bzdury ✄ bakushima

538 95 18
                                    

university!au
(i tak trochę kontynuacja wcześniejszego shota)

       Nauka mimo wszystko nie była mocną stroną Kirishimy. Tym bardziej teraz, kiedy przyniesiona przez Bakugou herbata była dla niego idealną wymówką, żeby zrobić przerwę, i łykana przez niego ciurkiem, skutecznie odciągała go od książek, które w końcu z własnej woli ze sobą przyniósł.

Właściwie blondyn sam w sobie dostatecznie go rozpraszał; pewnie dlatego Kirishima z góry uznał wspólną naukę za porażkę i starał się czerpać z ich spotkania tyle bliskości, ile tylko mógł. Spotykali się już od ponad dwóch tygodni, co dla Eijirou było wciąż nieco trudne do przyswojenia — i, jak przypuszczał, dla drugiego chłopaka również, choć wcale a wcale tego nie okazywał. To w końcu krótki okres czasu, ale Bakugou, jak zdążył już zauważyć czerwonowłosy, wcale nie czuł się tym skrępowany.

Albo raczej starał się tego nie ujawiać.

Chcąc to sprawdzić, trochę dla siebie, a trochę dla swojej niewyrażonej ciekawości, Kirishima niby przypadkiem trącił dłoń Bakugou swoją, złączając ze sobą ich małe palce; zrobił to delikatnie, wręcz ze strachem, że zostanie odtrącony. Eijirou poczuł, jak drugiemu chłopakowi zaczyna drżeć ręka i jak wpatruje się w niego z tą swoją złowrogą miną, ale też jak powoli przesuwa swoją dłoń bardziej w bok i teraz wszystkie ich palce są złączone w nieśmiałym uścisku, wywołując u Kirishimy motyle w brzuchu i przywołując na jego twarz mimowolny uśmiech. A więc to tak.

Książki leżały obok nich, na podłodze, szepcząc coś sobie szeleszczcącymi kartkami, obaj jednak mieli je gdzieś. Nie było to najlepsze rozwiązanie, zważając na fakt, jak niewiele czasu zostało im obydwóm do egzaminów semestralnych, ale w tym momencie Katsuki był zbyt zajęty trzymaniem ręki Kirishimy, a czerwonowłosy za bardzo pochłonięty niepuszczaniem jego dłoni, żeby myśleć o obowiązkach.

Przynajmniej tak było do momentu, kiedy nieznośny szelest zrobił się zbyt głośny, a przez kręgosłup Eijirou przebiegł dreszcz.

— Katsu, zamkniesz okno? — poprosił po kilku długich sekundach. Nadal nie chciał puszczać, ale też nie widziało mu się marznąć w przeciągu.

Bakugou odpowiedział mu gderliwym mruknięciem, ale posłusznie wstał i zamknął okno. Patrzył teraz na Kirishimę z góry, na niego z kolei spoglądał ze swojego terrarium Niszczyciel Światów, wygrzewając się w sztucznym, aczkolwiek przyjemnym świetle żarówki. Bakugou do tej pory nie wybaczył sobie, że dał mu zjeść Red Riota, myszkę, którą dostał od Eijirou. Właściwie kupił ją od niego, w sklepie zoologicznym, w którym pracował czerwonowłosy, ale wolał o niej myśleć jako o prezencie. O małym, puchatym prezencie, który z lekkim sercem zamienił na obiad dla swojego pająka.

Oczywiście nie wspominał o tym Kirishimie ani słowem, wiedząc, że na jego twarzy natychmiast pojawiłby się zawód, a kto wie, może i nawet łzy. Nie, do tego Bakugou nie mógł dopuścić; jedynym rozwiązaniem wydawało się więc zakupienie nowej, identycznej myszki, naturalnie w innym sklepie, tak, by nikt się nie zorientował.

Dla tego idioty był gotów robić nawet takie bzdury.

       Uczęszczanie na różne kierunki wiązało się z całą gamą uniedogodnień, na które musieli się godzić; mniej czasu do spędzenia razem, zero wspólnych wykładów i różny materiał do przerobienia, co utradniało wspólną naukę.

Obaj mieli już dość studiów, ale też obaj byli do bólu zawzięci i ani im się śniło odpuścić. Kirishima dla rozluźnienia pracował na pół etatu w sklepie zoologicznym, a Bakugou odwiedzał go, kiedy akurat nie spędzał kolejnej godziny na siłowni. Oczywiście wcale nie przechodził pół miasta dla tego czerwonego koszmaru każdego fryzjera, zawsze po prostu był w okolicy, jak zwykł się tłumaczyć. Kirishima mu nie wierzył, ale wcale nie musiał, bo wydawało mu się to niesamowicie urocze. Zresztą, jak cały Bakugou — i był chyba jedyną osobą, która tak uważała, co sprawiało, że wybuchowy chłopak czuł się jak najbardziej wyjątkowa osoba na całej Ziemi, z najlepszym chłopakiem, jakiego mógłby na niej znaleźć.

I gdy Kirishima miał wolne, sam chętnie wychodził poćwiczyć z Katsukim, co, wcale nie ukrywał, uszczęśliwiało go do tego stopnia, że nie mógł pozbyć się uśmiechu — tego roztapiającego serce, jak zdążył już mu wypomnieć blondyn. To było dla niego śmieszne, że Bakugou nigdy nie dawał komplementów; on wypominał dobre cechy.

Najbardziej śmieszyło go jednak, jak zawzięcie starał się wypierać, że kogokolwiek lubi, mimo że jasno było widać, jak wiele znaczy dla niego choćby Kaminari. Dlatego kiedy Bakugou powiedział mu, że go lubi, wiedział, że to znaczy coś dużo, dużo więcej; to był tylko eufemizm, na który blondyn mógł sobie pozwolić ze względu na swój ostry charakter, a który jednak bez problemu przyozdobił twarz Kirishimy soczystym rumieńcem, ciągnącym się aż po czubki uszu.

I za każdym razem, kiedy Katsuki mu to mówił, było tak samo. A kiedy Eijirou uśmiechał się w zamian najszczerszym i najpromienniejszym z uśmiechów, jakie Bakugou miał okazję ujrzeć w życiu, w dodatku skierowanym tylko i wyłącznie dla niego, miał ochotę rzucić książki w kąt i znów złapać go za rękę, tym razem nie puszczając, choćby nie wiem co.

szczęście w nieszczęściu » bnhaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz