Mroźny poranek. Stali razem na moście i oglądali wschód słońca. Ruks, Ola i Ksog. Dokładnie dziś mijała 20 rocznica od wypadku.
- To nie powinno mieć nigdy miejsca. Nie powinno do tego dojść. - Myślała tak do siebie i dokładnie w tej samej chwili wtulili się w nią obaj. Westchnęła. Jeszcze raz spróbowała przeanalizować wszystko co pamięta z tego dnia.W Sare była styczniowa zima, wyjątkowo mroźna ale i przepiękna. Każdy dzień przynosił słońce ale nocne przymrozki zbierały śmiertelne żniwa. A dodatkowo wieść o potworze nie umilała nikomu życia. Mieszkańcy jednak mimo wszystko starali się być dla siebie mili i uprzejmi.
Widziała to wszystko z daleka, obserwowała z drzew i dachów, przyglądała się będąc w cieniu.Był zmrok a ona musiała przejść przez drogę by upolować królika, nie zauważyła że nadjeżdża auto, pisk opon, szybki skręt, wpadli w poślizg, wpadli do lasu w wielki rów. Już miała uciekać gdy usłyszała płacz dziecka.
Wachała się i bała, ale mimo wszystko postanowiła sprawdzić czy to przypadkiem nie jest tylko agonalny krzyk. Zajrzała do środka z tyłu zobaczyła dwóch małych około półtora rocznych chłopców jeden miał krew zarówno na głowie jak i na szyi, leżał nieruchomo, drugi płakał bo auto bokiem uderzyło w wielki stary przewrócony pień z ostrymi jak przytwa drzazgami, jedna z nich pocharatała mu plecy. Ku jej niezadowoleniu dzieciak po za tym był cały i zdrowy. Zabrała się za robotę. Uciszyła go pewnym zaklęciem które nieraz stosowała na zwierzętach by się uspokoiły. Uleczyła częściowo ranę i już chciała go wynosić gdy ten zaczął się wyrywać w stronę drugiego. Odłożyła go na moment i sprawdziła stan drugiego, żył ale zemdlał. Wzięła obu i przeniosła do najbliższego domu jaki znalazła mając nadzieje że ktoś się nimi zajmie. Nie sądziła jednak że ktoś może o tej porze być na zewnątrz. Usadziła ich pod domkiem i już miała się wycofywać gdy usłyszała chrzęst śniegu. Zobaczyła jak dorosła kobieta ledwo wygląda jakby zobaczyła ducha a za nią za barierą ciepła na ganku siedziała w ławeczce starsza kobieta i uśmiechała się.
- Mówiłam ci, może nie zauważa jeszcze wszystkiego ale z pewnością zdoła uciec.
Jeśli mówiła o niej to miała racje, była już za płotem i biegła dalej póki nie dobiegła do strumyka. Schowała się w starej jamie borsuczej. Schowała tu ubrania, które gdzieś zabrała lub znalazła. Było jej nawet ciepło ale dalej była głodna. Przypomniała sobie te kobiety. Starsza wydawała się być miła, spokojna i zrównoważona, młoda na jej widok miała na twarzy wypisaną mieszankę emocji. Ciekawość dziecka i badacza jednocześnie, ale i strach oraz obrzydzenie. Nie ma co się dziwić, po takim czasie była cała we krwi ze starych polowań czy chociażby akcji jak ta dzisiejsza. Dodatkowo jej wygląd mieszańca nie budził zbyt dobrych skojarzeń. Kruczo czarne skrzydła z czerwonym łuskowatym wzorem, ogon pokryty czymś na wzgląd igieł które swym kształtem przypominały kości, dodatkowo zakończony ostrym jak strzała czubem. I jeszcze te łapy, tylne nogi miała od kolan w dół jak u kota tyle że pokryte łuską.
- Dobrze że chociaż one są odporne na wszelkie temperatury. - Pomyślała i skuliła się w kłębek.- Co z nimi? Biały stracił słuch i ma dość mocno uszkodzony głos ale i tak biorąc pod uwagę wiek nie będzie mówić. Drugi zaś stracił skrzydło, nie będzie mógł się już nigdy wznieść a magia tylko w szczątkowym zakresie.
- Rozumiem, szkoda maluchów, ale dobrze że mają jeszcze babcie i mnie. Zaopiekujemy się nimi.
- Tak dobre i tyle, nie wiecie może co było przyczyną wypadku? Babka czegoś nie wiedziała?
- Podobno zwierzak wybiegł im na przeciw, nie dało się nic zrobić bo przed tym była seria.
- Rozumiem.Obudziła się. Przez chwilę nasłuchiwała co ją obudziło ale usłyszała jedynie własne burczenie brzucha.
- Czyli żyją. To dobrze.
Dzień za dniem mijały tak samo, polowania, ucieczki i obserwowanie miejscowych jako chwilowy relaks. Ocieplenie przyniosło za sobą odwilż a za tym do wiosny bliska sprawa. Zdecydowała się wziąć kąpiel w strumieniu, który już od dłuższego czasu był w ruchu, oczyściła się w końcu z zastygłej krwi, kurzu, błota i innych brudów, zrobiła to samo z rzeczami w których zwykle spała. Zmieniła postać w zwykłego człowieka, przymierzyła bluskę spodnie, przydużą bluzę i jakimś cudem znalazła buty na dnie sterty, które też wyczyściła i założyła. Oglądała siebie w odbiciu strumienia, który mimo że poruszony wyglądał znacznie bardziej ludzko niż od dłuższego czasu. Wybrała się do miasta, chodziła ścieżkami biedniejszych ludzi, tam nie patrzyli na to jak ktoś wygląda. Normalnie się do siebie zwracali i uśmiechali i nikt a nikt nie zachowywał się inaczej niż jak to widziała z daleka, mimo że tym razem była tuż obok. Usiadła na ławeczce w parku i oglądała z radością jak ludzie bogatsi i biedniejsi mijają się jak gdyby nigdy nic. Położyła się na ławce i nie zauważyła nawet kiedy zasnęła w trakcie obserwacji. Obudziła się przez jeszcze mocniejsze burczenie w brzuchu ale wiedziała, że nie jest sama, ktoś ją obserwował.
- Wyspałaś się?
Podsoczyła taż że znalazła się na ścieżce. Zobaczyła uśmiechniętą babcię, tą samą która była wtedy na ganku.
- Nie bój się nie mam zamiaru ci nic robić, a zresztą nawet jakbym chciała to nie w tym wieku. - Zaśmiała się szczerze.
- W takim razie czego Pani chce?
- O proszę! Potrafisz mówić! Gdzie się nauczyłaś? Oj zaczekaj no, chce tylko porozmawiać.
- Dlaczego? - Zatrzymała się.
- Może zacznijmy od początku. Jestem Anna Arki, z rodu najstarszych Arkich, ale większość mówi do mnie babciu. Naszym darem przekazywanym z pokolenia na pokolenie jest widzenie przeszłości, przyszłości wraz z niezachwianą teraźniejszością. Czasem działa to na zasadzie widzenia a czasem przeczucia. Wiemy więcej niż przeciętni ludzie jednak to czego nie wiem stoi na przeciwko mnie i słucha moich poczciwych słów.
- Co masz na myśli przez "to czego nierozumiem"?
- Że jesteś bardzo nieodgadnioną istotą nawet dla mnie a to jest niezwykły dar.
- Przepraszam ale chyba dalej nie rozumiem.
- Nic nie szkodzi, przejdziemy się?
Wstała i ruszyła aleją powoli drepcząc.
- Ile masz lat?
- Nie wiem.
- A jak masz na imie?
- Też nie wiem.
- Wyglądasz mi na około 4 lub 5 lat ile chcesz mieć?
- A co za różnica?
- Żadna, ale kobiety wolą gdy je odmładzać, wierz mi wiem coś o tym.
Mówiąc to zrobiła zabawną minę i poprawiła swoje włosy w śmieszny sposób.
- Czemu uratowałaś tych chłopców?
- Bo żyli, to znaczy że jeszcze mieli szanse.
- A dlaczego przyniosłaś ich akurat do nas?
- Bo było najbliżej.
- Nieprawda, dom sąsiadów z brzega uliczki był znacznie bliżej.
Milczała, bo miała racje, ale powód który był prawdziwy był bardzi głupi i małostkowy.
- Więc?
- A co za różnica?
- Dla mnie jest to bardzo ważne.
- Po prostu.
- Po prostu co?
- Rany! A co za różnica zaniosłam ich tam bo uznałam że tam będzie lepiej okej?
- Dlaczego?
Westchnęła i załamała ręce jak facet gdy nie chce się już sprzeczać z kobietą.
- Bo czułam woń ciasteczek od waszego domu. Słodko miodowy zapach pierniczków i cynamonu. Uznałam że dom który tak pachnie będzie dobry dla takich maluchów i tyle.
- Dobra odpowiedź.
Wybiło ją to z rytmu, przystanęła i w szoku zobaczyła, że staruszka ma minę jakby była wręcz dumna z tego co usłyszała.
- Jak masz na imię?
- Nie wiem.
- Chciałabym żebyś była Ola.
- Dlaczego?
- Mój mąż miał na imię Aleksander, myślę że pasuje do ciebie te imię ale w oczywiście żeńskiej wersji. Co o tym myślisz?
- Podoba mi się.
- Cieszę się, Ola czy chciałabyś może odwiedzić mój dom oraz chłopców których uratowałaś.
Była w szoku, nie wiedziała co powiedzieć. Ta kobieta widziała ją w jej paskudnej, zakrwawionej, potwornej formie a teraz zaprasza ją do domu? To musi być pułapka. Nie ma szans, to musi być pułapka! Już miała uciekać gdy nagle poczuła ten sam zapach co wtedy ale znacznie delikatniejszy.
Obejrzała się za siebie i zobaczyła tę młodszą kobietę jak idzie z chłopcami oraz koszykiem z pięknym zapachem.
- O wilku mowa!
- Cześć! Przepraszam za spóźnienie ale Ksog znów marudził a Ruks jak zwykle uciekał!
Chłopcy w tym samym momencie spojrzeli na siebie i zachichotali. A Ola już totalnie zgłupiała.
- Spokojnie! Nic ci nie zamierzamy zrobić!
- Przybywamy w pokoju! - Powiedział ciemno włosy chłopaczek.
- Jednak nie musimy się nigdzie ruszać, możemy porozmawiać i zjeść tutaj. - Powiedziała siadając na ławeczce.
- Zaraz, zaraz, zaraz! Co tu jest w ogóle grane? O co tu chodzi?
- Eee o ciasteczka Babuni? - Wtrąciła się młodsza kobieta.
- A racja nie przedstawiłam was sobie jeszcze, Ola to Manka, moja córka. Manka to Ola.
Manka akurat pomagała chłopakom usiąść obok babci.
- Cześć! Nawet nie wiesz jak miło jest mi z tobą rozmawiać, znaczy cię poznać! Rozmawiać będziemy za chwilę mam nadzieje. Tylko nie uciekaj tym razem! Postaram się niebyć zbyt napastliwa, chcemy tylko porozmawiać póki co.
- Póki co? - Powiedziała i zaczęła się powoli wycofywać a nawet by i uciekła gdyby nie ten zapach.Ocknęła się. Chłopaki przynieśli ciasteczka. Spojrzała pytająco na obu, oboje w tym samym czasie wzruszyli ramionami i uśmiechnęli się. Już milimetry dzieliły ich od celu.
CZYTASZ
Błogosławieństwo diabła
Short StoryOpowieść o mocy równie niszczycielskiej co ratującej życie, oraz o osobie, która jak nikt rozumie co to wszystko za sobą niesie. O tym jak rzeczywistość miesza się z iluzją, gdy nie wiadomo gdzie kończy się jedna gra i zaczyna kolejna. A przede wszy...