ROK PÓŹNIEJ
Jak ja uwielbiam te zimowe wieczory. Takie ciche i spokojne. Siedziałam właśnie przy biurku, pijąc gorącą herbatę, kiedy kto zapukał do drzwi mojego pokoju. Chwilę potem zobaczyłam twarz mojego taty:
- Co tam robisz Lorraine? Masz czas pogadać?
- Um... no....- Zgarnęłam wszystkie książki, które wcześniej niedbale rzuciłam, w jedną równą stertę. - Coś się stało?
Zdziwiło mnie, że przyszedł. Zazwyczaj nie rozmawialiśmy na błahe tematy typu: "Jak tam w szkole?" czy coś. Zawsze był jaki konkretny powód.
Tata popatrzył z obojętną miną na moje niepościelone łóżko, po czym chwilę się wahając, siadł na nim i popatrzył mi w oczy:
- Zastanawiałem się czemu tak cały czas przesiadujesz w swoim pokoju... Nigdzie nie wychodzisz.
- Być może... Ale co z tego?
- Masz tu jakich przyjaciół? Chciałbym, żebyś choć raz się uśmiechnęła. Wyglądasz tak smutno wiesz?- jego głos był przepełniony troską. Uniosłam jedną brew.
- Yyyy... okej.- w żadnym wypadku nie chciałam uwierzyć, że on tak realnie był zainteresowany mną, moim samopoczuciem, czy też tym jak sobie radziłam w szkole. Pytał z czystej uprzejmości lub... po prostu było mu mnie żal.
-Dlaczego jesteś taka zamknięta w sobie? Słuchaj, wiem że nie rozmawiamy za dużo, bo jestem w pracy, ale jeśli masz jakieś problemy czy zmartwienia to możesz mi powiedzieć. Naprawdę. Zaufaj mi.
- Nie, nie mam żadnych problemów. Poza tym nie mam teraz czasu. Jutro mam ważny sprawdzian. No, więc...Pa. - Wydusiłam te słowa z tłumioną irytacją, która irracjonalnie pojawiła się zaraz po jego słowach.
Otworzyłam pierwszy z brzegu podręcznik, na pierwszej lepszej stronie i udawałam, że czytam.
Czekałam, aż wyjdzie. Kątem oka widziałam, jak jego kąciki ust raptownie opadły. Zamknął oczy i złapał się za nasadę nosa. Trwało to tylko krótką chwilę, ale ten widok sprawił, że zrozumiałam, iż pomimo zmęczenia chciał ze mną porozmawiać, ze swoją córką, którą ja osobiście wcale się nie czułam. Prawdopodobnie sam zaczął już to zauważać.
Szczerze myślałam, że coś jeszcze powie, ale on wstał i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Słyszałam jego ciężkie kroki na korytarzu, które po chwili ucichły. Zrezygnował. Nie chciał zmuszać mnie do rozmowy, do odpowiadania na jego pytania. Siedziałam w kompletnym bezruchu. Westchnęłam głęboko, patrząc tępo na własne ręce wciąż trzymające książkę. Zraniłam go. Niewątpliwie. Tak samo jak u mnie trudne sprawy nie spływały po nim jak po kaczce. Mimo tego, że udawał silnego i w pewnym sensie był oschły i surowy to był również wrażliwy. Przejmował się wszystkim, choć nie dawał po sobie tego poznać.
Odchyliłam się do tyłu na oparcie fotela i podciągnęłam kolana pod brodę. Po moim policzku powoli spłynęła samotna łza. To nie był pierwszy raz, kiedy tak go odepchnęłam. On chciał ze mną rozmawiać i chyba naprawdę mu zależało. Stworzyć prawdziwą relację można właśnie poprzez szczere rozmowy. I choć chciałabym to jednocześnie sama sobie to utrudniam. Jestem rozczarowaniem dla siebie i innych. Czemu ranię? Co ze mną jest nie tak? A może to po prostu oznacza bycie słabym? Wszyscy ludzie są tak słabi i przez to każdy rani każdego? Dlaczego zazwyczaj za późno zdajemy sobie sprawę ze swoich działań i ich negatywnych skutków?
Czasami ranimy świadomie, a czasami nie... Ale to bez znaczenia. Ból ten sam.
Siedzę tak jakiś czas gapiąc się nieprzytomnie w białą ścianę na wprost mnie. Siedzę i gapię się w ścianę jak debil. Bo jestem debilem.
CZYTASZ
Amator życia
Teen Fiction"Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny." ...