie znaleźć się na arenie. Payne już na mnie czekał, na rękach mając specjalne nakładki do treningu.
- Gotowy?- w odpowiedzi tylko kiwnąłem głową i podszedłem bliżej niego.- To dawaj.
Albo ja i Alex, albo walki
Pierwszy cios za postawiony mi warunek.
Chciałabym Harry, naprawdę. Staram się, ale to trudniejsze niż może ci się wydawać
Drugi za to, że świadomie ranię najważniejszą osobę w moim życiu.
Mam już dość, rozumiesz?!
Trzeci za to, że niszczę swój związek z osobą, którą kocham.
Nie chcę żyć z kimś, dla kogo nie jestem najważniejsza!
A czwarty za to, że nie potrafię jej pokazać, jak bardzo mi na niej zależy.
Czułem, jak powoli opadam z sił. Opadłem na matę, oparłem się o otaczające ring liny i schowałem twarz w dłoniach.
- Wszystko w porządku?- spytał Liam, podchodząc do mnie.
- Mhm- burknąłem, ściągając rękawice.
Straciłem ochotę na boks. To był jeden z momentów, kiedy chciałem rzucić rękawicami i po prostu odejść. Pójść do domu i wszystko naprawić. Wytłumaczyć wszystko, co niewytłumaczalne i naprawić wszystko, co nie do naprawienia...
- A co z walką?
- Nic się nie zmieniło- odpowiedziałem od razu, nie zastanawiając się nad tym zbyt wiele.
Wszystkie poprzednie myśli wyparowały z mojej głowy, zostawiając tylko chęć zemsty. Oczyma wyobraźni już widziałem, jak w pierwszej rundzie powalam go na ziemię...
- Harry, zastanów się nad tym. Co jest tak ważnego, że dla tego jesteś w stanie zaryzykować wszystko co masz?
- Skyler- odpowiedziałem bez namysłu, ale szczerze.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym ją poznałem... Byłem w klubie, wybrałem ją z tłumu tańczących i wiedziałem, że będzie moja. Obserwowałem ją cały wieczór, a kiedy zniknęła mi z oczu, coś kazało mi jej szukać. I znalazłem. Siedziała skulona pod ścianą, a kiedy podniosła na mnie swoje załzawione oczy zobaczyłem, że miała rozciętą wargę i siniaka pod lewym okiem. W tamtym dniu obiecałem sam sobie, że nie ujdzie mu to na sucho. A teraz miał nadejść dzień, w którym miałem mu udowodnić, że bicie kobiet, tym bardziej moich, jeszcze nikomu nie wyszło na dobre.
- Jesteś pewien? Nie wiem, czy Sky będzie zadowolona...
- O niczym się nie dowie. To moja ostatnia walka, obiecałem jej, że z tym skończę i zrobię to, zaraz po tym, jak skręcę mu kręgosłup za to, co jej zrobił.
- Hazz, stary...
- Pieprzyć to, Liam.
_______________________________
l.o.l
CZYTASZ
I can't change
FanficI can't change it. I cant' change me. I can't change my life. But i love you.